Index Studnie piekieł 35 (43) ENTER.1996 2001 Deaver Jeffery Kolekcjoner kosci Eddings Dav rozdzial 05 (241) Harry Potter IV Czara Ognia www nie com pl 2 921 38 (5) rozdzial 11 (187) |
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .Nasz przyjaciel dopad³ mnie dziœ wieczór.Myœlê, ¿e chcia³siê mnie pozbyæ.NIe wiem, czy chodzi³o mu o wyeliminowanie mnie na sta³e, ale oma³y w³os, a tak by siê sta³o.Opowiedzia³em mu, co siê wydarzy³o, potemspyta³em: - Czy jest na pok³adzie ktoœ, komu ca³kowicie ufasz? Zna³em odpowiedŸ,jeszcze zanim zada³em pytanie.- Zabrinsky - odpar³ bez wahania.- Jak myœlisz,móg³byœ podkraœæ siê tam, gdzie on œpi, i przyprowadziæ go, nie budz¹c nikogo?Nie odpowiedzia³ na moje pytanie.Stwierdzi³: - On nie mo¿e chodziæ; pan o tymwie, doktorze.- Przynieœ go.Dasz przecie¿ radê.Uœmiechn¹³ siê i wyszed³.Wróci³ z Zabrinskym po niespe³na trzech minutach.Trzy kwadranse póŸniejzwolni³em Rawlingsa z warty i powróci³em do kabiny.Powoli, niezdarnie,boleœnie, ubra³em siê w futra, otworzy³em walizkê i wyj¹³em luger, dwa magazynkiw gumowych pokrowcach oraz z³amany nó¿ - przedmioty, które komandor Swansonznalaz³ w baku ci¹gnika.W³o¿y³em je do kieszeni i wyszed³em.Przechodz¹c przezsterowniê oœwiadczy³em oficerowi pok³adowemu, ¿e idê skontrolowaæ stan dwóchpacjentów pozostawionych w obozowisku.Nawet nie mrugn¹³ okiem, kiedy nak³ada³emfutrzan¹ rêkawicê na rêkê w banda¿ach; lekarz sam decyduje, co mu wolno, a jaby³em w tym momencie zacnym doktorem, który niesie chorym pomoc i pokrzepienie.Sumiennie zbada³em chorych; stwierdzi³em, ¿e obaj powoli nabieraj¹ si³, po czympowiedzia³em dobranoc dwóm pilnuj¹cym ich marynarzom z "Delfina".Jednak nie odrazu wróci³em na pok³ad.Wpierw uda³em siê do gara¿u przybudówki i w³o¿y³empistolet, magazynki oraz z³amany nó¿ z powrotem do baku z benzyn¹.Dopiero wtedywróci³em na okrêt.Rozdzia³ 9 - Przykro mi, ¿e was niepokojê - zagai³emuprzejmie.- Ale tak to ju¿ niestety bywa przy wspó³pracy z ministerstwami.Mnóstwo wkurzaj¹cych pytañ w czterech egzemplarzach, a jedno g³upsze oddrugiego.Muszê to jednak zrobiæ i czym prêdzej drog¹ radiow¹ przes³aæsprawozdanie, dlatego by³bym niezwykle wdziêczny za wszelkie informacje iwspó³pracê.Po pierwsze, czy któryœ z panów domyœla siê przyczyny tegostraszliwego po¿aru? Mia³em nadziejê, ¿e przemawiam do nich w stylusporz¹dzaj¹cego raport urzêdnika Ministerstwa Zaopatrzenia; tak siê imprzedstawi³em.A ¿eby ukróciæ zbyteczn¹ nieufnoœæ, doda³em, ¿e ministerstwo,potrzebuj¹c meldunków o ka¿dym wypadku zakoñczonym utrat¹ ¿ycia, celowooddelegowa³o do tej pracy lekarza.Mo¿e i tak to w³aœnie wygl¹da³o, chocia¿ nieby³em pewien, ma³o mnie to zreszt¹ obchodzi³o.- No wiêc chyba ja pierwszyzauwa¿y³em ogieñ - z wahaniem zacz¹³ Naseby, kucharz z "Zebry".Mówi³ z wyraŸnymakcentem z Yorkshire.Ani on, ani pozosta³a ósemka ze Stacji, zebrana tego rankaw kwaterze oficerskiej, nie wygl¹dali zbyt têgo, ale i tak lepiej ni¿ wczoraj,ciep³e ³Ã³¿ko i godziwy posi³ek dokona³y swego.A œciœlej: pozosta³a siódemka.Natwarzy kapitana Folsoma, paskudnie poparzonej, poprawy nie by³o, mimo ¿e przedniespe³na pó³godzin¹ zjad³ niezgorsze, g³Ã³wnie p³ynne œniadanie.- To by³o oko³odrugiej w nocy - ci¹gn¹³ Naseby.- Tak, tu¿ przed drug¹.Ju¿ siê pali³o.Jakpochodnia.No i ja.- Co siê pali³o? - przerwa³em.- Gdzie pan spa³? - Wkuchni, tam te¿ by³a jadalnia.Skrajny barak zachodni w pó³nocnym rzêdzie.