Index Chmielewska Joanna Klin (4) Card Orson Scott Gra Endera (3) ÂŚwiderkówna Rozmów o Biblii ciąg dalszy drapieżcy question ask.tcl page Kobierzycki Tadeusz Poza MiłoÂścią i WolnoÂścią. uzaleznienia psychologicznego (9) Charles E Skinner Psychologia wychowawcza Zimmer Bradley Marion Mgly Avalonu Books Dav Diabelski kandydat |
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .Udzielona mi informacja by³a ca³kowicie niezrozumia³a.Zastanawia³am siê nad ni¹ przez chwilê, ale uzna³am, ¿e to albo pomy³ka, albo g³upi dowcip, i przesta³am siê zastanawiaæ, natomiast moja wœciek³oœæ i przygnêbienie wzros³y do monstrualnych rozmiarów.Doskonale wiedzia³am, ¿e bior¹c siê na nowo za artyku³ o domach kultury podœwiadomie czeka³am na zupe³nie inny telefon, telefon, który nie by³by g³upi¹ pomy³k¹.Siedzia³am nad kartk¹ z d³ugopisem w rêku i od czasu do czasu pisa³am pozbawione sensu zdania.Czu³am siê nieszczêœliwa od stóp do g³Ã³w, a œwiadomoœæ nie wype³niania wisz¹cego mi nad g³ow¹ obowi¹zku denerwowa³a mnie coraz bardziej.Wreszcie dosz³am do kulminacyjnego punktu twórczoœci, a mianowicie napisa³am: „Dom kultury musi straszyæ”.Przyjrza³am siê temu, co napisa³am, najpierw bezmyœlnie, a potem nagle absurdalnoœæ tej wypowiedzi uderzy³a mnie do tego stopnia, ¿e oprzytomnia³am.Jakie straszyæ, dlaczego straszyæ? Wszystko, tylko nie straszyæ! Widocznie mam ju¿ nieprzeciêtnego fijo³a, skoro takie bzdury wypisujê, najwy¿szy czas wróciæ do równowagi!Chêæ powrotu do równowagi mog³a byæ tylko pobo¿nym ¿yczeniem, bo równowaga by³a ode mnie oddalona o lata œwietlne.Ale g³êboko zakorzenione poczucie obowi¹zku zmusi³o mnie do gigantycznych wysi³ków i wreszcie, póŸn¹ noc¹, uda³o mi siê odrobinê zainteresowaæ zaplanowanym tematem.Skutek tego zainteresowania by³ taki, ¿e pocz¹tek artyku³u nabra³ nieco sensu, ale do pracy pojecha³am nieprzytomna z niewyspania.Najprostsze czynnoœci zawodowe wydawa³y mi siê szalenie skomplikowane.Skoñczy³am moj¹ bramê i zabra³am siê do przerabiania projektu, który niegdyœ tworzy³ Janusz, a w którym musia³y znaleŸæ odbicie aktualne fanaberie inwestora.Usilnie stara³am siê mo¿liwie ma³o przerobiæ i mo¿liwie du¿o zostawiæ, bo jedyne, do czego by³am zdolna, to bezmyœlne kreœlenie po Januszu.Parê minut po dwunastej ugrzêz³am nad zawi³ym problemem.Na przekroju pod³u¿nym by³y wypisane jakieœ dziwne wymiary, ale nie by³o ¿adnego elementu, którego by dotyczy³y.Bardzo d³ugo siedzia³am, zastanawiaj¹c siê nad tym, co ten Janusz takiego móg³ mieæ na myœli.Moje wysi³ki umys³owe nie da³y ¿adnych rezultatów, wiêc wreszcie postanowi³am go o to zapytaæ.Mog³am to bez trudu uczyniæ od razu, ale w tym stanie ducha najprostsze rozwi¹zania nie przychodzi³y mi do g³owy.Zanim go zapyta³am, wpad³y mi nagle w ucho dŸwiêki, rozprzestrzeniane przez radio.Dziennik po³udniowy.Przez chwilê s³ucha³am, pe³na niechêci i rozgoryczenia.