Index
Brown Dan Anioly I Demony
Follet Ken Wejsc miedzy lwy (3)
Bettelheim Bruno Cudowne i pożyteczne O znaczeniach i wartoÂściach baÂśni (2)
w obronie wiary 02.phtml
01 (561)
03 Ultimatum Bournea
Jeschke Wolfgang Ostatni dzien stworzenia
Stanisław Lem Dzienniki Gwiazdowe(Tom I)
Dickson Gordon R Zolnierzu nie pytaj (3)
rozdzial 11 (138)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tomekiveco.xlx.pl

  • [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
    .Jeden z podpisów ostrzega³ przed „anio³em, któryprzychodzi w p³aszczu z chmur, pe³nym twarzy tych, co zgrzeszyli i ¿a³owali za grzechy”.Na dworze, poœród œnie¿ycy, zegar koœcielny wybi³ drug¹.Zamkn¹³em wiêc tê ma³okrzepi¹c¹ bajkê na dobranoc, wy³¹czy³em œwiat³o i po³o¿y³em siê, staraj¹c siê zasn¹æ.Wciemnoœci budynek zdawa³ siê g³oœniejszy ni¿ przy zapalonym œwietle.Na strychu ponad mn¹to coœ smyrga³o, to siê szamota³o, a krokwie i stemple trzeszcza³y i skrzypia³y, narzekaj¹cniczym powykrêcani przez artretyzm staruszkowie zape³niaj¹cy poczekalnie lekarskie.Zasn¹³em mo¿e na jakieœ dziesiêæ minut i obudzi³em siê s³ysz¹c, jak mój zegarek cykaobok na nocnym stoliku.Dom ucich³ wreszcie i znowu zmorzy³ mnie sen, ale tym razemzacz¹³em majaczyæ.Œni³em, ¿e otwieram niezliczon¹ liczbê drzwi w jakimœ ponurymbudynku, a za ka¿dymi z tych drzwi czai siê coœ strasznego.Prawie nie by³em w stanie unieœæd³oni, aby nacisn¹æ klamkê, ale zmusza³a mnie do tego jakaœ potworna ciekawoœæ, co te¿takiego tam siê kry³o.Za dziesi¹tymi czy jedenastymi drzwiami znalaz³em w¹ski korytarz.Nakoñcu owego korytarza sta³ ktoœ zwrócony do mnie plecami.Ktoœ malutki jak dziecko.Zacz¹³em posuwaæ siê do przodu na miêkkich nogach, chc¹c zobaczyæ, kto to taki.Przez ca³yczas wiedzia³em, ¿e jest to coœ przera¿aj¹cego, ale jakaœ si³a gna³a mnie naprzód, musia³emiœæ.Gdy podszed³em bli¿ej, owa postaæ odwróci³a siê ku mnie.Przez krótk¹ chwilê widzia³emtwarz z wyszczerzonymi, koŸlimi zêbami i obrzydliwymi ¿Ã³³tymi œlepiami.Przera¿onyobudzi³em siê natychmiast i stwierdzi³em, ¿e siedzê w ³Ã³¿ku na bacznoœæ, spocony i dygoc¹cyz zimna, z koszul¹ omotan¹ wokó³ stóp.Zegar wybi³ trzeci¹.W³¹czy³em œwiat³o i wysun¹³em siê z ³Ã³¿ka.Przez chwilê nas³uchiwa³em, ale domwydawa³ siê wzglêdnie cichy.Mo¿e wydarzenia poprzedniego dnia nadszarpnê³y mi nerwy.Podszed³em na palcach do drzwi i przycisn¹³em ucho do drewnianej wyk³adziny.S³ysza³emjedynie lekki, jakby smutny jêk przeci¹gu, który bezustannie grasowa³ po domu, stukaj¹cokiennicami i dzwoni¹c w ¿yrandolach, oraz pospolite skrzypniêcia klepek i zawiasów.Dom przypomina³ stary okrêt p³yn¹cy poprzez rozko³ysany ocean, pozbawiony zupe³nieryb.