Index
Bulyga Siergiej Aonachtilla
Przenicowany swiat
Szklarski Alfred 3 Tomek na wojennej sciezce
wiedza i zycie2
rozdzial 06 (152)
abc.com.pl 6
Testament matarese'a
PIEPRZOWKA Domowy wyrob wodek Wirtualna Kuchnia Polska (7)
rozdzial 04 (59)
tabor
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • acwpower.xlx.pl

  • [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
    .- Ja mam swój alians.- Ch³opak? Ale¿ z pana dureñ, profesorze.- Zapewne.- zakaszla³.Kaszel by³ inny, nie suche zrywy bólu w rozpadaj¹cych siê p³ucach, lecz mêcz¹ca próba wydalenia zalewaj¹cej je krwi.- Niko³aju.proszê pana.niech pan odejdzie.- Dlaczego? Ch³opiec jest gdzieœ tutaj?Wizard nie odpowiedzia³.Dlaczego Niko³aj mówi³ o dzieciach w liczbie pojedynczej?- Nie s¹dzê, ¿eby to by³a s³uszna decyzja - Szedczenko jakby podsumowa³ w³asne rozmyœlania.- Nie s¹dzê.- Pu³kowniku, Ciemnoœæ i Œwiat³o zawar³y przymierze.Wszystko siê teraz zmieni.niech pan pomówi z Wezyrem.On powinien zrozumieæ.Wszyscy musicie siê po³¹czyæ.Wszyscy.ZnajdŸcie ich, a potem rozstrzygajcie miêdzy sob¹.- Jak j¹ zabiæ, Wizard? Z granatnika? Srebrn¹ kul¹? - zapyta³ Szedczenko z gorycz¹.- Widzia³ pan przecie¿.- Powiem.ch³opcom.jeœli pan odejdzie.- Ch³opcu, nie ch³opcom - niezrozumiale, ze z³oœci¹ powiedzia³ Szedczenko.Wiêc o to chodzi.On uwa¿a, ¿e Kiry³a ju¿ nie ma.Wizard nie t³umaczy³ mu - nie by³o czasu.Niko³aj obejrza³ siê, potem zapyta³:- Dlaczego?- Powiedzmy tak.jako rekompensatê za to, co móg³bym zrobiæ.Oni wierzyli mi bardziej.ni¿ na to zas³ugiwa³em.Przez chwilê Niko³aj patrzy³ mu w oczy, potem skin¹³ g³ow¹.- Idziemy, staruszku.Nie miej ¿alu.Wizard nie odpowiedzia³.Brakowa³o mu si³.Nawet zamkn¹³ oczy, ale niebo i tak zosta³o nad nim, przeœwiecaj¹c przez powieki, wiruj¹c, przyzywaj¹c.Jeszcze chwilê.jeszcze chwilê poczekaj.Wiedzia³, ¿e minê³o mniej ni¿ piêæ minut, nim jego twarzy dotknê³a dzieciêca rêka.Ale minuty wydawa³y siê wiecznoœci¹.I w tej wiecznoœci by³ tylko ból, ostatni podarunek odchodz¹cego ¿ycia.Tylko martwi nie czuj¹ bólu.- Arkadiju Lwowiczu.Wizard zmusi³ siê do uniesienia powiek.Kiry³ i Wizytor.jakby dwoi³o mu siê w oczach.- Odchodzê.- Poczu³, ¿e nie mo¿e oddychaæ, przekrêci³ siê na bok, wycharkuj¹c krew.Kiry³ krzykn¹³ cofaj¹c siê, Wizytor przytrzyma³ staruszka za ramiona, pomagaj¹c siê wyprostowaæ.- Dziêkujê - wyszepta³ Wizard.- Dlaczego?- Tak wysz³o, ma³y.Wiedza jest martwa.bezsilna.nie ma w niej ratunku.- Arkadiju Lwowiczu, nie trzeba tak.Wizard uœmiechn¹³ siê.Jakie g³upie bywaj¹ mimo wszystko dzieci.Jakby on tego chcia³.- Jeœli zwyciê¿ycie, to jeszcze kiedyœ wrócê.¯eby pospieraæ siê z wasz¹ prawd¹.Tak wysz³o.Wizytor pokrêci³ g³ow¹, milcz¹cy brak zgody.Niech tam.Na œwiecie jest wiele prawd.