— O — powiedzia³am — ch³opaki, s³uchajcie.Moja ofiara czyta.Wiesio i Janusz podnieœli g³owy i s³uchali z zaciekawieniem, bo moje osobliwe kontakty z czytaj¹cym by³y im doskonale znane.Piêkny, dŸwiêczny g³os mówi³: ”.zostanie sprowadzone do Polski sto osiemdziesi¹t ton bu³garskich pomidorów”.— Ciekawe.— powiedzia³ Wiesio w zamyœleniu.Ocknê³am siê nagle.— Janusz, chodŸ no tu — powiedzia³am z westchnieniem.— Coœ ty tu zwymiarowa³? Powietrze?— Jakie powietrze? — spyta³ Janusz nieufnie, podnosz¹c siê od sto³u.— Co ty wygadujesz?Pokaza³am mu dziwne miejsce.— Rzeczywiœcie.Czekaj, co ja tu mog³em zrobiæ?Pochyli³ siê nad sto³em, opar³ na nim ³okcie i brodê na rêkach i przez chwilê obydwoje przygl¹daliœmy siê tajemniczym wymiarom jednakowo bezmyœlnie.— Te¿ mi g³upie pytania zadajesz — powiedzia³ z niesmakiem.— Sk¹d ja mogê pamiêtaæ, co ja tu robi³em trzy miesi¹ce temu.— No przecie¿ chyba coœ myœla³eœ?— No na pewno myœla³em, tylko co?— Mo¿e tu coœ mia³o byæ i zapomnia³eœ dorysowaæ?— Zaraz, zaraz.Chyba ju¿ wiem, weŸ przekrój poprzeczny.Zaabsorbowani odgadywaniem minionych procesów myœlowych Janusza nie zwracaliœmy uwagi na Wiesia, który wsta³ z krzes³a i podszed³ do telefonu.Usiad³, wykrêci³ numer i poprosi³ o jakiœ wewnêtrzny.Roz³o¿y³am przekrój poprzeczny.— Jest! — zawo³a³ Janusz.— Studzienka zbiorcza w kanale.— Rzeczywiœcie, w poprzecznym jest, a w pod³u¿nym nie ma.Zapomnia³eœ narysowaæ? Na ogó³ bywa odwrotnie, rysuje siê element, a zapomina o wymiarach.— Ja jestem taki oryginalny.To teraz ty j¹ dorysuj.Wiesio dosta³ po³¹czenie i poprosi³ kogoœ do telefonu.Z niewyspania mia³am fatalnie spóŸniony zap³on i nazwisko, które wymieni³, nie dotar³o do mnie we w³aœciwym czasie.Kiedy porzuci³am studzienkê i zerwa³am siê z krzes³a, by³o ju¿ za póŸno.— Wiesiu, na litoœæ bosk¹! Co robisz?!.— Chcê go zapytaæ, po czemu bêd¹ te bu³garskie pomidory — wyjaœni³ mi Wiesio uprzejmie, zas³aniaj¹c rêk¹ mikrofon i natychmiast ods³aniaj¹c.Widocznie tamten podszed³ ju¿ do telefonu.Przerazi³am siê œmiertelnie i zupe³nie zg³upia³am.Rany boskie, co mu do g³owy strzeli³o, przestañmy siê wreszcie czepiaæ tego cz³owieka!.— Wiesiu, to nie on! — krzyknê³am rozdzieraj¹co.— Na litoœæ bosk¹, zostaw go! Znów mnie pos¹dzi!.— Bardzo pana przepraszam — powiedzia³ Wiesio do telefonu, patrz¹c na mnie, wyraŸnie zaskoczony.— Czy mo¿e mnie pan poinformowaæ, po czemu bêd¹ te bu³garskie pomidory?Wydzieraj¹c sobie w³osy z g³owy, wykonywa³am przed nim skomplikowan¹ pantomimê, która mia³a mu daæ do zrozumienia, ¿e pope³nia tragiczny b³¹d.Ba³am siê odezwaæ, ¿eby tamten mnie przypadkiem nie us³ysza³.Telefon dzia³a³ dziwnie dobrze.Wiesio trzyma³ s³uchawkê daleko od ucha i bez trudu us³yszeliœmy odpowiedŸ.