-Spa³ pan sam? - Nie.Z tym tutaj Hewsonem, z Flandersem i Bryce'em.Flanders iBryce s¹.to znaczy byli laborantami.Hewson i ja spaliœmy w samym koñcubaraku.Po obu stronach sta³y dwie du¿e spi¿arki ze wszystkimi naszymi zapasami,a dalej, w k¹cie kuchni, spali Flanders i Bryce.- Najbli¿ej drzwi? - Zgadzasiê.Wsta³em, dusi³em siê od dymu i kaszlu, nogi mia³em jak z waty.P³omieniedobra³y siê ju¿ do wschodniej œciany.Potrz¹sn¹³em Hewsonem i polecia³em dodrzwi po gaœnicê.Nie dzia³a³a.Pewnie mróz j¹ zablokowa³.Zreszt¹ nie wiem.Zawróci³em.By³em oœlepiony, w ¿yciu nie widzia³ pan takiego dymu.Potrz¹sn¹³emFlandersem i Bryce'em, krzykn¹³em, ¿eby wychodzili, a potem wpad³em do Hewsona ikaza³em mu migiem obudziæ obecnego tu kapitana Folsoma.Spojrza³em na Hewsona.-Obudzi³ pan kapitana? - Poszed³em go budziæ, ale nie od razu.Ca³y obóz hajcowa³siê tak, jak nie przymierzaj¹c najwiêksze ogniska na Pi¹tego Listopada.Miêdzybarakami p³omienie skaka³y w górê na szeœæ metrów.Wszêdzie unosi³y siê oparyoleju, g³Ã³wnie p³on¹cego.¯eby siê przebiæ, musia³em nad³o¿yæ kawa³ek drogi napó³noc.- Czy wiatr wia³ od wschodu? - Niezupe³nie.Nie tej nocy.Powiedzia³bym,¿e by³ po³udniowo_wschodni, dok³adniej wschodnio_po³udniowo_wschodni.W ka¿dymrazie szerokim ³ukiem obszed³em stacjê generatorów, tê zaraz obok jadalni wpó³nocnym rzêdzie, i dotar³em do g³Ã³wnego baraku, tam gdzie nas znaleŸliœcie.-I potem obudzi³ pan kapitana Folsoma? - Kapitana ju¿ nie by³o.Zaraz kiedywybieg³em z jadalni, zaczê³y eksplodowaæ zbiorniki paliwa w magazynie, wpo³udniowym rzêdzie naprzeciwko g³Ã³wnego baraku.Jakby wybuch³y ogromne krwawebomby, a huk by³ taki, ¿e umar³ego by zbudzi³.W ka¿dym razie kapitana zbudzi³.On i Jeremy, o ten - Hewson skin¹³ na mê¿czyznê siedz¹cego po drugiej stroniesto³u - wziêli gaœnicê i próbowali siê przedrzeæ do baraku majora Halliwella.-Tego tu¿ na zachód od magazynu paliw? - Tak.To by³o prawdziwe piek³o.KapitanFolsom mia³ ca³kiem niez³¹ gaœnicê, ale nie móg³ podejœæ, bo w powietrzu fruwa³omnóstwo oleju i wygl¹da³o na to, ¿e pali siê nawet piana.- Proszê na momentprzerwaæ - wtr¹ci³em.- Chcia³bym powróciæ do pierwszego pytania.Jak dosz³o dopo¿aru? - Rozmawialiœmy o tym setki razy - ze znu¿eniem odpar³ doktor Jolly.-Prawda jest taka, stary druhu, ¿e brak nam tropu.Wiemy natomiast, gdzie siêzacz¹³.Bior¹c pod uwagê zniszczone baraki i kierunek wiatru tamtej nocy, mog³osiê to staæ tylko w magazynie paliw.Ale jak? Tu pozostaj¹ same domys³y.Nies¹dzê, aby mia³o to teraz jakiekolwiek znaczenie.- Nie zgadzam siê.Otó¿ ma, ito nawet du¿e.Znaj¹c przyczynê, moglibyœmy zapobiec podobnej tragedii wprzysz³oœci.Po to tu jestem.To pan odpowiada³ za stan magazynu i stacjêgeneratorów, Hewson.Czy nie ma pan w tej sprawie nic do powiedzenia? - Nie,nic.Mo¿e coœ z pr¹dem, ale co i jak, trudno dociec.Mo¿liwe, ¿e by³ wyciek zezbiorników i zebra³o siê trochê lotnego oleju.¯eby olej nie gêstnia³, magazynogrzewa³y do zera stopni Fahrenheita dwa grzejniki.Opary móg³ zapaliæ ³ukelektryczny na wy³¹czniku termostatów.Ale to oczywiœcie przypuszczenia.- A naprzyk³ad tl¹ce siê szmaty albo niedopa³ki? Twarz Hewsona obla³a siê purpur¹.-Proszê pana, ju¿ ja wiem, co do mnie nale¿y.Pal¹ce siê szmaty, niedopa³ki, te¿coœ! Wiem, jak trzymaæ w porz¹dku pieprzony magazyn paliw.- Tylko spokojnie -przerwa³em.- Nie zamierza³em nikogo uraziæ.Po prostu wykonujê swoj¹ pracê.Ponownie zwróci³em siê do Naseby'ego.- Pos³a³ pan Hewsona, ¿eby obudzi³kapitana, i co dalej? - Pobieg³em do baraku radiostacji, naprzeciwko kuchni, nazachód od baraku majora Halliwella.- A co z laborantami [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||