Index RAPORT.TXT abc.com.pl 9 5 (2) Sandemo Margit Saga O Ludziach Lodu Pod redakcją Adama Bilikiewicza Psychiatria (podręcznik dla studentów medycyny) Mostowicz Tadeusz Znachor Profesor Wilczur Jordan Robert Kolo Czasu t 6 cz 2 Czarna Wieza rozdzial 13 (56) 03 (495) Card Orson Scott Planeta spisek |
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .Tych, którzy nie znaj¹ siê na zwierzêtach, ³atwiej z³apaæ w pu³apkê.Pu³apka czeka³a.XVIIINoc by³a wyj¹tkowo jasna, a jamajski ksiê¿yc w trzeciej kwadrze lœni³ ponad urwistymi brzegami Martha Brae.Sterowana d³ugimi kijami, skradziona bambusowa tratwa sp³ynê³a nareszcie bystrym nurtem do miejsca, sk¹d do domostwa w Carrick Foyle by³y ju¿ tylko dwa kroki.Tratwa wp³ynê³a do ma³ej, mrocznej zatoczki, a za³oga wyci¹gnê³a j¹ na brzeg i ukry³a pod bujnymi kaskadami mangowców i palm.Za³oga, czyli Barak Moore, Alex, Floyd oraz Whitehall.Sam Tucker i Lawrence pozostali w motelu Bengal, by czuwaæ przy Alison.Spiskowcy zaczêli skradaæ siê w górê zbocza, przez gêste i spl¹tane podszycie.Stok okaza³ siê bardzo stromy, a wspinaczka powolna i niezmiernie utrudniona.Od Wysokiego Wzgórza dzieli³o ich pó³tora kilometra, najwy¿ej dwa, lecz pokonanie tej odleg³oœci zabra³o im dobr¹ godzinê.Charles Whitehall uwa¿a³, ¿e bardzo g³upio obrali marszrutê.Je¿eli domu pilnuje tylko jeden stra¿nik z psem, dlaczego nie podjechaæ do oddalonej o kilkaset metrów bramy posiad³oœci i nie podkraœæ siê krêt¹ drog¹ do samego domu?Barak Moore wychodzi³ jednak z za³o¿enia, i¿ policja w Trelawny nie jest a¿ tak g³upia, za jak¹ ma j¹ Whitehall.Rewolucjonista nie wyklucza³, ¿e miejscowe w³adze kaza³y rozstawiæ w bramie posiad³oœci elektroniczne potykacze.Od miesiêcy s³ysza³o siê przecie¿ o stosowaniu podobnych urz¹dzeñ w hotelach Montego Bay, Kingston i Port Antonio.Nie mo¿na ryzykowaæ nadziania siê na fotokomórkê.Zadyszani przystanêli na po³udniowym skraju opadaj¹cej w tê stronê ³¹ki za domem i przyjrzeli siê Wysokiemu Wzgórzu.Ksiê¿ycowe œwiat³o odbite od bia³ego kamienia upodobnia³o rezydencjê do alabastrowego pomnika, milcz¹cego, cichego, pe³nego wdziêku i treœci.Zza tekowych okiennic w dwóch pomieszczeniach dobywa³o siê œwiat³o.Jedna lampa pali³a siê w pokoju na dole, wychodz¹cym na gazon, druga w œrodkowej sypialni na piêtrze.Inne czêœci domu kry³ mrok.Poza tym pali³y siê te¿ podwodne lampy w basenie.Lekki wietrzyk marszczy³ jego taflê, a drobne falki tañczy³y podœwietlane b³êkitn¹ poœwiat¹.- Musimy go tu zwabiæ - szepn¹³ Barak.- I psa tak samo, mon.- Dlaczego? Po co? - zapyta³ McAuliff, czuj¹c, jak pot kapie mu z brwi i sp³ywa w oczodo³y.- On jest jeden, nas czterech.- Moore ma racjê - odezwa³ siê Charles Whitehall.- Je¿eli rozstawili fotokomórki w bramie, na pewno za³o¿yli te¿ coœ w œrodku.- Stra¿nik ma na pewno krótkofalówkê, mon - przerwa³ Floyd.- A ja znam te drzwi.Zanim je wywa¿ymy, zd¹¿y dziesiêæ razy wezwaæ pomoc.- Do Falmouth jest st¹d pó³ godziny drogi, a policja odjecha³a do Falmouth - naciska³ Alex.- Zanim przyjad¹, bêdziemy daleko.- Wcale nie - zby³ go Barak.