Index Bettelheim Bruno Cudowne i pożyteczne O znaczeniach i wartoœciach baœni (10) rozdzial 17 (56) K. J. Yeskov Ostatni Wladca Pierscienia (2) Piers Anthony Zrodla Magii Isaac Asimov Nastanie nocy Forsyth Czwarty protokół FORD ESCORT i ORION2 Vonda McIntyre Opiekun Snu (4) rozdzial 11 (155) |
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .- Figury panopticum, moje panie - zacz±³ on -kalwaryjskie parodie manekinów, ale nawet w tej postacistrze¿cie siê lekko je traktowaæ.Materia nie zna¿artów.Jest ona zawsze pe³na tragicznej powagi.Ktoo¶miela siê my¶leæ, ¿e mo¿naigraæ z materi±, ¿e kszta³towaæ j±mo¿na dla ¿artu, ¿e ¿art nie wrasta w ni±,nie w¿era siê natychmiast jak los, jak przeznaczenie? Czyprzeczuwacie ból, cierpienie g³uche, nie wyzwolone,zakute w materiê cierpienie tej pa³uby, która niewie, czemu ni± jest, czemu musi trwaæ w tej gwa³temnarzuconej formie, bêd±cej parodi±? Czy pojmujeciepotêgê wyrazu, formy, pozoru, tyrañsk±samowolê, z jak± rzuca siê on na bezbronn±k³odê i opanowuje, jak w³asna, tyrañska,panosz±ca siê dusza? Nadajecie jakiej¶ g³owie zk³aków i p³Ã³tna wyraz gniewu i pozostawiaciej± z tym gniewem, z t± konwulsj±, z tym napiêciemraz na zawsze, zamkniêt± ze ¶lep±z³o¶ci±, dla której nie ma odp³ywu. T³um ¶mieje siê ztej parodii.P³aczcie, moje panie, nad losem w³asnym,widz±c nêdzê materii wiêzionej, gnêbionejmaterii, która nie wie, kim jest i po co jest, dok±dprowadzi ten gest, który jej raz na zawsze nadano.t³um¶mieje siê.Czy rozumiecie straszny sadyzm, upajaj±ce,demiurgiczne okrucieñstwo tego ¶miechu? Bo przecie¿p³akaæ nam, moje panie, trzeba nad losem w³asnym nawidok tej nêdzy materii, gwa³conej materii, naktórej dopuszczono siê strasznego bezprawia.St±dp³ynie, moje panie, straszny smutek wszystkichb³azeñskich golemów, wszystkich pa³ub,zadumanych tragicznie nad ¶miesznym swym grymasem. Oto jest anarchista Luccheni,morderca cesarzowej El¿biety, oto Draga, demoniczna inieszczê¶liwa królowa Serbii, oto genialnym³odzieniec, nadzieja i duma rodu, którego zgubi³nieszczêsny na³Ã³g onanii.O, ironio tych nazw, tych pozorów. Czy jest w tej pa³ubienaprawdê co¶ z królowej Dragi, jej sobowtór,najdalszy bodaj cieñ jej istoty? To podobieñstwo, tenpozór, ta nazwa uspokaja nas i nie pozwala nam pytaæ,kim jest dla siebie samego ten twór nieszczê¶liwy.A jednak to musi byæ kto¶, moje panie, kto¶anonimowy, kto¶ gro¼ny, kto¶ nieszczê¶liwy,kto¶, co nie s³ysza³ nigdy w swym g³uchym¿yciu o królowej Dradze. Czy s³yszeli¶cie po nocachstraszne wycie tych pa³ub woskowych, zamkniêtych w budachjarmarcznych, ¿a³osny chór tych kad³ubówz drzewa i porcelany, wal±cych piê¶ciami w ¶cianyswych wiêzieñ? W twarzy mego ojca, rozwichrzonejgroz± spraw, które wywo³a³ z ciemno¶ci,utworzy³ siê wir zmarszczek, lej rosn±cy wg³±b, na którego dnie gorza³o gro¼ne okoprorocze.Broda jego zje¿y³a siê dziwnie, wiechcie ipêdzle w³osów, strzelaj±ce z brodawek, zpieprzów, z dziurek od nosa, nastroszy³y siê naswych korzonkach.Tak sta³ drêtwy, z gorej±cymioczyma, dr¿±c od wewnêtrznego wzburzenia, jakautomat, który zaci±³ siê i zatrzyma³ namartwym punkcie. Adela wsta³a z krzes³a ipoprosi³a nas o przymkniêcie oczu na to, co siê zachwilê stanie.Potem podesz³a do ojca i z rêkoma nabiodrach, przybieraj±c pozór podkre¶lonejstanowczo¶ci, za¿±da³a bardzo dobitnie.- - - -- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -- - - - - - Panienki siedzia³y sztywno, zespuszczonymi oczyma, w dziwnej drêtwo¶ci. TRAKTAT O MANEKINACH DOKOÑCZENIE Którego¶ znastêpnych wieczorów ojciec mój w te s³owaci±gn±³ dalej sw± prelekcjê : - Nie o tych nieporozumieniachuciele¶nionych, nie o tych smutnych parodiach, moje panie,owocach prostackiej i wulgarnej niepow¶ci±gliwo¶cichcia³em mówiæ zapowiadaj±c m± rzecz omanekinach.Mia³em na my¶li co¶ innego. Tu ojciec mój zacz±³budowaæ przed naszymi oczyma obraz tej wymarzonej przez niego"generatio aequivoca", jakiego¶ pokolenia istot nawpó³ tylko organicznych, jakiej¶ pseudowegetacji ipseudofauny, rezultatów fantastycznej fermentacji materii. By³y to twory podobne z pozorudo istot ¿ywych, do krêgowców, skorupiaków,cz³onkonogów, lecz pozór ten myli³.By³yto w istocie istoty amorfne, bez wewnêtrznej struktury,p³ody imitatywnej tendencji materii, która obdarzonapamiêci±, powtarza z przyzwyczajenia raz przyjêtekszta³ty.Skala morfologii, której podlega materia, jestw ogóle ograniczona i pewien zasób form powtarzasiê wci±¿ na ró¿nych kondygnacjach bytu. Istoty te ruchliwe, wra¿liwe nabod¼ce, a jednak dalekie od prawdziwego ¿ycia - mo¿naby³o otrzymaæ zawieszaj±c pewne skomplikowane koloidyw roztworach soli kuchennej.Koloidy te po kilku dniach formowa³ysiê, organizowa³y w pewne zagêszczenia substancjiprzypominaj±cej ni¿sze formy fauny. U istot tak powsta³ychmo¿na by³o stwierdziæ proces oddychania,przemianê materii, ale analiza chemiczna nie wykazywa³a wnich nawet ¶ladu po³±czeñ bia³kowych ani wogóle zwi±zków wêgla. Wszelako prymitywne te formyby³y niczym w porównaniu z bogactwem kszta³tówi wspania³o¶ci pseudofauny i flory, która pojawiasiê niekiedy w pewnych ¶ci¶le okre¶lonych¶rodowiskach.¦rodowiskami tymi s± stare mieszkania,przesycone emanacjami wielu ¿ywotów i zdarzeñzu¿yte atmosfery, bogate w specyficzne ingrediencje marzeñludzkich - rumowiska, obfituj±ce w humus wspomnieñ,têsknot, ja³owej nudy [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||