Index Klin Chmielewska Joanna Ksiazka poniekad kucharska Chmielewska Joanna Wielki diament T 2 (4) Chmielewska Joanna Wielki diament T 1 (4) Chmielewska Joanna Babski motyw (5) Chmielewska Joanna Wielki diament T 1 (3) Chmielewska Joanna Babski motyw (4) Chmielewska Joanna Wielki diament T 1 (2) wiedza i zycie2 Przetacznik Gierowska Maria, WÅ‚odarski Ziemowit Psychologi (2) |
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .Wytar³am pralkê, rozwiesi³am mokre szmaty w kuchni na sznurkach i usiad³am na tapczanie, ¿eby z czystym sumieniem odpocz¹æ.Zapali³am papierosa i opar³am siê o poduszki.Œwieci³a moja nastrojowa lampka i radio brzêcza³o tak rzewnie, ¿e a¿ siê niedobrze robi³o.Nic mi jakoœ to pranie nie pomog³o.Na ciele mnie wykoñczy³o, ale dusza pozosta³a nietkniêta.Zadzwoni³ telefon.Smutnie, niechêtnie, beznadziejnie podnios³am s³uchawkê.Co mnie teraz telefony obchodz¹?.— S³ucham.— Dobry wieczór.Milcza³am przez d³ug¹ chwilê, od stóp do g³Ã³w wype³niona dŸwiêkiem tego niskiego, aksamitnego g³osu.— Dobry wieczór — powiedzia³am w absolutnym oszo³omieniu.— No i co?To mnie og³upi³o ostatecznie.To ja mam wiedzieæ „no i co”?! Nic nie rozumiem, nie wie, ¿e ja wiem, czy udaje, ¿e nie wie? Co to znaczy?!Poczu³am nag³y przyp³yw nieufnoœci.— To chyba ja powinnam zadaæ takie pytanie? — powiedzia³am ostro¿nie.— Dlaczego? Pytam, kiedy mo¿emy siê zobaczyæ? O ile sobie przypominasz, mia³em ci wyjaœniæ pewne rzeczy.W³aœnie nadesz³a odpowiednia chwila.— Obawiam siê, ¿e niewiele jest ju¿ rzeczy, które musisz mi wyjaœniaæ — powiedzia³am smutnie.— Ale skoro chcesz, to proszê ciê bardzo.Chêtnie pos³ucham.— Czy mo¿na wobec tego przyjechaæ do ciebie, powiedzmy, za pó³ godziny?Opanowa³y mnie najgorsze przeczucia.Wie, ¿e mieszkam sama, pora jest póŸna, liczy na moj¹ lekkomyœlnoœæ, po co chce przyjechaæ? Niew¹tpliwie po to, ¿eby mnie usun¹æ z tego pado³u.Na moj¹ lekkomyœlnoœæ mo¿na by³o liczyæ bezb³êdnie.Nie by³abym sob¹, gdybym siê nie narazi³a na niebezpieczeñstwo z okrzykami radoœci i szczêœcia.Natychmiast wesz³am do gry!— Proszê ciê bardzo — powiedzia³am uprzejmie.— To bêdzie nawet z zachowaniem tradycji, na sznurkach u mnie wisi pranie.Czekam.W pó³ godziny potem zadŸwiêcza³ dzwonek u drzwi.Otworzy³am i wpuœci³am go do przedpokoju.— Wiem, po co przyszed³eœ — powiedzia³am.— W zasadzie nie mam nic przeciwko twoim zamiarom.Zgin¹æ z rêki tak interesuj¹cego mê¿czyzny?.Sam cymes! Mam nadziejê, ¿e zgodzisz siê dokonaæ tego morderstwa w pokoju?— Gdzie sobie tylko ¿yczysz.Wesz³am do pokoju i zapali³am górne œwiat³o.— Pozwolisz, ¿e ciê przed œmierci¹ przynajmniej dok³adnie obejrzê? ¯ebym na tamtym œwiecie nie pope³ni³a nastêpnej pomy³ki.Usi¹dŸ, za wysoki jesteœ do ogl¹dania na stoj¹co.Usiad³ w fotelu bez sprzeciwu i patrzy³ na mnie z tym lekko kpi¹cym i tak bardzo sympatycznym uœmiechem.Mia³ na sobie szar¹ marynarkê ze skórzanym ko³nierzykiem, bia³¹ koszulê i bardzo ³adny krawat.I có¿ tu ukrywaæ, by³ jednak naprawdê nieprzeciêtnie przystojny! Chocia¿ kompletnie nie w moim typie.Z determinacj¹ pomyœla³am sobie, ¿e œmieræ w tych okolicznoœciach bêdzie na pewno najbardziej romantyczna ze wszystkich mo¿liwych.— No i jak? — powiedzia³.— Przyjrza³aœ siê? To mo¿e zgaœ ten jupiter pod sufitem, bo siê czujê jak aktor na planie.Zgasi³am i usiad³am na fotelu naprzeciwko niego.By³am zbyt oszo³omiona sytuacj¹, ¿eby powiedzieæ coœ sensownego.— Jesteœ o wiele ³adniejsza, ni¿ mi siê zdawa³o — powiedzia³ uœmiechaj¹c siê.— Dobrze, ¿e tego wczeœniej nie wiedzia³em.— Dlaczego?— Pope³ni³bym nastêpne g³upstwo, bo pewnie bym nie wytrzyma³, ¿eby ciê nie zobaczyæ.Musisz tak sztywno siedzieæ?— Usi³ujê byæ godna w ostatnich chwilach ¿ycia — odpar³am z gniewem.— Chcesz herbaty?