Index Vonda McIntyre Opiekun Snu (10) Vonda McIntyre Opiekun Snu (4) Vonda McIntyre Opiekun Snu (9) McIntyre Vonda Opiekun snu Vonda McIntyre Opiekun Snu (2) Vonda McIntyre Opiekun Snu (8) 153 06 (2) White James Szpital kosmiczny (2) abc.com.pl 9 White James Szpital kosmiczny |
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .Teorie to nie to samo, kiedy zaczyna siê je wprowadzaæ w ¿ycie.Pojedziemy razem.W rzeczywistoœci mi³e jej by³o bezgraniczne zaufanie, którym darzy³a j¹ Melissa.Posz³y korytarzem, trzymaj¹c siê za rêce i machaj¹c nimi jak dwoje dzieci.Skrêci³y w ostatni korytarz i Melissa gwa³townie cofnê³a siê.Pod drzwiami Gady siedzia³ Gabriel.Obok le¿a³o przygotowane siod³o.- Gabrielu! - zawo³a³a Gada.Podniós³ wzrok i rym razem nie drgn¹³ na widok Melissy.- Czeœæ! - odpowiedzia³.- Przepraszam.Melissa odwróci³a siê w stronê Gady tak, ¿eby najbrzydsza czêœæ blizny nie by³a widoczna.- W porz¹dku.Nie szkodzi.Jestem do tego przyzwyczajona.- Nie by³em jeszcze do koñca obudzony ostatniej nocy.-Gabriel spostrzeg³ spojrzenie Gady i zamilk³.Melissa zerknê³a na Gadê, która œciska³a jej r¹czkê, póŸniej na Gabriela i jeszcze raz na Gadê.- Ja lepiej.pójdê przygotowaæ konie.- Melisso! - Gada próbowa³a j¹ z³apaæ, ale dziewczynka uciek³a.Gada popatrzy³a jak odchodzi, westchnê³a i otworzy³a drzwi do swojego pokoju.Gabriel wsta³.- Przeprasz am - powiedzia³.-Ty to masz talent!Wesz³a do œrodka, podnios³a juki i cisnê³a na ³Ã³¿ko.Gabriel wszed³ za ni¹.- Proszê ciê, nie b¹dŸ na mnie z³a.- Nie jestem z³a.- Rozpiê³a sprz¹czki.- Z³a by³am wczoraj w nocy, ale ju¿ mi przesz³o.- Cieszê siê.- Gabriel usiad³ na ³Ã³¿ku i patrzy³, jak Gada siê pakuje - Jestem gotowy do wyjazdu.Chcia³em jednak powiedzieæ : " do widzenia " i podziêkowaæ ci.Przykro mi.- Ju¿ ani s³owa o tym - przerwa³a Gada.-Dobrze.' Gada zwinê³a wyprany strój pustynny i w³o¿y³a go do skórzanej kieszeni przy siodle.- Dlaczego nie mia³bym z tob¹ pojechaæ ? - Gabriel pochyli³ siê w oczekiwaniu, ³okcie opar³ na kolanach.- Musi byæ ³atwiej podró¿owaæ, gdy ma siê z kim porozmawiaæ.- Nie bêdê sama, Melissa jedzie ze mn¹.- O!- Widaæ by³o, ¿e jest ura¿ony.- Adoptujê j¹.Gabrielu.Podgórze nie jest miejscem dla niej, tak samo, jak nie jest dla ciebie w tej chwili.Mogê pomóc jej, ale nic nie jestem w sianie zrobiæ dla ciebie.Co najwy¿ej uzale¿niæ ciê ode mnie.A tego nie chcê uczyniæ.Nigdy nie odnajdziesz w sobie swej si³y.jeœli nie odnajdziesz wolnoœci.W³o¿y³a torebkê z proszkiem do zêbów, grzebieñ", aspirynê i myd³o w jeden z juków, zapiê³a i usiad³a.Ujê³a delikatn¹ i mocn¹ rêkê Gabriela.- Tutaj wszystko jest dla ciebie zbyt trudne.Ja mog³abym sprawiæ, ¿e wszystko by³oby zbyt ³atwe.Takie wyjœcie te¿ nie jest dobre.Podniós³ jej rêkê i poca³owa³ opalony,pob!iŸniony wierzch d³oni, a potem jej wnêtrze.- Widzisz, jak szybko siê uczysz ? - Pog³adzi³a go drug¹ rêk¹ po lœni¹cych, jasnych w³osach.- Czy jeszcze ciê kiedyœ zobaczê ?- Nie wiem - odpar³a.- Prawdopodobnie nie.- Uœmiechnê³a siê.-Nie bêdziesz potrzebowa³.- Chcia³bym - powiedzia³ zadumany.- IdŸ w œwiat.WeŸ ¿ycie w swoje rêce i ukszta³tuj je tak, jak bêdziesz chcia³.Wsta³, nachyli³ siê i poca³owa³ j¹.Gada, podnosz¹c siê, te¿ go poca³owa³a - delikatniej ni¿ by tego chcia³a, ¿a³uj¹c, ¿e nie maja wiêcej czasu, ¿e nie spotka³a go po raz pierwszy na przyk³ad rok temu.Roz³o¿y³a palce na jego plecach i przyci¹gnê³a mocno ku sobie.- Do widzenia, Gabrielu.