Index
Vonda McIntyre Opiekun Snu (10)
Vonda McIntyre Opiekun Snu (4)
Vonda McIntyre Opiekun Snu (9)
McIntyre Vonda Opiekun snu
Vonda McIntyre Opiekun Snu (2)
Vonda McIntyre Opiekun Snu (3)
Ziemkiewicz Rafał A. Pięknie jest w dolinie
Bettelheim Bruno Cudowne i pożyteczne O znaczeniach i wa (2)
CHANGES (2)
abc.com.pl 9
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pies-bambi.htw.pl

  • [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
    .Na tej wysokoœci najodporniejsze roœliny przyjmowa³y siê w os³oniêtych miejscach, nie by³o tu wiele wody, która by je wspomaga³a.Gada poprowadzi³a konia oraz tygrysiego kucyka pod górê.Wysokie buty œlizga³y siê po wypolerowanej wiatrem skale.Strój pustynny zawadza³, zdjê³a go wiêc i przywi¹za³a z ty³u siod³a.LuŸne spodnie i tunika z krótkimi rêkawami furkota³y na wietrze.Gdy zbli¿y³a siê do prze³êczy, wiatr siê wzmóg³, bo w¹skie przejœcie w skale dzia³a³o jak komin wzmacniaj¹cy l¿ejsz¹ bryzê.Za parê godzin zrobi siê zimno.Zimno!!!Z trudem mog³a sobie wyobraziæ taki luksus.Gada dotar³a do prze³êczy i wkroczy³a w inny œwiat.Patrz¹c na zielon¹ dolinê czu³a siê tak, jakby zostawi³a wszystkie nieszczêœcia pustyni za sob¹.Lisek i B³yskawica podnios³y g³owy: wietrzy³y i parska³y, czuj¹c zapach œwie¿ej paszy, wody i innych zwierz¹tSamo miasto rozci¹ga³o siê po obu stronach szlaku; skupiska kamiennych budowli opartych o górê i wcinaj¹cych siê w ni¹ - czerñ na czerni.Dno doliny pokrywa³y szmaragdowe i z³ote pola, zaœ przeciwlegry jej kraniec, wznosz¹cy siê ponad poziom, na którym znajdowa³a siê Gada, by³ pokryty dzikimi lasami a¿ po nagie, skaliste szczyty.Gada g³êboko wci¹gnê³a w p³uca czyste powietrze i ruszy³a w dó³.Piêkni mieszkañcy Podgórza spotykali ju¿ wczeœniej uzdrowicieli.Szacunek, jaki im okazywali, zabarwiony by³ podziwem i odrobin¹ ostro¿noœci, lecz nie strachu, z którym Gada mia³a do czynienia po drugiej stronie pustyni.Do ostro¿noœci Gada by³a przyzwyczajona; to by³ objaw rozs¹dku, bo Mg³a i Piasek mog³y okazaæ siê niebezpieczne dla ka¿dego, z wyj¹tkiem jej samej.Gada przyjmowa³a pe³ne szacunku pozdrowienia z uœmiechem, prowadz¹c konie brukowanymi alkami.Sklepy by³y zamkniête, otwarte zaœ tawerny.latro ludzie zaczn¹ siê schodziæ do Gady po pomoc, ale dzisiaj -mia³a nadziejê - pozwol¹ jej zaj¹æ jakiœ wygodny pokój w gospodzie i zostawia w spokoju przy kolacji i butelce wina.Pustynia wyczerpa³a j¹ kompletnie.Ktoœ, kto przyszed³by teraz, o tak póŸnej porze, musia³by byæ powa¿nie chory.Gada bardzo pragnê³a, aby tej nocy nikt w Podgórzu nie umiera³.Zostawi³a konie pod sklepem i kupi³a sobie nowe spodnie i koszulê, dobieraj¹c rozmiar na oko i za porad¹ wlaœciciela,ponie-wa¿ by³a zbyt zmêczona, aby je przymierzyæ.- Proszê siê nie przejmowaæ - powiedzia³ w³aœciciel.- Mogê je wymieniæ, jeœli nie bêd¹ siê podoba³y.Zawsze wymieniê, rzeczy uzdrowicielce.- Bêd¹ dobre - powiedzia³a.- Dziêkujê.Zap³aci³a i wysz³a ze sklepu.Na rogu by³a apteka; w³aœcicielka w³aœnie j¹ zamyka³a.- Przepraszani - powiedzia³a Gada.Aptekarka odwróci³a siê z pe³nym rezygnacji uœmiechem.Zmierzy³a wzrokiem Gadê, jej wyposa¿enie, zauwa¿y³a torbê na wê¿e.Uœmiech przeszed³ w zaskoczenie.- Uzdrowicielka! - zawo³a³a.- Proszê do œrodka.Czego ci potrzeba?- Aspiryny - odparta Gada.Mia³a ju¿ tylko parê gramów, potrzebowa³a jej dla siebie, a ba³a siê, ¿e mo¿e zabrakn¹æ.-1 jodyny, jeœli jest.- Jest, oczywiœcie.Sama przygotowujê aspirynê, a jodynê jeszcze raz oczyszczam, kiedy j¹ otrzymujê.W moim towarze nie ma zanieczyszczeñ.- Nape³ni³a buteleczki Gady.- Du¿o czasu minê³o, od kiedy goœciliœmy uzdrowiciela w Podgórzu.- Zdrowie waszych ludzi i ich uroda s¹ szeroko znane - powiedzia³a Gada, a nie byty to czcze komplementy.Rozejrza³a siê po sklepie.