Index Chmielewska Joanna Ksiazka poniekad kucharska Chmielewska Joanna Wielki diament T 2 (4) Chmielewska Joanna Wielki diament T 1 (4) Chmielewska Joanna Babski motyw (5) Chmielewska Joanna Wielki diament T 1 (3) Chmielewska Joanna Babski motyw (4) Chmielewska Joanna Wielki diament T 1 (2) Pod redakcjÄ… Charlesa E. Skinnera Psychologia wychowawcza (2) 473 08 18 (19) |
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .Chyba wyœl¹ radiowóz, s³uchaj, my to chcemy zobaczyæ!— O Bo¿e, znajdŸcie jakiœ pretekst, po co tam jedziecie!— W³aœnie szukamy.Chocia¿ Witek mówi, ¿e mo¿emy popatrzeæ z daleka.Zna takie miejsce, sk¹d wszystko widaæ.— Lepiej sprawdŸcie tylko, czy przyjad¹ i wlez¹ — poradzi³am z trosk¹.— I zje¿d¿aæ stamt¹d! Gdybyœ chocia¿ mia³a przy sobie kamerê, by³oby wyt³umaczenie, ale bez kamery mog¹ nas wszystkich wzi¹æ za kuper.— Przecie¿ jesteœmy niewinni!— Tote¿ w³aœnie dlatego.Argument mia³ wielk¹ si³ê.Potem ju¿ tylko dowiedzia³am siê, ¿e owszem.Przyjechali i wleŸli.* * *— No to czeœæ — powiedzia³a Martusia jakimœ takim g³osem martwo-zaciêtym, a przy tym ponurym, wchodz¹c w moje progi.— Ju¿ nie mogê.Coœ siê we mnie z³ama³o.Zwa¿ywszy, i¿ ostatniego roboczego wieczoru, w wyniku piwnicznej sensacji, nie dokoñczy³yœmy uœciœlania ca³ej akcji scenariusza, ponadto poœmiertna ruchliwoœæ S³odkiego Kocia zaczê³a stwarzaæ nowe mo¿liwoœci i nasuwaæ pomys³y, zaraz potem zaœ Marta pojecha³a do Krakowa, przez dwa dni tkwi³am w stanie lekkiego chaosu twórczego i nic nie wiedzia³am o jej przypad³oœciach.Zajêta rozwik³ywaniem komplikacji serialowych, straci³am z oczu resztê œwiata, w dodatku przez ³adnych parê godzin w ogóle nie by³o mnie w domu i nikt siê ze mn¹ nie móg³ porozumieæ.Numerem komórki nie szasta³am przesadnie.Dom zaœ, a zarazem miejsce pracy, opuœci³am, ¿eby pod³adowaæ akumulator w samochodzie, i pojecha³am byle gdzie, wybieraj¹c w miarê mo¿noœci ulice bez korków.W trakcie jazdy mog³am myœleæ, ile mi siê podoba³o, wobec czego zdo³a³am tego drugiego trupa ukryæ niekoniecznie w piwnicy, ale, powiedzmy, w czymœ podobnym.Pogr¹¿ona w tekœcie, straci³am z oczu tak¿e Martusiê.— No bo co? — spyta³am teraz niespokojnie.— Ja go na oczy nie widzia³am, rozumiesz? Przez dwa dni w Krakowie!Na moment poczu³am siê nieco zdezorientowana.— Dominika.?— No a kogo?! Razem pojechaliœmy.! Podobno razem!!!Zacz¹³ mi ju¿ ten Dominik nosem wychodziæ.— IdŸ tam, usi¹dŸ, dam ci piwa.Martusia wesz³a za mn¹ do kuchni.— Piwa, owszem, daj mi piwa, w ustach nie mia³am kropli piwa od tej ostatniej wizyty u ciebie.Chcê piwa!— ¯aden problem, jest.Masz, weŸ szklanki.