- Do widzenia.Gado.Drzwi zamknê³y siê za nim cicho.Gada wypuœci³a Mg³ê i Fiaska z ich przegródek, aby nacieszy³y siê trochê swobod¹ przed d³ug¹podró¿¹.Sunê³y po jej stopach, dooko³a nóg, kiedy wygl¹da³a przez okno.Rozleg³o siê pukanie do drzwi.- Chwileczkê.Wpuœci³a Mg³ê na ramiê i bark, podnios³a Fiaska obiema rêkami.Jeszcze trochê, a bêdzie za du¿y, by wygodnie mieœciæ siê na jej talii.- Mo¿na wejœæ.Wszed³ Brian, lecz zatrzyma³ siê gwa³townie.- W porz¹dku -rzek³a Gada.- S¹ spokojne.Brian nie cofn¹³ siê, ale bacznie obserwowa³ wê¿e.Ich g³owy porusza³y siê przy ka¿dym ruchu Gady, jêzyki miga³y, gdy kobra i grzechotnik zerka³y na Briana i smakowa³y jego zapach.- Przynios³em papiery dziecka - powiedzia³.- Stwierdzaj¹, ¿e teraz pani jest jej opiekunk¹.Gada owinê³a sobie Fiaska wokó³ prawej rêki, a lew¹ siêgnê³a po dokumenty.Brian wrêczy³ je sztywno.Gada obejrza³a je z ciekawoœci¹.Pergamin by³ sztywny i szeleszcz¹cy, ciê¿ki od woskowych pieczêci.Podpis burmistrza, pe³en zawijasów, widnia³ w jednym rogu, w drugim bazgra³y Rasa.- Czy istnieje mo¿liwoœæ, ¿e Ras go zakwestionuje?- Móg³by - powiedzia³ Brian - ale myœlê, ¿e tego nie zrobi.Gdyby stwierdzi), ¿e zosta³ przymuszony do podpisania, musia³by powiedzieæ, jaki do by³ przymus.A wtedy musia³by wyjaœniæ.inny przymus.Myœlê, ¿e woli dobrowoln¹ rezygnacjê z praw rodzicielskich, ni¿ wymuszon¹ pod presj¹ publiczn¹.- Dobrze.-1 jeszcze coœ, uzdrowicielko.-Tak?Wrêczy³ jej ma³¹ ciê¿k¹ sakiewkê.Wewn¹trz wyczuwa³o siê monety pobrzêkuj¹ce czystym, ciê¿kim dŸwiêkiem z³ota.Gada spojrza³a na Briana, rozbawiona.- Pani zaplata - powiedzia³ i podsun¹³ jej do podpisu rachunek i pióro.- Czy burmistrz nadal obawia siê oskar¿enia o handel niewolnikami ?- To mo¿e siê zdarzyæ - wyjaœni³ Brian.- Lepiej siê strzec.Gada wziê³a rachunek i nanios³a poprawkê:" Przyjmujê w imieniu mojej córki, jako zap³atê za jej us³ugi polegaj¹ce na tresowaniu koni ".Podpisa³a dokument i wrêczy³a z powrotem Brianowi.- Myœlê, ¿e teraz brzmi to lepiej - powiedzia³a Gada.- To sprawiedliwe wobec Melissy, a skoro otrzyma³a zap³atê, to oczywiste jest, ze nie by³a niewolmj s³ug¹.- To jeszcze jeden dowód, ¿e pani j¹ adoptowa³a - powiedzia³ Brian.- Myœlê, ¿e to zadowoli burmistrza.Gada wsunê³a sakiewkê do kieszeni w siodle i wpuœci³a Mg³ê i Fiaska z powrotem do ich przegródek.Wzruszy³a ramionami.- Nie ma sprawy.To bez znaczenia, skoro Melissa mo¿e wyjechaæ.Nagle opad³o ja przygnêbienie i zaczê³a siê zastanawiaæ, czy rzeczywiœcie tak uparcie i arogancko d¹¿y do tego, by wszystko dzia³o siê wedle jej wolt, ¿e a¿ dezorganizuje ¿ycie innym, bez ¿adnego dla nich po¿ytku.Nie mia³a w¹tpliwoœci, ¿e post¹pi³a s³usznie w przypadku Melissy, przynajmniej jeœli chodzi o uwolnienie jej.Spod w³adzy Rasa.Ale czy Gabriel bêdzie szczêœliwy ? A burmistrz? Nawet i Ras.Podgórze by³o bogatym miastem i wiêkszoœæ mieszkañców wydawa³a siê szczêœliwa.Oczywiœcie, byli teraz szczêœliwsi i bezpieczniejsi ni¿ dwadzieœcia lat temu, kiedy burmistrz obejmowa³ urz¹d, ale jaki po¿ytek z tego mia³y dzieci w jego w³asnym domu ? Gada by³a zadowolona, ¿e Gabriel tak¿e - na dobre czy na z³e - ale wyje¿d¿a.- Uzdrowicielko ?- Tak, Brianie ?- Dziêkuje.Kiedy Gada odwróci³a siê w chwilê póŸniej, zd¹¿y³ ju¿ bezszelestnie znikn¹d.Gdy drzwi do pokoju zamknê³y siê cichutko.Gada pos³ysza³a g³uche dudnienie wielkiej bramy zamykaj¹cej podwórze.Wyjrza³a znowu przez okno.W dole Gabriel dosiad³ swego ogromnego srokacza.Popatrzy³ w dó³, na dolinê, a póŸniej odwróci³ g³owê w kierunku okien ojca.D³ugo siê w nie wpatrywa³ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||