Index
Jordan Robert Kolo Czasu t 2 cz 1 Wielkie Polowanie
Cawthorne Nigel Zycie erotyczne wielkich dyktatorow
Tiptree James Matka w niebie diamentów
Chmielewska Joanna Ksiazka poniekad kucharska
SZTUCZKA NR 4
118 13 (8)
abc.com.pl 7
abc.com.pl 6
Flagg Fennie Smazone zielone pomidory (3)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ramtopy.keep.pl

  • [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
    .Urz¹dzenie dzia³a³o, kluczyk siê przekrêca³, otwiera³ i zamyka³ k³Ã³deczkê, ale na tym siê nasza wiedza o niej koñczy³a.- Intryguje mnie ten przedmiot - wyzna³am, a Krystyna kiwnê³a g³ow¹.- Coœ powinien oznaczaæ.Taki kluczyk zawsze bywa wstêpem do tajemnicy, nale¿a³oby szukaæ czegoœ ma³ego, zamkniêtego.- I mia³abyœ ca³kiem racjê, ju¿ siê rzucam do szukania ma³ego zamkniêtego, gdyby tu le¿a³ sam kluczyk.Ale jak sobie wyobra¿asz to zamkniêcie, skoro mamy równie¿ k³Ã³deczkê?Wysili³am wyobraŸniê, ale coœ zamkniêtego na k³Ã³deczkê, która istnieje samotnie, w oddaleniu od skobla, przeros³o moje mo¿liwoœci.Obejrza³am j¹ jeszcze raz.- Wygl¹da prawie jak nowa.Mo¿e zosta³a œwie¿utko kupiona.- Œwie¿utko kupiona powinna mieæ co najmniej dwa kluczyki.- To nie wiem.Odczep siê.Musi istnieæ jakaœ przyczyna, dla której taki bzdet zosta³ starannie przechowany! Gdybyœmy jeszcze wiedzia³y przez kogo.- Nale¿a³o nie dotykaæ - przerwa³a mi Krystyna z niezadowoleniem.- Przedmiot ludzk¹ rêk¹ nie tkniêty bardzo d³ugo zachowuje odciski palców, a elektronika czyni cuda.Na tych pud³ach, na strychu, na papierach, da³oby siê mo¿e wyodrêbniæ prababciê, narzeczon¹, pomocnika parszywca.o! Na papieroœnicy! Musia³ byæ! Pop³aczê siê z ¿alu!Zirytowa³a mnie.- G³upia jesteœ, niemo¿liwe, ¿eby przez sto lat czegoœ nie umyli i nie odkurzyli.Gówno byœ znalaz³a, a nie odciski palców! Poza tym, ju¿ przepad³o, teraz musimy zwracaæ uwagê na dwie rzeczy.Coœ ma³ego ze skobelkiem.Ju¿ wiem!- No? Co wiesz? Uporz¹dkowa³am jasnowidzenie.- By³o zamkniête na k³Ã³deczkê, kluczyk zosta³ zgubiony, kupiono drug¹ k³Ã³deczkê z zamiarem wymiany, tamt¹ oder¿n¹æ, tê zawiesiæ.Nie zd¹¿yli.Wszystko jedno, kto.Musimy szukaæ czegoœ, zamkniêtego na k³Ã³deczkê bez kluczyka!- Niez³y pomys³ - pochwali³a Kryœka jadowicie.- Nic siê nie gubi równie ³atwo, jak klucze.Wszystkie k³Ã³deczki bêdziemy odrzynaæ?- Nie narobi³aœ siê zbytnio do tej pory.- Idiotka!!! Nie narobi³am siê.!!!- Mam na myœli przy odrzynaniu.- No tak, wielkie szczêœcie jeszcze przede mn¹.Có¿ za niebiañska perspektywa! Musia³o ci rozum odebraæ.Czym tak bêdziemy odrzynaæ? Si³¹ woli?Podnios³am siê, usi³uj¹c nie stêkaæ, zabra³am ze skrzyni czarny, pierzasty kapelusz i przymierzy³am go przed lustrem.Musia³am sobie samej zmieniæ temat i odzyskaæ równowagê wewnêtrzn¹, bo kretyñska k³Ã³deczka wyraŸnie zaczyna³a mnie og³upiaæ.Poprzygl¹da³am siê sobie przez chwilê i zrobi³o mi siê zdecydowanie przyjemniej.Krystyna przygl¹da³a mi siê równie¿ i z³agodzenie uczuæ nast¹pi³o u niej od razu.