Index Chmielewska Joanna Ksiazka poniekad kucharska Chmielewska Joanna Wielki diament T 2 (4) Chmielewska Joanna Wielki diament T 1 (4) Chmielewska Joanna Babski motyw (5) Chmielewska Joanna Wielki diament T 1 (3) Chmielewska Joanna Babski motyw (4) Chmielewska Joanna Wielki diament T 1 (2) abc.com.pl 9 127 08 Chmielewska Joanna (Nie)boszczyk maz (5) |
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .— Ale broñ d³ug¹ odró¿nia pani od krótkiej?— O ile ró¿nica jest wyraŸna, owszem.Ale widuje siê czasem na filmach takie coœ poœrednie, ni to d³ugie, ni krótkie, i ja siê w tym gubiê.— A on wyci¹gn¹³ jakie?— Wiêcej d³ugich ni¿ krótkich, a razem tego by³o ze szeœæ sztuk.I nawet gdyby mi pan to pokaza³ na fotografii albo zgo³a w naturze, te¿ bym nie by³a pewna.W ka¿dym razie wszystko strzela³o.— Mia³ na to zezwolenie?— Twierdzi³, ¿e ma.I s¹dzê, ¿e mówi³ prawdê, bo gdyby nie mia³, nie wozi³by tego w samochodzie i nie pokazywa³ ¿adnej babie.Ujawniania czynów nielegalnych unika³ starannie.— A póŸniej ile razy pani jeszcze z tej jego broni strzela³a?— Ani razu.Nigdy wiêcej.— A z czego pani strzela³a?— Z niczego.To znaczy owszem, z tego czegoœ na strzelnicach w weso³ych miasteczkach.Ale raczej rzadko.— To sk¹d pani wie, ¿e umie pani strzelaæ?— Skoro trafia³am w to, w co zamierza³am trafiæ, to chyba umiem, nie? W upatrzone sêki na tej stodole i w rozmaite fidryga³y na straganach tych weso³ych miasteczek.Trafia³am zawsze, dziêki czemu cieszê siê wielkim szacunkiem w³asnego syna.— Pan Dominik posiada³ ów, jak pani mówi, arsena³, do koñca ¿ycia? Nie pozby³ siê go? Nie zmieni³?— A sk¹d ja mam to wiedzieæ? W dzikiej puszczy nie wyrzuci³, to pewne.I póŸniej nigdy ju¿ tego nie widzia³am.I nic na ten temat nie mówi³, wiêc nie mam pojêcia.Major odczepi³ siê wreszcie od broni palnej i przeszed³ na inny temat, a przynajmniej tak mi siê wydawa³o.— Kiedy ostatni raz by³a pani w gabinecie denata?Zaskoczy³ mnie nieco i przez chwilê nie wiedzia³am, o co mu chodzi.— Zaraz, moment, niech mi pan nie m¹ci w g³owie.Rozumiem, ¿e ma pan na myœli Dominika.W jakim gabinecie?— Jego.W jego domu.W jego osobistym gabinecie.— Wci¹¿ nie rozumiem, co pan mówi.On nie mia³ niczego takiego.— A co mia³?— Dwa pokoje z kuchni¹, w jednym sypialnia, w drugim wielofunkcyjny salon.¯adnych gabinetów tam nie by³o.— Chyba mówimy o ró¿nych budynkach.Gdzie mieœci³y siê te dwa pokoje? Pod jakim adresem?— Aleja Niepodleg³oœci sto osiemnaœcie, mieszkania.Do licha, nie pamiêtam numeru mieszkania.Na trzecim piêtrze w ka¿dym razie.— I to by³o jego jedyne mieszkanie?— Jeœli nawet mia³ jeszcze jakieœ drugie, ja o tym nic nie wiedzia³am — odpar³am po chwili milczenia g³osem, który wyraŸnie wskazywa³ na moje pokrewieñstwo z babci¹.Suchoœci¹ prawie jej dorówna³am.