— Monsieur — szepn¹³ g³os.Odsun¹³em siê od drzwi, zesztywnia³y ze strachu.By³em przekonany, ¿e g³os dolatywa³ zzewn¹trz, tu¿ zza drzwi.G³os by³ suchy, bezp³ciowy, nale¿a³ albo do starej kobiety, albo dodziwacznego eunucha.Gdy cofn¹³em siê, szukaj¹c bezpiecznego oparcia w ³Ã³¿ku, g³osodezwa³ siê znowu:— Monsieur.— Kto tam?! — zawo³a³em ochryple.— Czy to wy, ojcze Antonie?— Oczywiœcie — odpar³ g³os.— A któ¿ to móg³by byæ.— O co chodzi? Jest póŸno.— To mój dom.Chodzê tam, gdzie chcê.Przygryz³em wargê w niepewnoœci.— Wcale nie jestem pewien, czy jesteœ ojcem Antonem.— A kim¿e móg³bym byæ?— Nie wiem.Belzebubem?G³os zarechota³.— Mo¿e powinieneœ otworzyæ drzwi, by siê przekonaæ.Czeka³em czuj¹c, jak serce galopuje mi nierównymi susami w klatce piersiowej.Wkrótceus³ysza³em, jak na zewn¹trz coœ zaszura³o, i g³os ponownie siê odezwa³:— Monsieur?— O co chodzi.— Monsieur, proszê otworzyæ.Mam tu coœ, co chcê panu pokazaæ.— Nie, dziêkujê.Le¿ê w ³Ã³¿ku.Porozmawiamy rano.— Czy pan siê boi, monsieur?Nie odpowiedzia³em.To coœ lub ktoœ, co sta³o za drzwiami, wcale nie musia³o wiedzieæ,jak bardzo siê bojê.Rozejrza³em siê po pokoju w poszukiwaniu jakiejkolwiek broni, wreszciechwyci³em znad umywalki tani œwiecznik z metalowego stopu.Nie by³ specjalnie ciê¿ki, aledzier¿¹c go w garœci poczu³em siê lepiej.— Œliczna dziewczyna, co? — ci¹gn¹³ g³os.— Która dziewczyna?— Madeleine.— Czy nie moglibyœmy porozmawiaæ o tym jutro? Jestem zmêczony.A w ogóle tochcia³bym wiedzieæ, kim jesteœ.G³os zaœmia³ siê.— Mówi³em.Jestem ojcem Antonem.— Nie wierzê.— Nie wierzysz, ¿e ksiê¿a lubi¹ seks tak samo, jak wszyscy inni ludzie? Nie wierzysz, ¿egdy patrzê na Madeleine, myœlê o urodzie jej dala? Przy niej robi mi siê gor¹co, monsieur! Otak, przy niej jestem napalony niczym kozio³ w czasie rui! A co, czy¿byœ siê nie czu³ podobnie?Dygota³em z nerwów.Zrobi³em jeden niepewny krok w kierunku drzwi, st¹paj¹c ponagich klepkach, i wrzasn¹³em tak g³oœno, jak tylko umia³em: — OdejdŸ! Wynoœ siê st¹d!Nie chcê tego s³uchaæ!Na chwilê wszystko siê uspokoi³o.Zapad³a cisza m¹cona hulaj¹cym przeci¹giem.Pomyœla³em, ¿e mo¿e to coœ posz³o sobie, ale po chwili odezwa³o siê lepkim, zadowolonymtonem:— Wystraszy³em ciê, co? Naprawdê ciê nastraszy³em!— Wcale mnie nie nastraszy³eœ.Po prostu zak³Ã³casz mi nocny odpoczynek.Od drzwi ci¹gn¹³ przez pokój lekki powiew.Nic mia³em w¹tpliwoœci, ¿e czujê w nimgorzkawy, mdl¹cy smród demona.Mo¿e by³ to tylko skutek mojej wyobraŸni.Mo¿e towszystko mi siê œni³o.Sta³em tak, bezbronny, odziany tylko w nocn¹ koszulê i te przeklête,idiotyczne skarpetki, œciskaj¹c w d³oni lekuchny œwiecznik i maj¹c nadziejê, ¿e to, co szepta³ozza drzwi, za tymi drzwiami pozostanie albo, jeszcze lepiej, zostawi mnie w spokoju.— Musimy porozmawiaæ, monsieur — powiedzia³ g³os.— Wydaje mi siê, ¿e nie mamy o czym.— Ale¿ oczywiœcie, ¿e mamy! Musimy porozmawiaæ o dziewczynie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.