— Po dwa z³ote i dwadzieœcia groszy.Zamar³am w figurze pantomimy.Oczekiwa³am awantury i ta odpowiedŸ zaskoczy³a mnie zupe³nie.Patrzy³am têpym wzrokiem na Wiesia, a Wiesio tak samo patrzy³ na mnie, równoczeœnie mówi¹c do telefonu:— Za kilo?— Nie, za mendel.— To bardzo siê cieszê, proszê pana, ¿e tak tanio.— W³aœnie, i tak du¿o, prawda?— I d³ugo to ma trwaæ?— Dwa do trzech tygodni.— Bo ju¿ siê martwi³em, ¿e pognij¹.— Wykluczone, proszê pana, zamro¿one.Bóg raczy wiedzieæ, jakie idiotyzmy wyg³osiliby do siebie nawzajem, gdyby nie to, ¿e Wiesio, sp³oszony moj¹ reakcj¹, czu³ siê nieco niepewnie i wola³ nie nalegaæ na dalsze informacje.— To bardzo panu dziêkujê — powiedzia³ uprzejmie i z wielk¹ wdziêcznoœci¹.— Ale¿ proszê bardzo, nie ma za co.Od³o¿y³ s³uchawkê, dziêki czemu mog³am nieco och³on¹æ i wróciæ do normalnej pozycji.— Zdumiewaj¹ce — powiedzia³am.— Powinien by³ zrobiæ potworn¹ awanturê.— Dlaczego? Przecie¿ ciê chyba ze mn¹ nie kojarzy? A w ogóle co to znaczy, ¿e to nie on? Nie rozumiem?— Jak to, nie mówi³am ci? Widzia³am go w Bristolu, to zupe³nie inny facet.Przeœladowa³am go niewinnie.— Ale to on ci przecie¿ wymyœla³ przez telefon?— On, ale mnie nie o niego chodzi³o.Wyjaœni³am Wiesiowi szczegó³owo ca³e nieporozumienie.S³ucha³ i krêci³ g³ow¹ z niesmakiem.— Ja siê ju¿ pogubi³em w tych facetach.Mnie siê nie podoba ten, co wymyœla³.A który z nich w³aœciwie ma na imiê Janusz?— Obawiam siê, ¿e obydwaj.Ten na pewno, a tamten prawdopodobnie.W ogóle tych Januszów do cholery i trochê, jak psów.— W³aœnie — powiedzia³ Janusz z gorycz¹.— Ja chyba imiê zmieniê.Ten twój z £odzi te¿ Janusz?— Janusz.Przeœladuje mnie to imiê, zwariowaæ mo¿na.— Ja bym go chcia³ zobaczyæ — powiedzia³ Wiesio z uporem.— Którego?— Tego, co robi³ awantury.Mo¿e zadzwoniæ do niego i poprosiæ o spotkanie?— Po pierwsze, na pewno odmówi, a po drugie, po co?!— Tak sobie.Nie lubiê facetów, którzy wymyœlaj¹ kobietom.— No to co, pobijesz go? Ju¿ teraz za póŸno, przedawnione.I w ogóle dajmy mu ju¿ spokój, ja z nim nie chcê mieæ nic do czynienia.Dowiedzia³am siê o nim ró¿nych takich rzeczy.Wiesio nie wydawa³ siê przekonany i zaczê³am ¿ywiæ powa¿ne obawy, ¿e teraz z kolei on wymyœli coœ g³upiego, a podejrzenie padnie, oczywiœcie, na mnie.Zaniepokoi³o mnie to, zdenerwowa³o i znów wpêdzi³o w ponur¹ depresjê, nape³niaj¹c ¿yw¹ niechêci¹ do siebie, do otoczenia i do ca³ego œwiata.Nie s¹dzone mi by³o spokojnie napisaæ tego nieszczêsnego artyku³u.Zaraz po powrocie do domu przygotowa³am sobie warsztat pracy, zamierzaj¹c oddaæ siê twórczym wysi³kom.Okno by³o szeroko otwarte, bo wiosna wybuch³a nieoczekiwanie i zrobi³o siê nagle ciep³o [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||