- I zaopatrzenie macie œwietne.Podejrzewam, ¿e jest tu w³aœciwie wszystko.- Na pó³kach jednego rega³u sta³y œrodki przeciwbólowe.Mocne i dzia³aj¹ce na wszystko, które os³abia³y jednak cia³o, zamiast je wzmacniaæ.Wstydzi³a siê kupiæ któryœ1 z nich, bo tym samym przyzna³aby siê do utraty Mcha.Jednak gdyby ktoœ w Podgórzu by³ bardzo chory, bêdzie musia³a ich u¿yæ.- Och, jakoœ dajemy sobie radê - powiedzia³a ap³ekarlca.- Gdzie siê pani zatrzyma? Czy mogê przys³aæ ludzi?- Oczywiœcie.Gada wymieni³a nazwê gospody poleconej przez Grum, zap³aci³a za leki i wysz³a ze sklepu razem z w³aœcicielka, która posz³a w przeciwnym kierunku.Dziewczyna spojrza³a w g³¹b ulicy.Postaæ w pustynnym p³aszczu mignê³a jej na skraju pola widzenia.Gada okrêci³a siê i przycupnê³a w pozycji obronnej.B³yskawica prycha³a i cofa³a siê, drobi¹c kopytami.Tajemnicza postaæ zatrzyma³a siê.Gada wyprostowa³a siê, zak³opotana.Osoba, która do niej podchodzi³a, nie nosi³a stroju pustynnego, ale mia³a p³aszcz z kapturem.Gada nie mog³a dojrzeæ ocienionej twarzy, ale na pewno nie by³ to szaleniec.- Czy mogê z tob¹ chwilê porozmawiaæ, uzdrowicielko ?- jego g³os zdradza³ wahanie.- Oczywiœcie.- Nazywam siê Gabriel.Mój ojciec jest burmistrzem miasta.Przyszed³em, aby prosiæ ciê, ¿ebyœ zechcia³a byæ naszym goœciem w rezydencji.- To bardzo uprzejmie z waszej strony.Mia³am zamiar ztrzymaÆ siê w zajeŸdzie.- To znakomity zajazd - powiedzia³ Gabriel.- I w³aœcicielka by³aby zaszczycona twoj¹ obecnoœci¹, ale mój ojciec zhañbi³by Podgórze, gdybyœmy nie zaoferowali ci tego, co najlepsze.- Dziêkujê - odrzek³a Gada.Zaczê³a odczuwaæ jeœli nie zadowolenie, to przynajmniej wdziêcznoœæ za hojnoœæ i goœcinnoœæ okazywan¹ uzdrowicielom.Przyjmujê wasze zaproszenie.Powinnam jednak zostawiæ wiadomoœæ w zajeŸdzie.Aptekarka powiedzia³a, ¿e byæ mo¿e przyœle do mnie ludzi.Gabriel poprowadzi³ j¹ uliczkami, które wi³y siê równolegle do gór, pomiêdzy jednopiêtrowymi budynkami z czarnego, wydobywanego w pobli¿u kamienia.Kopyta koni oraz obcasy butów Gady i Gabriela stuka³y o bruk, roznosz¹c siê echem.Skoñczy³ siê teren zabudowany, a ulica rozla³a siê w szerok¹, wy³o¿on¹ kamieniem drogê, odgrodzon¹ od stromego uskoku jedynie murem siêgaj¹cym pasa.- Normalnie mój ojciec sam wyszed³by ciê przywitaæ - powiedzia³ Gabriel.W jego g³osie brzmia³y nie tylko przeprosiny, ale i niepewnoœæ, jakby by³o coœ, o czym chcia³ jej powiedzieæ, tylko nie potrafi³ uj¹æ tego w s³owa,- Nie przywyk³am do tego, by witali mnie dygnitarze - odpowiedzia³a.- Chcia³em, ¿ebyœ wiedzia³a, i¿ zaprosilibyœmy ciê w ka¿dej sytuacji, nawet gdyby.- glos mu siê.za³ama³.- Ach! - Zrozumia³a.- Twój ojciec jest chory?-Tak.- Nie musisz mieæ oporów, prosz¹c mnie o pomoc - powiedzia³a.-W koñcu to mój zawód.A je¿eli jeszcze dostanê pokój za darmo, to bêdê zupe³nie szczêœliwa.Gabriel wci¹¿ nie ods³ania³ swojej twarzy, ale napiêcie zniknê³a z jego g³osu.- Nie chcia³bym,¿ebyœ pomyœla³a, ¿e jesteœmy takimi ludŸmi, którzy nigdy nic nie daj¹ bezinteresownie.Szli dalej w milczeniu.Droga wi³a siê, omijaj¹c wystaj¹ce ska³ki.Dopiero teraz Gada zobaczy³a rezydencjê burmistrza.Budowla by³a wysoka i rozleg³a, oparta o pochyle zbocze urwiska.Typowy czarny kamieñ zosta³ ozdobiony w¹skimi pasami bia³ej ska³y tu¿ pod dachem, na którym od wschodu i od po³udnia umocowano baterie s³oneczne.Okna w wy¿szych pokojach by³y ogromne, sklepione ³ukowato - tak, aby pasowa³y do wie¿yczek po obu stronach frontonu.Przeœwiecaj¹ce przez nie œwiat³o ujawnia³o nieskazitelnoœæ szk³a.Pomimo du¿ych okien i snycerki na wielkich drewnianych drzwiach, rezydencja by³a tyle¿ fortec¹, ile wystawnym pa³acem [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.