Index rozdzial 06 (259) rozdzial 06 (111) rozdzial 06 (20) rozdzial 06 (242) rozdzial 06 (12) 143 06 (10) rozdzial 06 (199) rozdzial 06 (207) rozdzial 06 (96) rozdzial 06 (222) |
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .Wtedy, gdy tu przyby³eœ, nie by³eœ nawet pewien, jak ludzie powinni siê zachowywaæ.Czy zastanawia³eœ siê kiedyœ nad Lukiem?- Oczywiœcie.Ale on szanowa³ moj¹ ma³omównoœæ.Musia³em wiêc uszanowaæ jego.Mo¿na powiedzieæ, ¿e mieliœmy rodzaj milcz¹cej umowy, ¿e takie tematy przekraczaj¹ granice uprzejmoœci.- Jak go pozna³eœ?- Byliœmy razem na pierwszym roku.Chodziliœmy na te same zajêcia.- I obaj byliœcie obcy, bez ¿adnych przyjació³.Od razu siê polubiliœcie.- Nie.Prawie ze sob¹ nie rozmawialiœmy.Uzna³em, ¿e jest zarozumia³ym draniem, który uwa¿a siê za dziesiêæ razy lepszego od ka¿dego, kogo spotyka.Nie lubi³em go i on te¿ raczej mnie nie lubi³.- Dlaczego nie?- Mia³ o mnie tak¹ sam¹ opiniê.- Czyli dopiero stopniowo przekonywaliœcie siê, ¿e nie macie racji?- Nie.Obaj mieliœmy racjê.Poznaliœmy siê, próbuj¹c siê przed sob¹ popisywaæ.Jeœli tylko ja zrobi³em coœ.wyj¹tkowego, on próbowa³ mnie przebiæ.I odwrotnie.Do tego stopnia, ¿e uprawialiœmy te same sporty, próbowaliœmy siê umawiaæ z tymi samymi dziewczynami, dostawaæ lepsze stopnie.- I.?- Gdzieœ po drodze poczuliœmy dla siebie szacunek.A kiedy obaj weszliœmy do olimpijskiego fina³u, coœ pêk³o.Zaczêliœmy klepaæ siê po plecach i zaœmiewaæ, poszliœmy do miasta, zjedliœmy razem kolacjê i gadaliœmy przez ca³¹ noc.Powiedzia³, ¿e nie obchodzi go Olimpiada.Chcia³ tylko pokazaæ, ¿e jest lepszy ode mnie, ale ju¿ go to nie interesuje.Uzna³, ¿e obaj jesteœmy dobrzy i ¿e na tym mo¿e zakoñczyæ sprawê.Czu³em dok³adnie to samo, wiêc mu to powiedzia³em.Tak zostaliœmy przyjació³mi.- Potrafiê to zrozumieæ - stwierdzi³ Bill.- To wybiórcza przyjaŸñ.Byliœcie przyjació³mi tylko w pewnych obszarach.Ze œmiechem napi³em siê piwa.- Wszyscy s¹ tacy.- Z pocz¹tku tak.Niektórzy nawet na zawsze.Nie ma w tym nic z³ego.Wydaje siê tylko, ¿e wasza przyjaŸñ by³a bardziej wybiórcza ni¿ w wiêkszoœci przypadków.Wolno kiwn¹³em g³ow¹.- Mo¿liwe.- Ale to wci¹¿ nie ma sensu.Dwóch ch³opaków, tak sobie bliskich, jakimi siê staliœcie.bez przesz³oœci, któr¹ mogliby sobie opowiedzieæ.- Chyba masz racjê.Co to mo¿e oznacza?- Nie jesteœ zwyk³¹ istot¹ ludzk¹.- Nie, nie jestem.- Nie jestem pewien, czy Luke ni¹ jest.- Wiêc czym?- To ju¿ twoja sprawa.Przytakn¹³em.- A poza tym.- mówi³ dalej Bill - coœ jeszcze mnie niepokoi.- Co?- Ten Martinez.Œledzi³ was a¿ do tych krzaków, zatrzyma³ siê, podkrad³, a kiedy wysiedliœcie, otworzy³ ogieñ.W kogo celowa³? W was obu? Tylko w Luke’a? Czy tylko w ciebie?- Nie wiem.Nie jestem pewien, w kogo z nas by³ wymierzony pierwszy strza³.Potem strzela³ do Luke’a, poniewa¿ Luke zaatakowa³ i Martinez musia³ siê broniæ.