Index MacDONALD, George Lilith Masterton Graham Zwierciadlo piekiel 06 (478) ZADANIE 13 (9) Firefox Tengu Jones J V Kolczasty wieniec Bettelheim Bruno Cudowne i pożyteczne O znaczeniach i wartoÂściach baÂśni (2) ÂŚmiertelne sny Aronson Elliot, Wilson Timothy D., Akert Robin M. Psychologia społeczna (3) |
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .Kiedy Eyadne Cake dowiedzia³a siê, ¿e zaproszono jej córkê na uniwersytet, wybra³a siê tak¿e.Zawsze przyjmowa³a, ¿e zaproszenie dla Ludmi³y jest równie¿ zaproszeniem dla jej matki.Takie matki istniej¹ wszêdzie i chyba nic nie mo¿na na to poradziæ.Cz³onkowie klubu Od Nowa rozmawiali z magami i starali siê wygl¹daæ, jakby sprawia³o im to przyjemnoœæ.By³o to jedno z tych k³opotliwych spotkañ z d³ugimi okresami milczenia, przerywanych236KOSIARZsporadycznymi chrz¹kniêciami i izolowanymi zdaniami typu Jak to mi³o".- Przez chwilê by³eœ jakby gdzie indziej, Windle - stwierdzi³ Ridcully.-Jestem po prostu trochê zmêczony, nadrektorze.- Myœla³em, ¿e zombie nigdy nie sypiaj¹.- Ale i tak jestem zmêczony.- Na pewno nie chcesz, ¿ebyœmy jeszcze raz spróbowali z tym grzebaniem i ca³¹ reszt¹? Tym razem za³atwilibyœmy wszystko jak nale¿y.- Dziêkujê za troskê, ale nie.Chyba nie jestem stworzony do ¿ycia pozagrobowego.-Windle zerkn¹³ na Rega Shoe.- Przykro mi.Nie wiem, jak ty sobie z tym radzisz.- Uœmiechn¹³ siê przepraszaj¹co.- Masz wszelkie prawo, ¿eby byæ ¿ywym albo martwym, wed³ug w³asnego wyboru - oœwiadczy³ stanowczo Reg.- Cz³owiek-Wiadro twierdzi, ¿e ludzie znowu porz¹dnie umieraj¹ - wtr¹ci³a pani Cake.- Wiêc chyba móg³by siê pan umówiæ na spotkanie.Windle rozejrza³ siê.- Zabra³a pañskiego psa na spacer - wyjaœni³a pani Cake.- Gdzie jest Ludmi³a? - zapyta³ Windle.I uœmiechn¹³ siê z przymusem.Przeczucia pani Cake potrafi³y byæ mêcz¹ce.- Chcia³bym byæ pewny, ¿e ktoœ zadba o Lupine'a, kiedy ja.odejdê - powiedzia³.- Czy mog³aby pani wzi¹æ go do siebie?- Có¿.- Ale on jest.- zacz¹³ Reg Shoe i dostrzeg³ wyraz twarzy Windle'a.- Chocia¿ muszê przyznaæ, ¿e pies w domu bardzo by mnie uspokoi³ - przyzna³a pani Cake.- Stale siê martwiê o Ludmi³ê.Tylu siê wokó³ krêci dziwacznych typów.- Przecie¿ pani co.- zacz¹³ znowu Reg.- Cicho b¹dŸ, Reg - przerwa³a mu Doreen.- Wiêc sprawa za³atwiona - ucieszy³ siê Windle.- A ma pani jakieœ spodnie?-Co?-Jakieœ spodnie w domu?237ŒWIAT DYSKU- Przypuszczam, ¿e znajdzie siê coœ po zmar³ym panu Cake.Ale czemu.- Przepraszam.Nie panujê nad myœlami.Czasami sam nie wiem, co mówiê.- Aha - ucieszy³ siê Reg.-Ju¿ rozumiem.Chcesz powiedzieæ, ¿e kiedy on.Doreen szturchnê³a go mocno.- Och - powiedzia³ Reg.