Index
Zelazny Roger Amber 07 Krew Amberu
rozdzial 07 (91)
141 07 (10)
rozdzial 07 (286)
rozdzial 07 (268)
rozdzial 07 (162)
rozdzial 07 (228)
rozdzial 07 (153)
rozdzial 07 (230)
Sienkiewicz Henryk Listy z podróży do Ameryki
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • materaceopole.pev.pl

  • [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
    .Ale teraz, gdy Zygfryd znów wszed³ do kaplicy i klêkn¹wszy przy trumnie z³o¿y³ u nóg Rotgiera krwaw¹ d³oñ Jurandow¹, ta ostatnia radoœæ, która przed chwil¹ w nim zadrga³a, odbi³a siê równie¿ po raz ostatni na jego twarzy.- Widzisz - rzek³ - uczyni³em wiêcej, ni¿eœmy uradzili: bo król Jan Luksemburski, chocia¿ by³ œlepy, stan¹³ jeszcze do walki i zgin¹³ z chwa³¹, a Jurand nie stanie ju¿ i zginie jak pies pod p³otem.Tu znów uczu³ brak oddechu, taki jak poprzednio, gdy szed³ do Juranda, a na g³owie ciê¿ar jakby ¿elaznego he³mu, lecz trwa³o to jedno mgnienie oka.Odetchn¹³ g³êboko i rzek³:- Hej, czas i na mnie.Mia³em ciê jednego, a teraz nie mam nikogo.Ale jeœli mi przeznaczono ¿yæ jeszcze, to ci œlubujê, synaczku, ¿e ci i tamt¹ rêkê, która ciê zabi³a, na grobie po³o¿ê albo sam zginê.¯yw jeszcze twój zabójca.Tu zêby œcisnê³y mu siê, chwyci³ go kurcz tak silny, i¿ s³owa urwa³y mu siê w ustach, i dopiero po niejakim czasie pocz¹³ znów mówiæ przerywanym g³osem:- Tak.¿yw jeszcze twój zabójca, ale ja go dosiêgnê.a nim dosiêgnê, inn¹, gorsz¹ od samej œmierci mêkê mu zadam.I umilk³.Po chwili wsta³ i zbli¿ywszy siê do trumny j¹³ mówiæ spokojnym g³osem:- Ot, po¿egnam ciê.Spojrzê ci w twarz raz ostatni; mo¿e poznam, czyœ rad z obietnicy.Ostatni raz!I odkry³ oblicze Rotgiera, lecz nagle cofn¹³ siê.- Smiejesz siê.- rzek³ - ale siê strasznie œmiejesz.Jako¿ cia³o odtaja³o pod p³aszczem, a mo¿e od ciep³a œwiec, skutkiem czego poczê³o siê rozk³adaæ z nadzwyczajn¹ szybkoœci¹ - i twarz m³odego komtura sta³a siê rzeczywiœcie straszn¹.Spuch³e ogromnie i poczernia³e uszy mia³y w sobie coœ potwornego, sine zaœ, wzdête wargi wykrzywione by³y jakby uœmiechern.Zygfryd zakry³ co prêdzej tê okropn¹ maskê ludzk¹.Po czym wzi¹³ latarniê i wyszed³.W drodze po raz trzeci zbrak³o mu oddechu, wróciwszy wiêc do izby rzuci³ siê na swe twarde ³o¿e zakonne i przez pewien czas le¿a³ bez ruchu.Myœla³, ¿e zaœnie, gdy nagle ogarnê³o go dziwne uczucie.Oto wyda³o mu siê, ¿e sen nie przyjdzie do niego ju¿ nigdy, a natomiast jeœli zostanie w tej izbie, to przyjdzie, zaraz œmieræ.Zygfryd nie ba³ siê jej.W niezmiernym zmêczeniu i bez nadziei snu widzia³ w niej jakiœ ogromny wypoczynek, ale nie chcia³ siê jej poddaæ jeszcze tej nocy, wiêc siad³szy na ³o¿u pocz¹³ mówiæ:- Daj mi czas do jutra.A wtem us³ysza³ wyraŸnie jakiœ g³os szepc¹cy mu do ucha:- WychodŸ z tej izby.Jutro bêdzie za póŸno i nie spe³nisz tego, coœ przyrzek³; wychodŸ z tej izby!Komtur, podniós³szy siê z trudem, wyszed³.Na blankach obwo³ywa³y siê z naro¿ników stra¿e.Przy kaplicy pada³ na œnieg ¿Ã³³ty blask z okien.W poœrodku, przy kamiennej studni dwa czarne psy bawi³y siê ci¹gaj¹c jak¹œ szmatê; zreszt¹ na dziedziñcu by³o pusto i cicho.