- Nie wiadomo, ile siê bêdziemy mocowaæ z tym murem w piwnicy.Najpierw wykopiemy torbê.ChodŸcie!Rewolucjonista z wygolon¹ czaszk¹ poprowadzi³ ich wzd³u¿ lesistego skraju posiad³oœci, w stronê zaroœniêtego pastwiska.Zas³aniaj¹c d³oni¹ szk³o latarki, popêdzi³ ku kêpie drzew chlebowych w pomocnym naro¿niku kamienistej ³¹ki i przykucn¹³ za pniem najdalszego drzewa.Pozostali poszli w jego œlady.Barak oznajmi³ im, oczywiœcie szeptem:- Je¿eli coœ mówicie, to cicho.Na wzgórzach wiatr niesie g³osy.Torba jest zakopana czterdzieœci cztery kroki na prawo od czwartego g³azu, w pó³nocno-zachodnim rogu pastwiska, licz¹c od tego drzewa.- Widaæ, ¿e Piersall zna³ siê na Jamajce - zauwa¿y³ cicho Whitehall.- A to czemu? - McAuliff zdziwi³ siê na widok smutnego uœmieszku na oœwietlonej ksiê¿ycem twarzy naukowca.- Arawakowie zawsze zaznaczali wojenny marsz œmierci czwórkami i zawsze na prawo od zachodz¹cego s³oñca.- Ma³o pocieszaj¹ce - b¹kn¹³ Alex.- To samo mogli powiedzieæ Indianie - odezwa³ siê znów Whitehall.- Arawaków jakoœ ma³o ubawi³o przybycie bia³ych.- Afrykanów te¿ nie, Charley-mon.- Barak obrzuci³ Whitehalla groŸnym spojrzeniem.- Myœlê sobie, ¿e czasem o tym zapominasz.I ju¿ pod adresem Alexa oraz Floyda rzuci³:- Za mn¹.Gêsiego.Przebiegli chy³kiem przez zaroœniêt¹ ³¹kê w œlad za rewolucjonist¹, po drodze po omacku dotykaj¹c g³azów.Pierwszy, drugi, trzeci i czwarty.Przyklêknêli przy czwartym g³azie, mniej ni¿ sto piêædziesi¹t metrów od ostatniego chlebowca.Barak znów os³oni³ latarkê i rzuci³ w¹ski snop œwiat³a na kamieñ.Na samym wierzchu g³azu ktoœ leciuteñko wyry³ d³utem znak.Whitehall pochyli³ siê nad dziwnym symbolem.- Ten wasz Piersall mia³ tradycyjne wyobra¿enia o œwiecie.Tradycyjne w pozytywnym sensie.Popatrzcie, od Arawaków przeskoczy³ do znaków koromantyñskich.-Naukowiec przesun¹³ palcem wzd³u¿ widocznych przy latarce linii i ci¹gn¹³ zni¿aj¹c g³os: - Zakrzywiony sierp to dawny ksiê¿yc Aszantów.Koromantowie zaznaczali nim szlak na u¿ytek reszty plemienia, ci¹gn¹cej dwa czy trzy dni za myœliwymi.Wy¿³obienia po wypuk³ej strome sierpa okreœlaj¹ kierunek.Jedno wy¿³obienie: w lewo.Dwa: w prawo.Miejsce wzd³u¿ ³uku oznacza dok³adny kierunek.Macie: dwa wy¿³obienia, przy samym œrodku.Czyli: dok³adnie na prawo od kamienia, patrz¹c od podstawy ³uku.- Whitehall wskaza³ d³oni¹ na pó³nocny wschód.- Dok³adnie jak mi mówi³ Piersall - skwitowa³ te rewelacje Barak Moore.Nie próbowa³ nawet kryæ z³oœliwego tonu.W przycinku pod adresem Charley-mona McAuliff wyczu³ jednak coœ w rodzaju szacunku.Rewolucjonista odwróci³ siê i zacz¹³ odmierzaæ odleg³oœæ czterdziestu czterech kroków.Piersall doskonale zamaskowa³ jamê, gdzie schowa³ dokumenty.W miejscu, gdzie powinni kopaæ, stercza³a z traw kêpa krzaczastych paproci.Przesadzono je w to miejsce nadzwyczaj starannie - tak starannie, i¿ mo¿na by przysi¹c, ¿e od co najmniej trzech lat nie tknê³a tego miejsca ³opata.Floyd wyj¹³ zza pasa sk³adan¹ saperkê, roz³o¿y³ j¹, zamocowa³ ostrze i zabra³ siê do kopania.Charles Whitehall przyklêkn¹³ obok rewolucjonisty i pomaga³ mu, go³ymi rêkami odgarniaj¹c ziemiê.Prostok¹tna kasetka spoczywa³a g³êboko w ziemi.Gdyby wskazówki nie by³y tak dok³adne, dawno zrezygnowaliby pewnie z poszukiwañ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||