- Nie zwracajcie na mnie uwagi.Zapomnia³bym w³asnej g³owy, gdyby nie by³a przyszyta.Windle opar³ siê wygodnie i przymkn¹³ oczy.S³ucha³ oderwanych strzêpków rozmów.S³ysza³, jak Arthur Winkings pyta nadrektora, kto dekorowa³ tu wnêtrza i gdzie uniwersytet kupuje warzywa.S³ysza³ kwestora narzekaj¹cego na koszty wytêpienia wszystkich przekleñstw, które w tajemniczy sposób przetrwa³y ostatnie wydarzenia i zamieszka³y w mroku pod dachem.A kiedy wytê¿y³ swój doskona³y s³uch, wykrywa³ nawet radosne krzyki Schleppela w piwnicy.Nie potrzebowali go.Nareszcie.Œwiat nie potrzebowa³ ju¿ Windle^ Poonsa.Wsta³ cicho i pow³Ã³cz¹c nogami, ruszy³ do drzwi.- Wychodzê - oznajmi³.- Mo¿e to trochê potrwaæ.Ridcully odruchowo skin¹³ mu g³ow¹ i skupi³ siê na tym, co mówi³ Arthur - ¿e G³Ã³wny Hol móg³by wygl¹daæ ca³kiem inaczej i ¿e wystarczy do tego tapeta w sosnowy deseñ.Windle zamkn¹³ za sob¹ drzwi i opar³ siê o gruby, ch³odny mur.A tak.By³o jeszcze coœ.-Jesteœ tu, Cz³owieku-Wiadro? - zapyta³.sk¹d wiedzia³eœ?- Zwykle jesteœ w pobli¿u.he, he, narobi³eœ niez³ych k³opotów.wiesz, co siê stanie przy najbli¿szej pe³ni ksiê¿yca ?- Tak, wiem.I myœlê, ¿e oni te¿ jakoœ wiedz¹.przecie¿ on zmieni siê w czowieka-wilka.- Tak.A ona w kobietê-wilka.racja, ale co to za zwi¹zek, jeœli mogê byæ razem tylko jeden tydzieñ na cztery?- Mo¿e to szansa na szczêœcie nie gorsza ni¿ trafia siê wiêkszoœci ludzi.¯ycie nie jest idealne, Cz³owieku-Wiadro.238KOSIARZmnie to mówisz ?- Czy mogê ci zadaæ pytanie natury osobistej? - upewni³ siê Windle.- Wiesz, po prostu muszê to wiedzieæ.hm.- W koñcu masz teraz p³aszczyznê astraln¹ tylko dla siebie.no dobrze.- Dlaczego nazywasz siê Cz³owiek.i to wszystko? myœla³em, ze sam na to wpadniesz, w koñcu sprytny z ciebie goœæ.w moim plemieniu tradycyjnie nadajemy imiona od pierwszej rzeczy, jak¹ zobaczy matka, kiedy wyjrzy z tipi po porodzie.Cz³owiek-Wiadro to skrócona forma od Cz³owiek Wylewaj¹cy Wiadro Wody na Dwa Psy.- Mia³eœ pecha - uzna³ Windle.nie by³o tak Ÿle, odpar³ Cz³owiek-Wiadro.mój brat bliŸniak to naprawdê ma czego ¿a³owaæ.¯eby nadaæ mu imiê, matka wyjrza³a dziesiêæ sekund wczeœniej.Windle zastanowi³ siê.- Nie mów, sam spróbujê zgadn¹æ - powiedzia³.- Dwa Psy, Które siê Gryz¹?Dwa Psy, Które siê Gryz¹9 siê Gryz¹?! zawo³a³ Cz³owiek-Wiadro.rany, odda³by praw¹ rêkê, ¿eby siê nazywaæ Dwa Psy, Które siê GRYZ¥.Nieco póŸniej dobieg³a koñca historia Windle'a Poonsa, jeœli "historia" bêdzie tu oznacza³a wszystko, co uczyni³ i co wprawi³ w ruch.W wiosce w Ramtopach, gdzie tañcz¹ taniec morris, wierz¹ na przyk³ad, ¿e nikt nie jest ostatecznie martwy, dopóki nie uspokoj¹ siê zmarszczki, jakie wzbudzi³ na powierzchni rzeczywistoœci - dopóki zegar przez niego nakrêcony nie stanie, dopóki wino przez ni¹ nastawione nie dokoñczy fermentacji, dopóki plon, jaki zasiali, nie zostanie zebrany.Czas trwania czyjegoœ ¿ycia, twierdz¹ tam, to tylko j¹dro rzeczywistego istnienia.Id¹c przez zamglone miasto na