Index czesc 01 rozdzial 01 czesc 02 rozdzial 03 (3) czesc 05 rozdzial 03 (2) czesc 05 rozdzial 01 (3) rozdzial 05 (206) rozdzial 07 (91) rozdzial 02 (20) rozdzial 05 (14) rozdzial 09 (214) rozdzial 05 (277) |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Orczycawyłamała się z trzaskiem, furgon podskoczył, zgubił koło i wywrócił się,rozsiewając dookoła ładunek i tlące się deski. Ciri dowlokła czarodziejkę pod przewrócony wóz Yarpena.Pomógłjej w tym Paulie Dahlberg, który nagle znalazł się obok, a obydwoje osłoniłGeralt, wpychając Płotkę pomiędzy nich a szarżujących Scoia'tael.Wokół wozuzakotłowało się, Ciri słyszała szczęk kling, krzyki, chrap koni, stuk kopyt.Yarpen, Wenck i Geralt, otoczeni przez elfów ze wszystkich stron, walczyli jakoszalałe diabły. Walczących roztrącił nagle zaprzęg Regana mocującego się nakoźle z pękatym niziołkiem w kabacie z rysiego futra.Niziołek siedział na Reganiei usiłował zakłuć go długim nożem. Yarpen zręcznie wskoczył na wóz, złapał niziołka za kark iwykopał go za burtę.Regan wrzasnął przeszywająco, chwycił lejce, smagnął konie.Zaprzęg szarpnął, wóz potoczył się, błyskawicznie nabrał pędu. - Kołem, Regan! - zaryczał Yarpen.- Kołem! Dookoła! Wóz wykręcił i ponownie runął na elfów, roztrącając ich.Jedenprzyskoczył, chwycił prawego lejcowego za uździenice, ale nie zdołał go utrzymać,pęd wrzucił go pod kopyta i koła.Ciri usłyszała makabryczny krzyk. Drugi elf, galopując obok, ciął mieczem na odlew.Yarpenuchylił się, brzeszczot zadzwonił o podtrzymującą płachtę obręcz, pęd przeniósłelfa do przodu.Krasnolud zgarbił się nagle, ostro machnął ręką.Scoia'taelwrzasnął i wyprężył się w siodle, runął na ziemię.Między jego łopatkami tkwiłnadziak. - No, chodźcie, skurwysyny!!! - ryczał Yarpen, młynkująctoporem.- Który jeszcze? Goń w koło, Regan! W koło! Regan, potrząsając zakrwawioną czupryną, kuląc się na koźlewśród świstu strzał, wył jak potępieniec i bezlitośnie smagał konie.Zaprzęgniknął po ciasnym kręgu, tworząc ruchomą, buchającą płomieniem i dymem zaporęwokół przewróconego wozu, pod który Ciri zawlokła półprzytomną, potłuczonączarodziejkę. Niedaleko nich tańczył koń Wencka, myszaty ogier.Wenck garbiłsię, Ciri widziała białe pióra strzały sterczącej mu z boku.Pomimo rany zręcznieodrąbywał się dwóm pieszym elfom atakującym go z obu stron.Na oczach Ciri drugastrzała ugodziła go w plecy.Komisarz runął piersią na kark konia, ale utrzymałsię w siodle.Paulie Dahlberg skoczył mu na odsiecz. Ciri została sama. Sięgnęła po miecz.Klinga, która podczas treningów wyskakiwałazza pleców jak błyskawica, teraz za nic nie dawała się wyciągnąć, opierała się,grzęzła w pochwie jak w smole.Wśród wrzącego dookoła wiru, wśród ruchów takszybkich, że aż rozmazujących się w oczach, jej miecz zdawał się nienaturalnie iobco powolny, wydawało się, że miną wieki, zanim wysunie się całkowicie.Ziemiatrzęsła się i dygotała.Ciri nagle zorientowała się, że to nie ziemia.Że to jejwłasne kolana. Paulie Dahlberg, szachując toporem napierającego na niego elfa,wlókł po ziemi rannego Wencka.Obok wozu przemknęła Płotka, na elfa wpadł Geralt.Gdzieś zgubił opaskę, białe włosy powiewały w pędzie.Szczęknęły miecze. Drugi Scoia'tael, pieszy, wyskoczył zza wozu.Paulie porzuciłWencka, wyprostował się, zawinął toporem.I zamarł. Przed nim stał krasnolud w czapce ozdobionej wiewiórczymogonem, z czarną brodą zaplecioną w dwa warkocze.Paulie zawahał się. Czarnobrody nie wahał się ani sekundy.Uderzył oburącz.Ostrzetopora warknęło i spadło, wcięło się w obojczyk z ohydnym chrupnięciem.Paulieupadł bez jęku, momentalnie, wyglądało to tak, jakby siła ciosu złamała pod nimoba kolana. Ciri wrzasnęła. Yarpen Zigrin zeskoczył z wozu.Czarnobrody krasnolud zawirował,ciął.Yarpen uniknął ciosu zwinnym półobrotowym unikiem, stęknął i straszliwieuderzy! z dołu, rozrąbując czarną brodę, krtań, żuchwę i twarz - aż po nos.Scoia'tael wygiął się i runął na wznak, brocząc krwią, młócąc rękami i drącobcasami ziemię. - Geraaaalt! - wrzasnęła Ciri, czując za sobą ruch.Czując zasobą śmierć. Był tylko niewyraźny, złowiony w obrocie kształt, ruch i błysk,ale dziewczynka zareagowała błyskawicznie, ukośną paradą i zwodem, którychnauczono ją w Kaer Morhen.Wychwyciła cios, ale stała zbyt niepewnie, była zbytwychylona w bok, by odebrać impet.Siła uderzenia cisnęła nią o pudło wozu.Mieczwyśliznął się z dłoni. Stojąca przed nią piękna długonoga elfka w wysokich butachskrzywiła się okrutnie, uniosła miecz, potrząsając włosami, rozsypanymi spododrzuconego kaptura.Miecz błysnął oślepiająco, błysnęły bransolety na przegubachWiewiórki. Ciri nie była w stanie się poruszyć [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||