- Nie p³acz, Kiry³ - powiedzia³ Wizard.- Pamiêtasz, jak mówi³eœ.i przyjdzie dzieñ, ze snu obudzê siê.gdy nastanie mój czas.gdy stanê siê potrzebny.- Co mo¿emy zrobiæ? - zapyta³ Wizytor.- Zwyciê¿yæ.Zabiæ.dziewczynê.- Jak? - twarz Wizytora nawet nie drgnê³a.- Nie wiem.Ona jest nietykalna.dopóki j¹ kochaj¹, dopóki jej s³u¿¹.Po¿era cudz¹ mi³oœæ i si³ê.Jest.niczym krzywe zwierciad³o, w którym odbicia zostaj¹, ale wykrzywione.Jest najgorszym z³em.albowiem przysz³a pod mask¹ dobra.- Arkadiju Lwowiczu.- Pozbawcie j¹ mi³oœci - wyszepta³ Wizard.- Nie wiem jak.Ale dopóki j¹ kochaj¹, dopóki prototyp w ni¹ wierzy - ona zwyciê¿a.Kiry³ skin¹³ g³ow¹ przez ³zy, albo rozumiej¹c, albo próbuj¹c pokazaæ, ¿e s³ucha.- A teraz odejdŸcie - poprosi³ Wizard.- Ju¿ pora.za siedem minut bêdzie tu milicja.IdŸcie, ca³a dzielnica pe³na jest milicji.- A pan?- Ch³opcze, niech martwi chowaj¹ swoich martwych.Nie bój siê o mnie, ja ju¿ prawie jestem tam.Zamkn¹³ oczy, nie chcia³ widzieæ, ale i tak wiedzia³, ¿e Wizytor odci¹ga Kiry³a, ¿e ch³opcy odchodz¹.A niebo wirowa³o, schodz¹c coraz ni¿ej.I jakby drwi¹c z niego, si³a, jego si³a ros³a coraz bardziej, siêgaj¹c zenitu, który odprawi go w bardzo dalek¹ drogê.Zacz¹³ widzieæ to, co jeszcze siê nie sta³o.Urywkami, rozb³yskami.Jego twarz wykrzywia³ to grymas cierpienia, to uœmiech.Potem osi¹gn¹³ szczyt.Paradê allee.Zamkniêcie sezonu cyrkowego.- Œcierwo.- wyszepta³, gdy zdo³a³ poj¹æ, co dzieje siê tam, w przysz³oœci.W tym momencie niebo go dotknê³o.9- Truciciel - powiedzia³ Skicyn.- Ohydny i niem¹dry, trujesz mnie i siebie.Wizytor zaci¹gn¹³ siê w milczeniu.Siedzia³ na klatce schodowej obok brudnego zsypu.Uœmiechniêty Skicyn sta³ obok, rêkami podpar³ siê pod boki i lekko siê ko³ysa³, niczym schodz¹cy do l¹dowania sterowiec.- No to idŸ, ja zaraz przyjdê - odpowiedzia³ w koñcu S³awa.- Dobra, wytrzymam.s³uchaj, dlaczego wzi¹³eœ siê za horror?- Ja siê wzi¹³em?- No, te wszystkie opowieœci o dyktatorze.S³awa zgasi³ papierosa o betonow¹ pod³ogê, zastanowi³ siê sekundê, po czym wyj¹³ drugiego.- Nie bój siê.To tylko tak.nocne bredzenie.- S³awa, po jakie licho przyjecha³eœ do Moskwy?- Napiæ siê z tob¹ wódki.- Powód zosta³ przyjêty, ale jako drugoplanowy.- Potrz¹sn¹æ wydawnictwami.Skicyn z pow¹tpiewaniem pokrêci³ g³ow¹.- No, no.na ile wynaj¹³eœ mieszkanie?- Na miesi¹c.- To znaczy, ¿e masz zamiar d³ugo tu sterczeæ.S³awa, nie jestem g³upi.Zachowujesz siê inaczej ni¿ zwykle.- Wiem.- Wizytor podniós³ g³owê, popatrzy³ na Skicyna.Pokusa by³a boleœnie pal¹ca, sadystycznie przyjemna.„Stiopa, zadzwoñ no do Ozierowa, zapytaj, czy teraz ze mn¹ pije.”- Stiopa, chodŸ, napijemy siê jeszcze.Stiepan wzruszy³ ramionami.- Tylko pod warunkiem, ¿e nigdzie nie pojedziesz.Przenocujesz u mnie.