Index
Zelazny Roger Amber 06 Atuty Zguby
rozdzial 06 (259)
rozdzial 06 (111)
rozdzial 06 (20)
rozdzial 06 (242)
rozdzial 06 (12)
143 06 (10)
rozdzial 06 (199)
rozdzial 06 (207)
rozdzial 06 (96)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alter.htw.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .   Liczyliśmy teraz nie na zaskoczenie, lecz na siłę naszegouderzenia.Plan ataku wyglądał w skrócie następująco: pośrodku miały iśćgłowooki wspierane z góry przez niewidzialnych.Na lewym skrzydle Anioły poddowództwem Truba, na prawym oddział pegazów Kamagina i skrzydlate smokidowodzone przez Lusina.Oddział lekkiej piechoty zamierzałem na razie trzymać wrezerwie.Osima wraz z samobieżnymi działami elektromagnetycznymi miał walczyćwśród głowooków.   Punkt dowodzenia umieściłem na szczycie wzgórza w pobliżuStacji.Był tam również Andre ze swymi analizatorami i Romero jako kronikarzwyprawy.W wąwoziku na zboczu wzgórza stało kilka pegazów łącznikowych.   Zgodnie ze starym obyczajem bitwę rozpoczęliśmy o świcie.   - Zaczynajcie! - nadałem przez deszyfrator.   - Na Stacji nic się na razie nie dzieje - zameldował Andreznad analizatorów.   Najpierw ruszyły głowooki.Potężna kolumna niemal dwusturuchomych twierdz kołyszących wzniesionymi ku górze peryskopami wyglądała bardzogroźnie.Idące na czele dwa samobieżne działa Osimy przypominały dwa taranyprzecierające drogę całemu szykowi.Nad głowookami polatywali niewidzialni.Słyszałem w deszyfratorze komendy wydawane przez Giga, ale jego samegooczywiście dostrzec nie mogłem.   Osima wystrzelił salwę, gdy tylko osiągnął dystansskutecznego ognia.Z naszego punktu obserwacyjnego ujrzeliśmy, jak z luftrysnęły dwie ogniste rzeki i pokryły główną kopułę kłębami ognia.Początek byłdobry, ale niestety na dobrym początku wszystko się skończyło.   W powietrzu nad atakującą kolumną pojawiło się mnóstwopłomiennych wirów.Z mimowolnym szacunkiem obserwowałem, jak odważnie ispokojnie walczą pozornie niezgrabne głowooki.Aż do nas dobiegały ciężkietąpnięcia zadawanych przez nie zsynchronizowanych ciosów grawitacyjnych, którymigasiły szalejące w górze płomienie.Zływrogi tak dobrze broniły swoich dowódców,że ani Orlana, ani Osimy latające pochodnie nawet nie musnęły.   Działa Osimy wystrzeliły drugą salwę, niszcząc dwie małekopułki, ale pole bitwy ogarnęła nowa fala ognia.Teraz był to jeden wielkipłomień, totalna pożoga pokrywająca kolumnę głowooków, Osimę z jego działami, anawet niewidzialnych żołnierzy Giga.Myślałem już, że cały oddział zostanieunicestwiony, ale wkrótce płomienie zaczęły znów opadać i ujrzeliśmy metodyczniewalczące głowooki.Zacząłem nabierać nadziei, że ponownie uda się odeprzećpłomienny kontratak.Ale do walki włączyła się nowa siła.Killta głowookówwywróciło się, a kolumna ściskana niewidzialnymi kleszczami stopniowo zbiła sięw niezdolny do oporu tłum.W powietrzu ukazało się w krótkich odstępach czasukilku rozekranowanych niewidzialnych i bezsilnie runęło w dół.   - Burza jakichś nieznanych pól! - zawołał Andre.- Osima iOrlan wzywają pomocy.Osima nie może zarepetować dział, a głowooki wkatastrofalnym tempie tracą grawitację!   Znaleźliśmy się o krok od klęski.W tej sytuacji rozkazałemwłączyć do akcji oddziały skrzydlatych i ludzką piechotę.   Z lewej wyprysnęły Anioły uzbrojone w iskierniki i granatyręczne.Błyskawicznie ogarnął ich zimny, oślepiający płomień, który poza tym niewyrządzał żadnej szkody.Najwidoczniej był to ogień różny od dotychczasużywanego przez wrogów.Anioły leciały więc nadal nie łamiąc szyku, podniosłytylko nieopisany wrzask.Najgłośniej oczywiście ryczał Trub.On też pierwszydotarł nad pole boju i pierwszy rzucił granat, a następnie uniósł iskiernik dogóry.Cały jego oddział postąpił tak samo.Klucz Aniołów leciał prosto na Stacjępaląc z iskierników na wszystkie strony.Ich atak okazał się w rezultaciezupełnie nieskuteczny, ale był nader widowiskowy.   Później z prawej nad rejon starcia napłynęła skrzydlatakonnica Kamagina i Lusin na czele smoków.Dosiadany przez niego Gromowładnywyprzedził swych mniejszych współbraci i z taką furią runął w gęstwę ognia, żemiotające się w powietrzu bojowe pochodnie cofnęły się przed nim jak żywe.Zkorony smoka tryskały błyskawice.To była dziwna walka: płomienie przeciwkobłyskawicom.I zwyciężały błyskawice, gdyż na drodze Gromowładnego ognie szybkogasły.   Łopot skrzydeł anielich, dziki świst smoków, triumfalnycharkot Gromowładnego, wściekłe rżenie pegazów i okrzyki bojowe ludzi zlały sięw ogłuszającą kakofonię.   - Górą nasi! - powiedziałem odwracając się do Romera.-Pawle, chyba nareszcie zwyciężymy!   - Eli! - wykrzyknął z przestrachem Andre.Spójrz, co siętam dzieje!   Od głównej kopuły mknęły w naszym kierunku trzy skrzydlateeskadry! Anioły dowodzone przez Truba, kawaleria pegazów z Kamaginem na białymkoniu i ogniste smoki z wyprzedzającym ich Gromowładnym dosiadanym przez Lusina.Te bliźniacze zastępy były, podobnie jak nasze, spowite w aureole purpurowego,zimnego płomienia, z ich gąszczu tak samo tryskały strugi laserowych wyładowań ibłyskawic [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.