Index Foster Alan Dean Tran ky ky 03 Czas na potop Williams Tad Czas Kalibana Zubrin R. Wagner R. Czas Marsa R.Zubrin, R.Wagner Czas Marsa Czas Marsa imie Kurcz Ida Pamięć, uczenie się, język (14) wiedza i zycie3 Sandemo Margit Saga O Ludziach Lodu Kosiarz |
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .Id¹ ku nam, ku Kaedwen.Tedy rozkaz dla Burej Chor¹gwi jest taki: przejœæ rubie¿ i iœæ forsownie na po³udnie, prosto ku Dolinie Kwiatów.We trzy dni mus nam stan¹æ nad rzeczk¹ Dyfne, Powtarzam, we trzy dni, ! znaczy siê, rysi¹ bêdziemy szli.Za rzeczkê Dyfne ani kroku.Ani kroku, powtarzam.Wnet na tamtym brzegu poka¿¹ siê Nilfgaardczycy.Z tymi, bacznoœæ teraz i uwaga, walki nie podejmowaæ.¯adn¹ miar¹, zrozumiano? Nawet jeœliby gdzie próbowali przejœæ rzeczkê, to tylko siê im pokazaæ, znaki im pokazaæ, ¿eby wiedzieli, ¿e to my, kae-dweñskie wojsko.W namiocie zrobi³o siê jeszcze ciszej, chocia¿ wydawa³o siê, ¿e ciszej byæ nie mo¿e.- Jak¿e to? - b¹kn¹³ wreszcie Bodê.- Nilfgaardczy-ków nie biæ? Na wojnê idziem czy nie? Jak¿e to, panie setnik?- Rozkaz taki.Nie idziemy na wojnê, jeno.- Pó³garniec podrapa³ siê w szyjê.- Jeno z bratni¹ pomoc¹.Przekraczamy rubie¿, by daæ ochronê ludziom z Górnego Aedirn.Wróæ, co ja gadam.Nie z Aedirn, jeno z Dolnej Marchii.Tak rzek³ wielmo¿ny margraf Mansfeld.Tak i tak, prawi³, Demawend poniós³ klêskê, wykopyrtn¹³ siê i le¿y, jak d³ugi, bo Ÿle rz¹dzi³ i politykê mia³ do rzyci.I tak z nim ju¿ koniec i z ca³ym Aedirn.Nasz król Demawen-dowi mnogo po¿yczy³ grosza, bo mu pomocy udziela³, nie Iza takiemu bogactwu przepadaæ, nynie czas ten pieni¹dz223odzyszczyæ z procentem.Nie mo¿emy te¿ pozwoliæ, by nasi ziomkowie i bracia z Dolnej Marchii poszli w nilfgaardzk¹ niewolê.Musimy ich, ten tego, wyzwoliæ.Bo nasze ziemie, Dolna Marchia, kiedyœ pod ber³em Kaedwen te ziemie by³y i nynie pod to ber³o wróc¹.A¿ po rzeczkê Dyfne.Taki to uk³ad zawar³ nasz mi³oœciwy król Henselt z Emhyrem z Nilfgaardu.Ale uk³ad uk³adem, a Bura Chor¹giew ma nad rzek¹ staæ.Zrozumieliœcie?Nikt nie odpowiedzia³.Pó³garniec skrzywi³ siê, machn¹³ rêk¹.- A, pies was chêdo¿y³, gównoœcie zrozumieli, widzê.Ale nie frasujcie siê, bo i ja niewiele.Ale od rozumienia to jest jegomoœæ król, grabiowie, wojewodowie i panowie szlachta.A myœmy s¹ wojsko! Nam s³uchaæ rozkazu: dojœæ do rzeczki Dyfne we trzy dni, tam stan¹æ i staæ jak mur.I tyle.Nalej, Zyvik.- Panie setnik.- zaj¹kn¹³ siê Zyvik.- A co bêdzie.Co bêdzie, jeœli wojsko z Aedirn opór stawi? Szlak zagrodzi? Przecie zbrojnie przez ich kraj idziem.Co wtedy?- A jeœli nasi ziomkowie i bracia - podchwyci³ zjadliwie Stahler - ci, co to ich niby mamy wyzwoliæ.Gdyby zaczêli z ³uków szyæ, kamieniami ciskaæ? Hê?- Mamy we trzy dni stan¹æ nad Dyfne - rzek³ z naciskiem Pó³garniec.- Nie póŸniej.Kto by nas chcia³ opóŸniaæ albo zatrzymywaæ, widno nieprzyjaciel.A nieprzyjaciela na mieczach roznieœæ trzeba.Ale uwaga i bacznoœæ! S³uchaæ rozkazu! Sió³ ni cha³up nie paliæ, ludziom dobytku nie braæ, nie rabowaæ, bab nie gwa³ciæ! Zakarbowaæ w pamiêci sobie i ¿o³nierzom, bo kto ten rozkaz z³amie, pójdzie na stryk.Wojewoda z dziesiêæ razy to powtarza³: nie idziem, kurwa, z najazdem, ale z bratersk¹ pomoc¹! Czego zêby szczerzysz, Stahler? To rozkaz, psiamaæ! A teraz biegiem do dziesi¹tek, postawiæ mi wszystkich na nogi, konie i rynsztunek maj¹ lœniæ jak miesi¹c w