- Nie.Skicyn chwilê milcza³.- Dobrze.Jesteœ doros³y, sam decydujesz, kiedy umieraæ.Ozierow ry³ w „barze”.Trzy kartonowe pud³a by³y wype³nione winem najró¿niejszych gatunków.- Tak.nie, tego nie bêdziemy pili.Nie warto.Po co ja to kupi³em? To prostackie.o, to bêdzie dobre.Po chwili zastanowienia Ozierow odstawi³ jednak butelkê na miejsce.- Wypijemy, jak wyjdzie twoja ksi¹¿ka.Do tego wina potrzebny jest powa¿ny powód.- Mogê usi¹œæ do twojego kompa?- Aha - Timofiej w koñcu znalaz³ w swojej kolekcji coœ odpowiedniego.- Bastardo magaracz.Co ty na to?- Super! - Jaros³aw wszed³ do sieci.- S³uchaj, skorzystam z twojego adresu, dobrze?- Dawaj, dawaj.Jaros³aw w³¹czy³ edytor tekstu.FidoNet.Amatorska sieæ ³¹cznoœci komputerowej, stworzona dziesiêæ lat temu, objê³a ca³y œwiat.Zasadniczo bezp³atna, ¿ywi¹ca siê entuzjazmem uczestników.Ulubione miejsce kontaktów.Co on chce napisaæ tym wszystkim ludziom, z którymi siê przyjaŸni, dyskutuje, k³Ã³ci w wirtualnym œwiecie elektronicznych etykietek? Tym, którzy znaj¹ jego ksi¹¿ki, zanim pojawi¹ siê na rynku.Z piek¹cymi od wpatrywania siê w ekran oczami spieraj¹ siê z autorem, prawi¹ komplementy albo z³oœliwie zauwa¿aj¹: „wczeœniej pisa³eœ lepiej”.Kim s¹ dla niego, bez wieku i twarzy, ¿yj¹cy gdzieœ w Twerze czy Abakanie, lubi¹cy ten idiotyczny gatunek literatury, z którym on z³¹czy³ siê raz na zawsze?„To nie Timofiej Ozierow, to Jarek ¯arow.Pozdrawiam wszystkich”.Po chwili wahania doda³ jeszcze jedn¹ linijkê.„Jestem zmêczony”.W przedpokoju zadzwoni³ dzwonek, Ozierow postawi³ butelkê i wyszed³.Jaros³aw dotkn¹³ klawiatury i zapisa³ ten krótki list.Jednak nie przywyk³ do wódki.Tak niedawno wesz³a do obiegu - trzy, cztery wizyty, dziesiêæ mo¿e dwanaœcie pokoleñ temu.„Jestem bardzo zmêczony” - wystuka³ na klawiaturze.Popatrzy³, jak migocz¹ linijki na ekranie monitora ³aduj¹cego jego list.Skicyn zakas³a³ za jego plecami.- S³uchaj, mówiê powa¿nie, nigdzie dzisiaj nie pojedziesz.Wiesz, co siê teraz dzieje w Moskwie? Strzelanina za strzelanin¹.Dzisiaj w ogrodzie botanicznym zastrzelili jakiegoœ dziadka.- Nie zastrzelili go, Stiopa - Wizytor wsun¹³ rêkê za po³ê marynarki i wyj¹³ pistolet.- Oho - Ozierow wzi¹³ broñ.- Gazowy?- Niestety.- Oszala³eœ? Kazachstañska licencja w Rosji jest niewa¿na.- Wisi mi to.- Wizytor wzi¹³ broñ, wsta³.- Pójdê ju¿, Stiepan.- Nie radzê - Skicyn wydawa³ siê zaniepokojony.- Co za nonsens, nocuj u mnie! Mama i siostra na dzia³ce, jaki to problem - pokrêci³ g³ow¹.- Wyprawiasz jakieœ g³upoty, Jarek.- Wiem - Wizytor skin¹³ g³ow¹.- Wszystko jest teraz g³upie.Walka z durniami, przyjaŸñ z m¹drymi, pisanie ksi¹¿ek i leczenie ludzi - wszystko nie na czasie.Ju¿ nie na czasie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.