- Dok³adnie.Gdyby by³ S, albo agentem S, po co w ogóle traci³by czas na rozmowê z tob¹ w barze?- Teraz odnoszê wra¿enie, ¿e ca³a ta rozmowa by³a tylko skomplikowanym wstêpem do ostatniego pytania: czy Luke wie coœ o Amberze.- I to twoja reakcja raczej ni¿ odpowiedŸ zasugerowa³a mu, ¿e wie.- Luke rzeczywiœcie coœ wie, s¹dz¹c po sposobie, w jaki zwróci³ siê do mnie na koñcu.Myœlisz, ¿e naprawdê chcia³ upolowaæ kogoœ z Amberu?- Mo¿e.Ale Luke nie jest Amberyt¹?- Przez ten czas, który tam spêdzi³em po wojnie, nigdy o nikim takim nie s³ysza³em.Jeœli idzie o rejestracjê takich wypadków, moi krewni przypominaj¹ kó³ko kroju i szycia.S¹ o wiele mniej systematyczni ni¿ w Chaosie.Nie potrafi¹ nawet okreœliæ, kto jest najstarszy, poniewa¿ niektórzy przyszli na œwiat w innych strumieniach czasowych.Ale wiedz¹ o wszystkich.- Chaos! Zgadza siê.Tam te¿ jest masa krewniaków.Czy mo¿liwe.?- Nie.- Pokrêci³em g³ow¹.- Moja wiedza o tamtejszych rodach jest nawet bardziej szczegó³owa.Znam chyba wszystkich, którzy potrafi¹ manipulowaæ Cieniem i podró¿owaæ w nim.Luke do nich nie nale¿y i.- Chwileczkê! To znaczy, ¿e w Dworcach te¿ s¹ ludzie, którzy potrafi¹ chodziæ w Cieniu?- Tak.Albo pozostaj¹c w miejscu œci¹gaæ z Cienia przedmioty.To jakby odwrócenie.- Myœla³em, ¿e trzeba przejœæ Wzorzec, by zyskaæ tak¹ moc.- Maj¹ tam pewnego rodzaju odpowiednik.Nazywa siê Logrus.To taki chaotyczny labirynt.Ci¹gle siê zmienia.Bardzo niebezpieczny.Zak³Ã³ca równowagê umys³ow¹.¯adna przyjemnoœæ.- Wiêc dokona³eœ tego?- Tak.- A tak¿e przeszed³eœ Wzorzec?Obliza³em wargi, przypominaj¹c sobie to doœwiadczenie.- Tak.Niemal mnie to zabi³o.Suhuy uwa¿a³, ¿e zabije na pewno, ale Fiona uzna³a, ¿e przy jej pomocy zdo³am tego dokonaæ.By³em.- Kim jest Suhuy?- Mistrzem Logrusu, a przy okazji moim wujem.S¹dzi³, ¿e Wzorzec Amberu i Logrus Chaosu s¹ niekompatybilne, ¿e nie mogê nosiæ w sobie obu wizerunków.Random, Fiona i Gerard zabrali mnie na dó³, ¿ebym zobaczy³ Wzorzec.Wtedy wezwa³em Suhuya i pokaza³em mu, jak to wygl¹da.Powiedzia³, ¿e wydaj¹ siê swymi antytezami i ¿e przy próbie przejœcia albo zostanê zniszczony, albo Wzorzec usunie obraz Logrusu.Prawdopodobnie to pierwsze.Ale Fiona stwierdzi³a, ¿e Wzorzec powinien obj¹æ sob¹ wszystko, nawet Logrus.A z tego, co wie o Logrusie, powinien omin¹æ wszystko, nawet Wzorzec.Pozostawili sprawê mojej decyzji, a ja wiedzia³em, ¿e muszê spróbowaæ.I spróbowa³em.Przeszed³em, i wci¹¿ noszê w sobie wizerunek Logrusu, tak samo jak Wzorca.Suhuy przyzna³, ¿e Fi mia³a racjê.Wysun¹³ teoriê, ¿e ma to jakiœ zwi¹zek z moim mieszanym pochodzeniem.Fi nie zgodzi³a siê.Bill podniós³ rêkê.- Zaczekaj [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||