pe³ni! Na przedwieczerzu wszystkie chor¹gwie do musztrunku stan¹, sam wojewoda bêdzie musztrowa³ z chor¹¿ymi.Jeœli siê przez któr¹ dziesi¹tkê wstydu najem, popamiêta mnie dziesiêtnik, oj, popamiêta! Wykonaæ!Zyvik wyszed³ z namiotu jako ostatni.Mru¿¹c pora¿one s³oñcem oczy, obserwowa³ panuj¹cy w obozie rozgar-224diasz.Dziesiêtnicy spieszyli do oddzia³Ã³w, setnicy biega]} i klêli, szlachta, korneci i paziowie pl¹tali siê pod nogami.Pancerni z Ban Ard k³usowali po polu, wzbijaj¹c tumany py³u.Upa³ by³ straszliwy.Zyvik przyspieszy³ kroku.Min¹³ czterech przyby³ych wczorajszego dnia skaldów z Ard Carraigh, siedz¹cych w cieniu rzucanym przez bogato zdobiony namiot margrafa.Skaldowie w³aœnie uk³adali balladê o zwyciêskiej operacji wojskowej, o geniuszu króla, roztropnoœci dowódców i mêstwie prostego ¿o³nierza.Jak zwykle, robili to przed operacj¹, by nie traciæ czasu.- Witali nas nasi bracia, witali chleeebem, sol¹.- zaœpiewa³ dla próby jeden ze skaldów.- Zbawców i wyswobodzicieli swych witali, witali chleeebem, sol¹.Hej, Hrafnir, podrzuæ jakiœ niebanalny rym do „sol¹"!Drugi skald podrzuci³ rym.Zyvik nie dos³ysza³ jaki.Obozuj¹ca wœród wierzb nad stawem dziesi¹tka poderwa³a siê na jego widok.- Gotowaæ siê! - wrzasn¹³ Zyvik, staj¹c na tyle daleko, by jego chuch nie wp³yn¹³ na morale podkomendnych.- Nim siê s³oneczko na cztery palce podniesie, wszyscy do przegl¹du! Wszystko ma siê b³yszczeæ jak to s³oneczko w³aœnie, broñ, rynsztunek, rz¹d, koñ zarówno! Bêdzie musztrunek, jeœli siê przez którego przed setnikiem wstydu najem, nogi powyrywam takiemu synowi! ¯ywo!- Idziem w bój - domyœli³ siê jezdny Kraska, szybko wpychaj¹c koszulê do spodni.- Idziem w bój, panie dziesiêtnik?- A co¿eœ myœla³? ¯e na tañce, na Za¿ynek? Przechodzimy rubie¿.Jutro o œwitaniu rusza ca³a Bura Chor¹giew.Setnik nie rzek³, w jakim szyku, ale przecie nasza dziesi¹tka przodem pójdzie jako zwykle.No, ¿wawiej, ruszcie dupy! Zaraz, wróæ.Powiem od razu, bo potem czasu nie stanie pewnikiem.To nie bêdzie zwyk³a wojaczka, ch³opy.Jak¹œ durnotê nowoczesn¹ wymyœlili wielmo¿ni.Jakieœ wyzwalanie, czy coœ takiego.Nie idziem wroga biæ, ale na te, no, nasze odwieczne ziemie, z t¹, jak jej tam, bratersk¹ pomoc¹.Tedy bacznoœæ, co powiem: ludzisków z Aedirn nie ruszaæ, nie grabiæ.Jak¿e to? - rozdziawi³ gêbê Kraska.- Jak¿e to: nie abiæ? A czym¿e konie karmiæ bêdziem, panie dziesiêtnik? - Paszê dla koni grabiæ, wiêcej nic.Ale ludzi nie siec, cha³up nie paliæ, upraw nie niszczyæ.Zawrzyj gêbê, Kraka! To nie wiec gromadzki, to wojsko, taka wasza maæ! Rozkazu s³uchaæ, bo inaczej na stryk! Rzek³em, nie mordowaæ, nie paliæ, bab.Zyvik przerwa³, zamyœli³ siê.- Baby - dokoñczy³ po chwili - gwa³ciæ po cichu i tak, coby nikt nie widzia³.*- Na moœcie na rzece Dyfne - dokoñczy³ Jaskier -uœcisnêli sobie d³onie.Margrabia Mansfeld z Ard Carraigh i Menno Coehoorn, g³Ã³wnodowodz¹cy nilfgaardzki-mi wojskami z Dol Angra.Uœcisnêli sobie d³onie nad krwawi¹cym, dogorywaj¹cym królestwem Aedirn, pieczêtuj¹c bandycki podzia³ ³upów.Najobrzydliwszy z gestów, jaki zna³a historia.Geralt milcza³.- Jeœli ju¿ jesteœmy przy obrzydliwoœciach - powiedzia³ po chwili nieoczekiwanie spokojnie - to co z czarodziejami, Jaskier? Myœlê o tych z Kapitu³y i Rady.- Przy Demawendzie nie pozosta³ ¿aden - zacz¹³ po chwili poeta [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||