Index
Pedagogika Pilch Tadeusz Zasady Badań Pedagogicznych(txt)
Kobierzycki Tadeusz Poza Miłoœciš i Wolnoœciš. uzaleznienia psychologicznego (6)
Tyszka Tadeusz Psychologiczne pułapki oceniania i podejmow
abc.com.pl 7
Verne Juliusz Robur zdobywca
208 04
MALYBCHL.TXT
02 (599)
13 (443)
Kapleau ZEN ÂŚWIT NA ZACHODZIE
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ramtopy.keep.pl

  • [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
    .Wyszuka³ numer Korsaka i zadzwoni³.Us³ysza³ jakiœ nieznajomy i nieinteligentny g³os mêski, prawdopodobnie ordynansa.– Czy mogê prosiæ pana rotmistrza Korsaka?– Pan rotmistrz jest na manewrach – odpowiedzia³ ordynans.– A pana rotmistrza Supiñskiego?– Pan rotmistrz przyjedzie dopiero o czwartej – brzmia³a odpowiedŸ.B¹kn¹³ „dziêkujê” i od³o¿y³ s³uchawkê.Nina pali³a papierosa.Znalaz³ siê rzeczywiœcie w g³upiej sytuacji.Napoparcie swoich podejrzeñ mia³ dwa argumenty i oto jeden z nich rozp³yn¹³ siê mu w rêku.Pozostawa³ drugi.W³aœciwie mówi¹c i ten wystarcza³ wobec jego przeœwiadczenia o niewiernoœciNiny.Je¿eli istotnie nie utrzymywa³a bli¿szych stosunków z rotmistrzem Korsakiem,musia³ byæ jeszcze ktoœ inny.Lecz by³ na pewno.Da³by sobie za to g³owê uci¹æ.– Czy mo¿e pan nacisn¹æ guzik dzwonka? – odezwa³a siê Nina.Wykona³ w milczeniu jejpolecenie.We drzwiach zjawi³ siê sanitariusz.– Proszê zawo³aæ tu mego szofera – powiedzia³a mu krótko.Gdy szofer wszed³ do pokoju,zapyta³a go:– Czy Paw³owski nie pamiêta, gdzie ja mog³am wczoraj zostawiæ swego lisa?– W aucie nie zosta³, proszê pani profesorowej.Na pewno.Po przyjeŸdzie do gara¿u oporz¹dzi³emwóz i by³bym znalaz³.A wczoraj pani profesorowa by³a tylko u fryzjera i w Konstancinie.273– W³aœnie – przerwa³a mu.– Zdaje mi siê, ¿e zostawi³am lisa w Konstancinie.NiechPaw³owski pojedzie i zabierze.Ja wrócê pieszo do domu.– Tak jest, proszê pani profesorowej – s³u¿biœcie odpowiedzia³ szofer i wyszed³.W pokoju zapanowa³o milczenie.Nina powoli dopala³a swego papierosa.Uwa¿nie zgasi³ago w popielniczce, wsta³a, z pó³uœmiechem skinê³a Kolskiemu g³ow¹ i bez s³owa skierowa³asiê do drzwi.Zatrzyma³a siê i spojrza³a nañ obojêtnie.– Nino! – zawo³a³ Kolski.– Czym mogê s³u¿yæ?Czu³ siê winny, zawstydzony, skompromitowany, oœmieszony.Mia³ przeœwiadczenie, ¿ego zdradzi³a.Lecz podobne przeœwiadczenia z punktu widzenia rozs¹dku nie s¹ niczym innymjak zwyk³¹ histeri¹.Cienie fa³szywych poszlak, bo to by³y zaledwie cienie, uzna³ za wystarczaj¹cedowody jej winy.Stworzy³ w swojej wyobraŸni koncepcjê nie maj¹c¹ ¿adnychrealnych podstaw.Po prostu wszystko wyssa³ z palca.Zniewa¿y³ tê kobietê, która, musia³ tow duchu przyznaæ, zni¿y³a siê przecie¿, daj¹c mu siebie.Zni¿y³a siê, gdy¿ zarówno jej pozycjatowarzyska, jak jej uroda i kultura dawa³y nieograniczone mo¿liwoœci w wyborze kochanka.Powinna by³a spoliczkowaæ go za te podejrzenia, zignorowaæ je milczeniem.Wyœwiadczy³amu wielk¹ ³askê ju¿ tym, ¿e chcia³a siê usprawiedliwiæ.I zrobi³a to tak po pañsku, takwytwornie i tak boleœnie, ¿e podzia³a³o to silniej od policzka.Zachowa³ siê jak gbur, zachowa³siê jak zazdrosny smarkacz.– Nino – zacz¹³ mówiæ.– Winienem ci przeprosiny.Rzeczywiœcie post¹pi³em zbyt pochopniei nies³usznie ciê obrazi³em.Czy mo¿esz mi przebaczyæ?.Uœmiechnê³a siê ironicznie.– O, nie przepraszaj mnie jeszcze przedwczeœnie.Mo¿esz tego póŸniej ¿a³owaæ.SprawdŸ,czy ciê nie oszuka³am.PrzeprowadŸ œledztwo.Wybadaj s³u¿bê.Mo¿e przekupi³am szofera itego tam ordynansa.Wynajmij detektywa.– Nie znêcaj siê nade mn¹ – powiedzia³ pokornie.Ninie zaiskrzy³y siê oczy.