— I to wszystko dlatego, ¿e na chwilê zatrzyma³am siê w kasynie! Za karê! Rozumiesz? Nie zniosê tego, co ja jestem, niewolnica su³tana.? A on co, psychopata.?! Jak ja spojrzê na kasyno, to on dostaje depresji.?!— A jak nie spojrzysz, to co? Euforii? — spyta³am delikatnie i postawi³am dwie puszki na stole.— Dwóch euforii i trzeciej malutkiej — powiedzia³a Martusia z furi¹, czym sprawi³a mi ¿yw¹ przyjemnoœæ, bo wypowiedzi nauczy³a siê ode mnie.Pochodzi³o to z wyœcigów, „pi¹tka leci, pi¹tka leci!”, wrzeszcza³ jakiœ kretyn na widok, na przyk³ad, jedynki na froncie, na co mamrota³am pod nosem: „Tak, dwie pi¹tki, a trzecia malutka”.W zasadzie podoba³o siê to wszystkim, którzy mieli oczy w g³owie i rozum troszeczkê wy¿ej.— Znaczy, euforia te¿ nieco wybrakowana?Martusia, niestety, w nerwach trz¹chnê³a puszk¹ tu¿ przed otwarciem, dziêki czemu drobna czêœæ piwa uszczêœliwi³a serwetê i okoliczne papiery.Uspokoi³am j¹ od razu, zanim zd¹¿y³a siê niepotrzebnie zdenerwowaæ.— To p³Ã³tno, pierze siê w pralce, nie zwracaj uwagi.Drobnostka.Stó³ te¿ nie antyk, a papier wyschnie.Mów lepiej, co siê sta³o.Martusia pozgrzyta³a sobie trochê zêbami i wyplu³a z siebie kilka s³Ã³w, które wprawdzie s¹ ju¿ powszechnie u¿ywane, ale nie w prawdziwie eleganckim towarzystwie.Po czym przesz³a na jêzyk stosowany w s³ownikach.— To gnój, wiesz? Nie wiem, co robi³, ale chyba z³oœliwoœæ! Perfidn¹, parszyw¹, mœciw¹.Œwinia! Podlec! Sadysta!!!— Prywatnie, jak rozumiem.?— No przecie¿ nie s³u¿bowo! S³u¿bowo by³ na poziomie!!! A potem byliœmy umówieni i gówno!!!— Tak miêdzy nami, co ty w nim w³aœciwie widzisz? Sam¹ brodê.?— Zg³upia³aœ? £Ã³¿ko!!!— W tym ³Ã³¿ku taki genialny? — spyta³am z niedowierzaniem, wci¹¿ usi³uj¹c okazaæ delikatnoœæ.Martusia jêknê³a i przybra³a wysoce uci¹¿liw¹ pozycjê, z czo³em opartym na niskim stole i szklank¹ piwa w rêku.— Nie wiem.Coœ ma w sobie.Niekiedy.Takie coœ, co dech zapiera.I ja od tego dostajê.— Ma³piego rozumu — podpowiedzia³am szybciutko i ogromnie ¿yczliwie.W jednej chwili Martusiê poderwa³o znad sto³u.— No wiesz.!— A jak to nazwiesz inaczej? — spyta³am bezlitoœnie.Doros³a, b¹dŸ co b¹dŸ, kobieta, inteligentna i myœl¹ca, musia³a na takie s³owa zareagowaæ racjonalnie.— No nie.No tak.No nie.! No dobrze, owszem.No wiesz.?! Coœ okropnego.No dobrze, chyba masz racjê.Tak, zgadzam siê.Ma³piego rozumu!— No to mo¿ebyœ przesz³a umys³owo na cz³owieczeñstwo.?Przez d³ug¹ chwilê Martusia milcza³a, popijaj¹c piwo po odrobinie i wpatruj¹c siê intensywnie w wybrakowan¹ passiflorê, wymieszan¹ z wisz¹cymi nad ni¹ pêdami asparagusa.Passiflora podobno dobrze dzia³a na uspokojenie, musi to byæ prawda.— Chyba masz racjê — rzek³a wreszcie z namys³em, pozbawionym ju¿, ku mojej uldze, znêkania.— Jak sobie wyobra¿ê ma³¿eñstwo z nim i dzieci.— otrz¹snê³a siê jakoœ od góry do do³u.