— I teraz te¿ pani nie wie?Nie zmieni³am tonu.Zaczê³o w nim skrzypieæ to babcine drewno.— Nie wiem, czy wiem.Po zerwaniu konkubinatu dobieg³y mnie jakieœ plotki, jakoby mia³ tych miejsc zamieszkania wiêcej, ale nie interesowa³am siê tym.Móg³ mieæ sto pa³aców, nie mojej babci buraczki.Nie zd¹¿y³am ugryŸæ siê w jêzyk.— Co takiego.?! — spyta³a babcia z oburzeniem œmiertelnym.Omal mnie nie zatchnê³o, a major chyba po³apa³ siê w moim faux pas i drgnê³a w nim litoœæ, albo mo¿e kicha³ na nasze kontrowersje rodzinne i nie chcia³ zejœæ z krzy¿owego ognia pytañ, bo nie uczyni³ najmniejszej przerwy.— W takim razie dlaczego wys³a³a pani do niego list na zupe³nie inny adres?— Jaki list?— Zwyk³y.Normalny list.Na adres Ró¿ana trzy, mieszkania szesnaœcie.Proszê, to przecie¿ list od pani?Nie wiadomo kiedy, wyj¹³ z kieszeni zmaltretowan¹ nieco kopertê, pokaza³ napisany rêcznie adres, wyci¹gn¹³ ze œrodka jedn¹ kartkê i podetkn¹³ mi j¹ pod nos.Nie musia³am siê d³ugo przygl¹daæ, pozna³am ten list.Raczej nie by³ d³ugi.Zawiera³ cztery s³owa: „Przemyœla³am.Ju¿ nie chcê.”* * *Rzeczywiœcie, ju¿ nie chcia³am.Straci³am serce do tej ostatniej rozmowy, do wyrzutów i wypominañ, ogarnê³o mnie zniechêcenie.I po cholerê mia³am z pniem rozmawiaæ, p³ycie nagrobnej t³umaczyæ, ¿e jest zimna i sztywna! A có¿ ta nieszczêsna p³yta mia³a na to poradziæ?Ostatnie polecenie Dominika, jakie mi wyda³, zaczynaj¹c schodziæ ze schodów, brzmia³o:— Przemyœl to sobie i zawiadom mnie.No to go w³aœnie tym listem zawiadomi³am, ¿e nie chcê go ju¿ wiêcej widzieæ, nie chcê niczego naprawiaæ, niczego wyjaœniaæ, nie chcê siê staraæ ani wysilaæ, nie chcê mu nawet zrobiæ awantury.Fascynacja mi przesz³a, uwielbienie zdech³o, mam doœæ tego szczêœcia, którym mnie przez siedem lat przyt³acza³.Przecie¿ nawet to strzelanie wtedy, w puszczy, urz¹dzi³ po to, ¿eby wykazaæ moj¹ nicoœæ w porównaniu z nim.¯eby udowodniæ, ¿e nic nie potrafiê, on zaœ umie wszystko i powinien byæ czczony bez ¿adnych zastrze¿eñ.Ma³o go szlag nie trafi³ ze skrywanej furii, kiedy czterema strza³ami wywali³am cztery sêki z wierzei stodo³y, potem zaœ uporczywie trafia³am w dziesi¹tkê na wielkiej tarczy strzeleckiej, któr¹ tam uwiesi³ na gwoŸdziu.By³ wœciek³y i ostro mnie skrytykowa³ za ogólny brak pojêcia o broni, ja zaœ, dumna z siebie idiotka, oczekiwa³am pochwa³y!Dominowa³ i w³ada³, wspanialec cholerny, a ja widzia³am w tym opiekuñczoœæ.Przeje¿d¿a³ siê po mnie jak po ³ysej kobyle, gani¹c wszystko, cokolwiek zrobi³am, i mia³o to byæ podnoszenie mojego poziomu.Oszukiwa³ mnie przeraŸliwie, obra¿a³ przy tym, ukrywaj¹c prawdê o sobie, czemu, nawiasem mówi¹c, trudno siê dziwiæ, a tak¿e swój maj¹tek, co ju¿ by³o obel¿ywym idiotyzmem [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||