- Wiêc koniecznie jeszcze tej nocy? - mówi³ Zygfryd.- Otom utrudzon bez miary, ale idê.Wszyscy œpi¹.Jurand zmo¿on mêk¹ mo¿e tak¿e œpi, tylko ja nie zasnê: Idê, idê, bo w izbie œmieræ, a jam ci przyrzek³.Ale potem niech¿e ju¿ przyjdzie œmieræ, skoro nie ma przyjœæ sen.Ty siê tam œmiejesz, a mnie si³ brak.Œmiejesz siê, toœ widaæ rad.Jeno widzisz, palce mi podrêtwia³y, moc opuœci³a d³onie i sam ju¿ tego nie dokonam.Dokona s³u¿ka, która, z ni¹ œpi.Tak mówi¹c szed³ ociê¿a³ym krokiem ku wie¿y le¿¹cej przy bramie.Tymczasem psy, które bawi³y siê przy kamiennej studni, przybieg³y ku niemu i poczê³y siê ³asiæ.W jednym z nich Zygfryd rozpozna³ brytana, który by³ tak nieodstêpnym towarzyszem Diedericha, i¿ w zamku mówiono, ¿e s³u¿y mu w nocy za poduszkê.Pies powitawszy komtura zaszczeka³ z cicha raz i drugi, po czym zwróci³ siê ku bramie i pocz¹³ iœæ ku niej, jak gdyby odgadywa³ myœl cz³owieka.Zygfryd znalaz³ siê po chwili przed w¹skimi drzwiczkami wie¿y, które na noc zaryglowywano z zewn¹trz.Odsun¹wszy rygle zmaca³ porêcz schodów, które zaczyna³y siê tu¿ za drzwiami, i pocz¹³ iœæ na górê.Zapomniawszy, z powodu rozbicia myœli, latarni szed³ omackiem, st¹paj¹c ostro¿nie i szukaj¹c nogami stopni.Nagle po kilku krokach zatrzyma³ siê, gdy¿ wy¿ej, ale tu¿ nad sob¹ us³ysza³ coœ jakby sapanie cz³owieka albo zwierzêcia.- Kto tam?.Nie by³o odpowiedzi, tylko sapanie sta³o siê szybsze.Zygfryd by³ cz³owiekiem nieustraszonym; nie ba³ siê œmierci, ale i jego odwaga i panowanie nad sob¹ wyczerpa³y siê ju¿ do dna tej strasznej nocy.Przez g³owê przelecia³a mu myœl, ¿e drogê zastêpuje mu Rotgier, i w³osy zje¿y³y mu siê na g³owie, a czo³o okry³o siê zimnym potem.I cofn¹³ siê prawie do samego wyjœcia.- Kto tam? - zapyta³ zd³awionym g³osem.Lecz w tej chwili coœ pchnê³o go w piersi z si³¹ tak straszliw¹, ¿e starzec pad³ zemdlony na wznak przez otworzone drzwi, nie wydawszy ani jêku.Uczyni³a siê cisza.Potem z wie¿y wysunê³a siê jakaœ ciemna postaæ i chy³kiem poczê³a umykaæ ku stajniom le¿¹cym obok cekhauzu po lewej stronie dziedziñca.Wielki brytan Diedericha popêdzi³ za ni¹ w milczeniu.Drugi pies skoczy³ za nimi równie¿ i znikn¹³ w cieniu muru, ale wkrótce zjawi³ siê znowu ze ³bem spuszczonym ku ziemi biegn¹c z wolna z powrotem i jakby wietrz¹c pod œlad tamtych.W ten sposób zbli¿y³ siê do le¿¹cego bez ruchu Zygfryda, obw¹cha³ go uwa¿nie i wreszcie siad³szy przy jego g³owie podniós³ paszczê w górê i pocz¹³ wyæ.Wycie rozlega³o siê przez d³ugi czas, nape³niaj¹c jakby now¹ ¿a³oœci¹ i zgroz¹ tê posêpn¹ noc.Na koniec zaskrzypia³y drzwi ukryte we wnêku wielkiej bramy i na dziedziñcu zjawi³ siê odŸwierny z halebard¹.- Mór na tego psa! - rzek³.- Nauczê ja ciê wyæ po nocy.I nastawiwszy ostrze chcia³ pchn¹æ nim zwierzê, lecz w tej samej chwili ujrza³, i¿ ktoœ le¿y w pobli¿u otwartych drzwiczek baszty.- Herr Jesus! co to jest?.Pochyliwszy g³owê spojrza³ w twarz le¿¹cego cz³owieka i pocz¹³ krzyczeæ:- Bywaj ! bywaj ! ratunku!Po czym skoczy³ do bramy i j¹³ targaæ z ca³ych si³ za sznur dzwonu [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.