- No dobrze.Buchwelem.Albo tak¹ z³odziejsk¹ pi³k¹, gdzieœ to chyba uda siê kupiæ.Naodrzynamy siê za ca³e ¿ycie.Zdejmij to ze ³ba i mów dalszy ci¹g, czego jeszcze mamy szukaæ?Z ¿alem zdjê³am kapelusz i znów usiad³am ko³o niej.- Tej hipotetycznej sakieweczki.Nie wiem po co, wiêc nie zadawaj g³upich pytañ, na wszelki wypadek.Mam nadziejê, ¿e jej nie przeoczymy, powinna byæ jaskrawa.- E tam, mog³a wyp³owieæ i teraz jest ró¿owo szara.Poza tym, wcale nie musi to byæ sakieweczka, chocia¿ przyznajê, ¿e owszem, nasuwa siê.Lepiej zwracajmy wagê na muszelki.Konkluzja nas jakoœ usatysfakcjonowa³a.Zapakowa³am starannie czerwono-muszelkowo-g¹bczaste œmietki do chustki, chustkê zaœ, razem z ca³¹ reszt¹, do sepecika.Podnosz¹c wêze³ek z pod³ogi, ujrza³am pod nim kawa³ek z³o¿onego na czworo papieru, wypad³ z sakwoja¿yka równie¿ i ukry³ siê pod tekstylnym ch³amem.Chwyci³yœmy go równoczeœnie z now¹ nadziej¹.Papierek stanowi³ coœ w rodzaju pokwitowania.Wicehrabia de Pouzac odebra³ bransoletê z wygrawerowanym napisem, a otó¿ wcale nie odebra³, bo kwit nie zosta³ podpisany.Nasza wiedza w tej kwestii by³a ju¿ dostateczna, ¿eby teraz ta bransoleta nie zaczê³a nam bruŸdziæ.- No tak, w ten sposób wiemy na pewno, co uda³o siê znaleŸæ - stwierdzi³a Krystyna.- Nie ulega w¹tpliwoœci, ¿e to jest ten w³aœnie zaginiony sepecik.Precz z niepewnoœci¹ przynajmniej w tym jednym punkcie.Zabieramy.Podnios³yœmy siê wreszcie z tej pod³ogi ostatecznie.Znalezisko zabra³am do swojej sypialni, tak zdecydowa³a Krystyna, sakwoja¿yk by³ zabytkowy, jego zawartoœæ równie¿, wszelkie zabytki zaœ wchodzi³y w zakres mojego zawodu i nadawa³am siê do ich pilnowania.PóŸnym popo³udniem, kiedy pi³yœmy kawê na oszklonej werandzie, do szeroko otwartych drzwi zapuka³ kamerdyner w swojej normalnej postaci, ju¿ bez turbanu na siwych w³osach.Przyzwyczajony do nas, nie zwraca³ siê do powietrza miêdzy nami, tylko spogl¹da³ zwyczajnie, to na jedn¹, to na drug¹.Przeprosi³ uni¿enie i spyta³, czy jaœnie panienki racz¹ pozwoliæ, ¿eby coœ powiedzia³.Pozwoli³yœmy skwapliwie.- Ale niech Gaston usi¹dzie - zaleci³a Krystyna.- Gaston jest jeszcze po chorobie.- W ¿adnym absolutnie wypadku - odpar³ z moc¹.- Nie uchodzi.- W takim razie nie bêdziemy rozmawiaæ - wtr¹ci³am siê stanowczo.- I tak nie zrozumia³abym ani s³owa, bo martwi³abym siê, ¿e Gastonowi zaszkodzi.