— Czy mój dreszcz wewnêtrzny widaæ na wierzchu?— Widaæ.— No wiêc chyba ma to sens.Ty mówi³aœ takie coœ: jak siê o¿eni, to siê odmieni?— Œciœle bior¹c, mówi³am, ¿e ten pogl¹d nie ma ¿adnego sensu.— Myœlisz, ¿e na pewno.?— Udowodnione prawie w stu procentach.W obie strony.— W jakim sensie w obie strony?— Kobiety nie maj¹ monopolu na g³upotê.Znam osobiœcie co najmniej dwóch facetów, którym siê wydawa³o, ¿e odmieni¹ charakter malkontentki albo cierpiêtnicy, o¿eniwszy siê z ni¹.Do dziœ dnia pokutuj¹ za idiotyczne przekonanie.Kobiety maj¹ w sobie wiêcej optymizmu, takich, co im siê równie g³upio wydawa³o, znam wiêcej.— No to ja tak nie chcê.W ¿adne odmiany nie wierzê i mam tego dosyæ!Ucieszy³am siê nadzwyczajnie, ale przypilnowa³am, ¿eby swojej uciechy nie okazaæ zbyt jaskrawo na zewn¹trz, bo po pierwsze, mia³a dosyæ Dominika ju¿ jakiœ setny raz, a po drugie, móg³ ni¹ szarpn¹æ duch przekory.Pozwoli³am sobie tylko na lekki objaw ukojenia i siêgnê³am po wydruki ostatnich stron poprawionego tekstu.— Masz, poczytaj sobie, zmieni³am trochê dalszy ci¹g.Zacznij od streszczenia, a dalej jest ca³y odcinek, kiedy wszyscy w strasznych nerwach usi³uj¹ go znaleŸæ, a on ju¿ le¿y pod schodami.Czytelnik wie.pardon, chcia³am powiedzieæ widz.wie i traci cierpliwoœæ, w napiêciu czekaj¹c, kiedy go wreszcie znajd¹.Jakiegoœ pecha mia³ ten nasz serial.Ledwo Martusia zd¹¿y³a wg³êbiæ siê w streszczenie, odezwa³ siê brzêczyk.Podnios³a g³owê.— Czy z tymi ró¿nymi trupami przychodz¹ do ciebie tylko wtedy, kiedy ja jestem, czy jak mnie nie ma, to te¿?— Robi¹ ci grzecznoœæ i czekaj¹, a¿ przyjdziesz — odpar³am, id¹c do drzwi.— Dziêkujê, a¿ takiej grzecznoœci wcale nie wymagam!Zwolni³am zamek, odczeka³am chwilê, bo coœ mi mówi³o, ¿e to chyba do mnie.Us³yszawszy czyjœ galop na schodach, otworzy³am drzwi.Oczywiœcie, Cezary Piêkny.Lecia³ po tych schodach jak do po¿aru i nawet siê nie zadysza³.Wpuœci³am go, rzecz jasna, zgryŸliwie uprzedzaj¹c, ¿e tym razem sama nie jestem.— Nic nie szkodzi — odpar³ grzecznie i od razu zwróci³ siê do Marty: — Ja w³aœciwie bardziej do pani, zgad³em, ¿e pani tu jest i skorzysta³em z okazji.— Œledz¹ nas? — zdziwi³am siê.— A sk¹d, za ma³o mamy ludzi na takie przyjemnoœci.— Zgad³ pan bardzo dobrze — powiedzia³a Martusia.— I co ja?Podinspektor Czaruœ usiad³ i bez wstêpów przyst¹pi³ do sprawy.— Co pani robi³a szóstego listopada ubieg³ego roku?W os³upienie wpad³yœmy obie jednakowo.— Na litoœæ bosk¹.! — jêknê³a Martusia zd³awionym g³osem.— Pan naprawdê wierzy, ¿e ktoœ mo¿e sobie przypomnieæ, co robi³ prawie rok temu okreœlonego dnia.? — spyta³am z szalonym zainteresowaniem [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||