— A owszem, chêtnie siê napijê.Robi¹c herbatê wyobra¿a³am sobie szybko, jak by to by³o piêknie, gdybym tak mia³a w domu jak¹œ z opóŸnieniem dzia³aj¹c¹ truciznê.Ukatrupi³by mnie, a potem sam by tak¿e kojtn¹³ przy moich zw³okach.Nic z tego, nie da siê przecie¿ otruæ trójchlorkiem etylenu.Ustawi³am na stole herbatê, popielniczkê, papierosy i usiad³am na tapczanie.Opar³am siê o poduszki i spojrza³am na niego.— To ty czyta³eœ logatomy, prawda? — spyta³am nieoczekiwanie dla siebie samej.— Ja.Przewa¿nie.Co jeszcze chcesz wiedzieæ?— Proszê o wyjaœnienia w porz¹dku chronologicznym.Dlaczego mnie napuœci³eœ na niewinnego cz³owieka?— Zna³em go z widzenia.Wiedzia³em, ¿e jesteœmy do siebie podobni i ¿e przypadkowo mamy takie same psy.Bra³em pod uwagê twoje poszukiwania i, Joanno, wybacz mi to.Musia³em ciê jakoœ przystopowaæ.— Wiedzia³eœ, ¿e macie identyczne g³osy?— Wiedzia³em.W naturze ró¿nica jest s³yszalna, ale z taœmy rzeczywiœcie brzmi¹ identycznie.To mi w³aœnie podsunê³o myœl, ¿eby go wykorzystaæ.— Dziêkujê ci bardzo za tê przedni¹ myœl.— Mia³em nadziejê, ¿e ci te poszukiwania zajm¹ wiêcej czasu.Nie doceni³em ciê.— Dalej proszê.Kluczowa scena programu.— Powinnaœ siê ju¿ chyba domyœliæ, jakiego rodzaju by³o moje niedopatrzenie — powiedzia³ z westchnieniem.Milcza³ chwilê, a potem mówi³ dalej tym swoim miêkkim, niskim, urzekaj¹cym g³osem.S³ucha³am bez zdziwienia, bo w³aœciwie istotnie ju¿ siê tego domyœla³am.Wojskowy cz³owiek rzuca³ trafne przypuszczenia.Mo¿na nie tylko zapomnieæ klucza od szafy pancernej, mo¿na go tak¿e przez pomy³kê zabraæ ze sob¹.—.Usi³owa³em z³apaæ telefonicznie od ciebie faceta, który mia³ drugi komplet, ale go nie zasta³em.Wy³¹cznie ze zdenerwowania poda³em twój numer telefonu.Ten idiota, który ze mn¹ rozmawia³, zapisa³ go w niew³aœciwym miejscu i st¹d siê wziê³a ta potworna pomy³ka.— Nie wiedzia³eœ o niej?— Nikt nie wiedzia³.Nikomu podobna bzdura nawet nie mog³a przyjœæ do g³owy.Gdybyœ by³a przynajmniej jakoœ inaczej odpowiada³a! Wprowadza³aœ w b³¹d wszystkich rozmówców w sposób wrêcz genialny, mo¿na ci pogratulowaæ talentu do robienia zamieszania.To prawda, mia³ racjê.Mia³ te¿ przy tym nieco strapiony wyraz twarzy, który razem z uœmiechem jeszcze bardziej go wyprzystojnia³.W duszy kot³owa³y mi siê jakieœ przedziwne, nies³ychanie skomplikowane uczucia, od uzewnêtrznienia których powstrzymywa³o mnie g³êboko wpajane w dzieciñstwie poczucie taktu.Ostatecznie, zosta³am przecie¿ kiedyœ dobrze wychowana, nie potrafiê teraz wspomnieæ o jego przestêpczej dzia³alnoœci i o losie, jaki go czeka.Trefny temat, który trzeba pomijaæ milczeniem.— Dlaczego to mia³o tak¹ g³upi¹ nazwê? — spyta³am.— Szkorbut.¯eby mnie przyprawiæ o pomieszanie zmys³Ã³w?— Po prostu to by³o pierwsze s³owo, u¿yte jako sygna³ wywo³awczy, i tak ju¿ jakoœ zosta³o?.Przygl¹da³am mu siê, z wysi³kiem usi³uj¹c rozwik³aæ te skomplikowane uczucia w duszy.Dlaczego ja siê tak dobrze czujê w towarzystwie tego cz³owieka? Zdumiewaj¹ce, przecie¿ to bandyta, który mnie zaraz zamorduje.Ja chyba rzeczywiœcie jestem nienormalna.Ostatnie chwile ¿ycia.Chyba ostatnie chwile ¿ycia ma siê prawo spêdzaæ w sposób dowolny? Nawet jeœli oka¿ê teraz brak patriotyzmu, to ¿adnej szkody z tego nie bêdzie.Jaka szkoda, mój Bo¿e, jaka szkoda.Co prze¿yjemy, to nasze!.— Czy ja mogê usi¹œæ jakoœ mniej oficjalnie? — spyta³ nag³e, ci¹gle z tym swoim denerwuj¹cym uœmiechem, który go stanowczo za bardzo wyprzystojnia³.— Proszê ciê bardzo — odpar³am w roztargnieniu, bo by³am zajêta rozstrzyganiem nadzwyczaj wa¿nych rzeczy.Na to on wsta³ z fotela i usiad³ obok mnie, na tapczanie.Radio gra³o znów przeraŸliwie rzewnie i ta idiotyczna lampka tak okropnie nastrojowo œwieci³a [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||