- Proszê natychmiast usi¹œæ! - wyda³a rozkaz Krystyna.Musia³a mu siê wydaæ w tym momencie nadzwyczaj podobna do prababki Karoliny, której dezyderaty przywyk³ spe³niaæ bez szemrania, bo zrezygnowa³ z protestów.Usiad³ sztywno i uroczyœcie, broñ Bo¿e nie przy stole, tylko na stoj¹cym z boku fotelu.- S³uchamy - powiedzia³am zachêcaj¹co.Kamerdyner odchrz¹kn¹³ i zacz¹³ od razu do rzeczy.- Otó¿, proszê jaœnie panienek, ja tego bandytê rozpozna³em.Nie przyzna³em siê, bo to jest sprawa rodzinna i policji nic do niej.Ale jak siê na mnie rzuca³, dostrzeg³em kawa³ek twarzy, a i wczeœniej, kiedy grzeba³ w toaletce, rozpozna³em go tu, w ramionach.Poruszy³ barkami bez ma³a jak hiszpañska tancerka i zamilk³, oczekuj¹c zapewne jakiejœ naszej reakcji.Nie wypada³o go rozczarowaæ.- I kto to by³? - spyta³am z zainteresowaniem.- Ten Amerykanin, który tu przychodzi³ i jaœnie panienki zaprosi³y go na ca³y dzieñ do biblioteki.Na dwa dni nawet.A on ju¿ przychodzi³ dawniej, do jaœnie pani hrabiny nieboszczki.- No proszê! - wyrwa³o siê Krystynie z triumfem.Kamerdyner kiwn¹³ g³ow¹, jakby tego siê w³aœnie spodziewa³.- Pani hrabina kaza³a mieæ na niego oko i powiedzieæ, jakby siê tu krêci³, ale parê lat go nie by³o.Ze szeœæ.Dopiero teraz znów siê pokaza³, ma³o siê zmieni³, w³aœciwie wcale.- A Gastona nie pozna³? - zdziwi³am siê.- Zachowywa³ siê jak obcy.Kamerdyner nagle odrobinê siê zmiesza³.- Nie.Bo nie tylko s³u¿by wiêcej mieliœmy, ale i ja wtedy wygl¹da³em inaczej.Wyznam chyba.Ba³em siê, ¿e pani hrabinie wydam siê za stary, zwolni mnie na ³askawy chleb, wiêc w³osy mia³em czarne, zawsze to trochê odm³adza.Móg³ mnie pomyliæ z naszym lokajem, Bernardem, którego tu ju¿ nie ma.On te¿ by³ czarny.Ale to nie wszystko.- A co jeszcze? - pomog³a mu Krystyna.Obie s³ucha³yœmy, nie kryj¹c ¿ywego zaciekawienia, wiêc kamerdyner siê rozkrêca³, sztywnoœæ w nim miêk³a trochê i przechodzi³a w przejêcie.- A otó¿ jest taka rzecz.Jaœnie panienki zgaduj¹, ¿e s³u¿ba zawsze wiêcej wie ni¿by siê wydawa³o.I ja to wiem, ja st¹d pochodzê, w zamku siê urodzi³em za pierwszej wojny, moja matka klucznic¹ by³a.Jaœnie hrabinê Klementynê jeszcze pamiêta³a ze swoich m³odych lat, dwudziestu nie mia³a, kiedy tu straszne zamieszanie siê zrobi³o, jak wicehrabia de Pouzac, Gaston, którego imiennikiem jestem, tragiczn¹ œmierci¹ zgin¹³.Lady Justyna Blackhill, naówczas m³oda panna, tu u babki mieszka³a i w wielkim poœpiechu tam i z powrotem jeŸdzi³a, a pani hrabina konferowa³a z policj¹.Jakiœ wa¿ny komisarz tu podobno przyje¿d¿a³.Matka mi o tym wszystkim niejeden raz opowiada³a, a szczególnie wspomina³a na staroœæ.I te¿ nie w tym rzecz.- O nie! - powiedzia³a Krystyna stanowczo i zerwa³a siê od sto³u [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.