– Oczywiœcie wynajmij detektywa.Z takim nêdznym p³azem jak ja nale¿y postêpowaæmetodami policyjnymi.Przecie¿ ja jestem twoj¹ kochank¹ nie dlatego, ¿e ciê kocham, tylkodlatego, ¿e to jest dla mnie ³aska i zaszczyt.Czy¿ mog³abym marzyæ o takim szczêœciu? Nakolanach co dzieñ powinnam za to dziêkowaæ dobrym losom.Bo któ¿ inny mnie by chcia³?!Wzi¹³ j¹ za rêkê i powiedzia³ b³agalnie:– Nie drwij ze mnie, Nino.– Nie drwiê.Raczej drwiê z siebie.Bo czy¿ to nie komiczne, ¿e zabiegam o twoje uczucia,wówczas gdy ty poniewierasz moje? I naprawdê, Janku, najbardziej mnie zabola³o to, ¿e pos¹dzaszmnie o tchórzostwo i ma³odusznoœæ.Zastanów siê, cz³owieku.Co mog³oby mi przeszkodziæw tym, by przyjœæ do ciebie i powiedzieæ otwarcie: – Mam doœæ ciebie, pokocha³aminnego!.– Tak, tak, Nino – przyzna³ obca³owuj¹c jej rêce.– Przebacz.Przebacz.By³em niem¹dry.Czy zdo³asz mi przebaczyæ? W jej oczach zjawi³ siê smutek.– Nie zdo³am nie przebaczyæ – powiedzia³a cicho.– Tylko nie wiem, kiedy bêdê mog³a ciêwidzieæ.Sam to rozumiesz.– Rozumiem – przyzna³.– Muszê siê pogodziæ z sob¹.Nie dzwoñ do mnie i nie pisz, póki siê nieodezwê sama.Lekko musnê³a wargami jego policzek i wysz³a.Pierwszego dnia Kolski nie móg³ oderwaæ myœli od tej przykrej sprawy, której by³ autoremdziêki swojej g³upiej zazdroœci i przesadnej imaginacji.Nazajutrz poprawi³ mu siê humor.By³kontent, ¿e wszystko dobrze siê skoñczy³o.Trzeciego dnia z rana, przechodz¹c przez placNapoleona, przed sam¹ poczt¹ spotka³ rotmistrza Korsaka.274Stan¹³ w miejscu tak, jakby nagle otrzyma³ silne uderzenie po ciemieniu.Zatrzyma³ siê irotmistrz.By³ po cywilnemu.Mia³ na sobie sportowe, szare ubranie i sportow¹ czapkê.Przezrêkê przewieszony p³aszcz.W rêku niedu¿yneseser.Kordialnie wyci¹gn¹³ do Kolskiego d³oñ.– Witam, doktorze.Co s³ychaæ w Warszawie? Ale¿ upa³.– To pan, rotmistrzu, nie na manewrach? – zdo³a³ wydobyæ z siebieKolski.Korsak podniós³ ostrzegawczo palec do ust.– Ssss.To wielka tajemnica! Wyrwa³em siê na krótko do Warszawy.Kolski odzyska³ ju¿panowanie nad sob¹ i zaœmia³ siê prawie swobodnie:– Oczywiœcie cherchez la femme? – rzuci³ pytaj¹co.– Jest pan zanadto domyœlny, doktorze.– Rotmistrz przymru¿y³ oko.– No, ale ¿egnam.Wwagonie by³ taki kurz, ¿e czujê siê jak kundel wytarzany w piasku.Muszê siê wyk¹paæ.– To wprost z dworca? – zaciekawi³ siê z niedowierzaniem Kolski.– Tak – potwierdzi³ Korsak.– Czo³em.Przy³o¿y³ niedbale rêkê do daszka sportowej czapki i znikn¹³ w t³umie.Po chwili namys³uKolski wsiad³ w taksówkê i kaza³ siê zawieŸæ na dworzec.Przejrza³ rozk³ady jazdy.Rzeczywiœcie,rotmistrz móg³ mówiæ prawdê.Przed piêtnastu minutami przyszed³ poci¹g ze Lwowa.Teraz ju¿ nic nie rozumia³.Wieczorem mia³ wielk¹ ochotê zadzwoniæ do Niny.Zamiast tego jednak zadzwoni³ domieszkania Korsaka, by sprawdziæ, czy jest w domu.Oczywiœcie, je¿eli w domu go nie bêdzie,to znaczy, ¿e przesiaduje u Niny.Jakie¿ by³o zdumienie Kolskiego, gdy us³ysza³ od ordynansa:– Pana rotmistrza Korsaka nie ma w Warszawie.Jest na manewrach.Wróci za miesi¹c.Jedno z dwojga.Albo zatrzyma³ siê w hotelu, albo ukrywaj¹c swój pobyt w Warszawie,zakaza³ ordynansowi zdradzania jego obecnoœci.Tak czy owak, nale¿a³o rzecz wyjaœniæ.Niemóg³ d³u¿ej pozostawaæ w niepewnoœci.Szybko przebra³ siê i wyszed³ z domu.Po piêciuminutach by³ ju¿ we Frascati.Zadzwoni³.– Czy zasta³em pani¹ profesorow¹? – zapyta³.Drzwi otworzy³ lokaj.– Nie, nie ma, proszê pana doktora.Ale ma nied³ugo przyjechaæ.Mo¿e pan doktor zaczeka.Tu ju¿ czeka pan Howe.– Kto taki? – zdziwi³ siê Kolski, który nigdy tego nazwiska nie s³ysza³.– Mister Howe.Ten Anglik.Istotnie w hallu siedzia³ bardzo przystojny, bardzo blady m³odzieniec o zblazowanej twarzy,z monoklem w lewym oku.Ujrzawszy Kolskiego wsta³, wolno poprawi³ monoki, jeszczewolniej wyci¹gn¹³ rêkê i wymówi³ swoje nazwisko [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.