spotkanie, na które czeka³ od dnia swych urodzin, Windle czu³, ¿e potrafi przewidzieæ ten ostateczny koniec.Nast¹pi za kilka tygodni, kiedy znowu wzejdzie ksiê¿yc w pe³ni.Coœ w rodzaju przypisu czy za³¹cznika do ¿ycia Windle'a Poonsa - urodzonego w Roku Znacz¹cego Trójk¹ta, w Wieku Trzech Wê¿y239ŒWIAT DYSKU(zawsze wola³ dawny kalendarz z jego staro¿ytnymi nazwami ni¿ te nowomodne numery, jakich wszyscy dziœ u¿ywali) i zmar³ w Roku Hipotetycznego Wê¿a, w Wieku Nietoperza - mniej wiêcej.Na wrzosowiskach pojawi¹ siê wtedy dwie biegn¹ce sylwetki.Nie do koñca wilki, nie ca³kiem ludzie.Przy odrobinie szczêœcia zdobêd¹ to, co najlepsze z obu œwiatów.Bêd¹ nie tylko czuæ, ale i wiedzieæ.Zawsze najlepiej mieæ oba œwiaty.Œmieræ siedzia³ w fotelu w swoim mrocznym gabinecie, z d³oñmi z³o¿onymi przed twarz¹.Od czasu do czasu obraca³ fotel w jedn¹ i w drug¹ stronê.Albert przyniós³ mu fili¿ankê herbaty i wycofa³ siê dyplomatycznie.Na biurku sta³ jeden ¿yciomierz.Œmieræ mu siê przypatrywa³.Obrót, obrót.Obrót, obrót.W holu na zewn¹trz wielki zegar tyka³, zabijaj¹c czas.Œmieræ zabêbni³ koœcistymi palcami o drewniany blat.Przed nim, u³o¿one w stos, z dobieranymi naprêdce zak³adkami, le¿a³y ¿yciorysy najwiêkszych kochanków Dysku*.Ich doœæ monotonne prze¿ycia w niczym mu nie pomog³y.Wsta³ wreszcie, podszed³ do okna i wyjrza³ na sw¹ mroczn¹ dziedzinê.Za plecami na przemian zaciska³ i prostowa³ palce.Po chwili chwyci³ ¿yciomierz i wyszed³ z gabinetu.Pimpuœ czeka³ w ciep³ym zaduchu stajni.Œmieræ osiod³a³ go szybko, wyprowadzi³ na dziedziniec, a potem odjecha³ w noc, w stronê odleg³ego, migotliwego klejnotu Dysku.Wyl¹dowa³ bezg³oœnie na podwórzu farmy, o zachodzie s³oñca.Przep³yn¹³ przez œcianê.Stan¹³ u stóp schodów.Uniós³ klepsydrê i obserwowa³ up³yw czasu.I nagle znieruchomia³.By³o coœ jeszcze, czego chcia³ siê dowiedzieæ.Bill Brama bywa³ ciekawy ró¿nych spraw, a on pamiêta³ wszystko z czasów, kiedy by³ Billem Bram¹.Móg³ siê przygl¹daæ emo-* Najbardziej entuzjastycznym z nich by³ niski, ale uparty i odnosz¹cy nieprawdopodobne sukcesy Casanunda Krasnolud.Imiê to powtarzano z szacunkiem i podziwem wszêdzie, gdzie zbierali siê w³aœciciele drabin.240KOSIARZcjom roz³o¿onym niby schwytane motyle, przypiête do korków pod szk³em.Bill Brama by³ martwy, a w ka¿dym razie zakoñczy³ swe krótkie istnienie.Ale.jak to sz³o?.Czas trwania czyjegoœ ¿ycia to tylko j¹dro rzeczywistego istnienia? Bil! Brama odszed³, lecz pozostawi³ echa.Coœ siê nale¿a³o jego pamiêci.Œmieræ zawsze siê zastanawia³, dlaczego ludzie k³ad¹ kwiaty na grobach.Jego zdaniem nie mia³o to sensu.W koñcu ktoœ martwy by³ ju¿ poza zasiêgiem zapachu ró¿.A teraz.Nie o to chodzi, ¿e zrozumia³, ale czu³, ¿e istnieje coœ zdolnego do zrozumienia [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||