Index
czesc 01 rozdzial 01
czesc 04 rozdzial 04
czesc 02 rozdzial 03 (3)
czesc 05 rozdzial 03 (2)
czesc 05 rozdzial 01 (3)
rozdzial 05 (206)
rozdzial 07 (91)
rozdzial 02 (20)
rozdzial 05 (14)
rozdzial 09 (214)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • latwa-kasiora.pev.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Gdy milczy natchnienie, rozsądek szybko się męczy.      Szykowałem sobie kanapkę, kiedy wrócił Bill, więc zrobiłem od razu dwie.Tymczasem on poszedł się przebrać.      - Ten tydzień miał być spokojny - powiedział, kiedy siedliśmy przy stole.- Ale to dawny klient z dość pilną sprawą, więc musiałem go przyjąć.Może dzisiaj też wybierzemy się nad strumień, tylko w drugą stronę?      - Chętnie.      A na spacerze opowiedziałem mu o wizycie George'a.      - Nie - stwierdził.- Nie mówiłem mu, że mam dla niego pracę.      - Innymi słowy.      - Przyszedł, żeby się z tobą zobaczyć.Na pewno widział z domu, że wyjeżdżam.      - Chciałbym wiedzieć, o co mu chodziło.      - Jeśli to ważne, pewnie sam ci w końcu powie.      - Ale czas ucieka - zauważyłem.- Zdecydowałem, że wyjadę jutro rano, może nawet dziś wieczorem.      - Dlaczego?      Szliśmy brzegiem strumienia.Powiedziałem mu o tej kartce na poduszce i o spotkaniu wieczorem.A także o tym, co myślę o wystawianiu go na zbłąkane kule.I te wymierzone też.      - Może do tego nie dojdzie.- zaczął.      - Już postanowiłem, Bill.Żałuję, że muszę cię opuścić, kiedy tak dawno się nie widzieliśmy, ale nie przewidywałem tych probemów.A kiedy ja zniknę, one znikną także.      - Zapewne, ale.      Roztrząsaliśmy tę kwestię, podążając brzegiem potoku.      W końcu zostawiliśmy temat i wróciliśmy do bezowocnego roztrząsania moich łamigłówek.Po drodze oglądałem się co chwilę, ale nie zauważyłem nikogo.Od czasu do czasu w krzakach na drugim brzegu rozlegał się szelest, ale mogło to być jakieś zwierzę, zaniepokojone naszymi głosami.      Spacerowaliśmy prawie godzinę, kiedy nagle doznałem uczucia, że ktoś patrzy na mój Atut.Znieruchomiałem.      Bill przystanął i spojrzał zdziwiony.      - Co.      Uniosłem rękę.      - Rozmowa międzykontynentalna - wyjaśniłem.      Po chwili wyczułem pierwsze drgnienie kontaktu.      I znowu usłyszałem szelest.      - Merlinie.      To był głos Randoma.Po kilku sekundach zobaczyłem go, siedzącego przy stoliku w bibliotece Amberu.      - Słucham - odpowiedziałem.      Wizja nabrała barw, stała się rzeczywista, jakbym przez szerokie wejście zaglądał do sąsiedniego pokoju.Równocześnie nadal widziałem całe otoczenie, choć z każdą chwilą obraz przesuwał się na peryferie pola widzenia.Na przykład, na drugim brzegu zauważylem George'a Hansena, który wyszedł z krzaków i przyglądał mi się.      - Potrzebny mi jesteś w Amberze.Natychmiast - oświadczył Random.      George ruszył w naszą stronę.Z pluskiem wszedł do wody.      Random wyciągnął rękę.      - Przechodź - powiedział.      Moja sylwetka pewnie już migotała, gdy usłyszałem wołanie George'a:      - Stój! Zaczekaj! Muszę iść.      Złapałem Billa za ramię.      - Nie mogę cię zostawić z tym wariatem - stwierdziłem.- Chodźmy!      Drugą dłonią chwyciłem rękę Randoma.      - W porządku - rzuciłem i zrobiłem krok do przodu.      - Stój! - wrzasnął George.      - Odwal się - odpowiedzialem i zostawiliśmy go tam, żeby łapał tęczę.Strona główna   Indeks    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.