Index
czesc 04 rozdzial 04
czesc 02 rozdzial 03 (3)
czesc 05 rozdzial 03 (2)
rozdzial 05 (206)
rozdzial 07 (91)
rozdzial 02 (20)
rozdzial 05 (14)
rozdzial 09 (214)
rozdzial 05 (277)
rozdzial 17 (56)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • latwa-kasiora.pev.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Zaproponowane przezFilippę principium jest wszakże jasne.Przynajmniej dlamnie, a wciąż za mało mam podstaw, by uważać was zamniej bystre.Poza tą salą bądźcie, kim chcecie, służcie,komu chcecie i czemu chcecie, tak wiernie, jak zechcecie.Ale gdy konwent się zbierze, zajmować będziemy się wyłączniemagią i jej przyszłością.    - Tak właśnie to sobie wyobrażam - potwierdziłaFilippa Eilhart.- Wiem, że problemów jest wiele, że sąwątpliwości i niejasności.Omówimy je przy następnymspotkaniu, w którym wszystkie weźmiemy udział niew postaci projekcji czy iluzji, lecz we własnych osobach.Obecność uznana będzie nie za formalny akt przystąpienia dokonwentu, lecz za gest dobrej woli.O tym, czy takikonwent w ogóle powstanie, zadecydujemy wspólnie.Mywszystkie.Na równych prawach.    - My wszystkie? - powtórzyła Sheala.- Widzę tupuste krzesła, zakładam, że nie ustawiono ich przypadkowo.    - Konwent powinien liczyć dwanaście czarodziejek.Chciałabym, aby kandydatkę na jedno z tych pustychkrzeseł zaproponowała nam i przedstawiła na następnymspotkaniu pani Assire.W Cesarstwie Nilfgaardu znajdziesię z pewnością jeszcze jedna godna czarodziejka.Drugiemiejsce zostawiam do obsady tobie, Francesca, byś jako jedynaczystej krwi elfka nie czuła się osamotniona.Trzecie.Enid an Gleanna uniosła głowę.    - Proszę o dwa miejsca.Mam dwie kandydatury.    - Czy któraś z pań ma coś przeciw tej prośbie? Jeślinie, ja też się zgadzam.Mamy dziś piąty dzień sierpnia,piąty dzień po nowiu.Spotykamy się ponownie drugiegodnia po pełni, drogie konfraterki, za czternaście dni.    - Zaraz - przerwała Sheala de Tancarville.- Jedno -miejsce wciąż pozostaje puste.Kto ma być dwunastą czarodziejką?    - To będzie właśnie pierwszym problemem, którymzajmie się loża - Filippa uśmiechnęła się tajemniczo.- Zadwa tygodnie powiem wam, kto powinien zasiąść na dwunastymkrześle.A potem wspólnie zastanowimy się, jaksprawić, by ta osoba tu zasiadła.Zdziwi was moja kandydatura ita osoba.Bo to nie jest zwykła osoba, szanownekonfraterki.To jest Śmierć albo Życie, Destrukcja lub Odrodzenie,Ład lub Chaos.Zależy, jak na to spojrzeć.*****    Cała wieś wyległa przed płoty, by patrzeć na przejazdbandy.Tuzik wyszedł wraz z innymi.Miał robotę, ale niemógł się powstrzymać.Ostatnia wiele gadano o Szczurach.Krążyła nawet plotka, że wszystkich schwytano i powieszono.Plotka była jednak fałszywa, dowód demonstracyjnie ibez pośpiechu paradował właśnie przed całą wsią.    - Bezczelne łotry - szepnął ktoś za plecami Tuzika,a był to szept pełen podziwu.- Środkiem wsi walą.    - Wystrojeni, jakby na wesele.    - A jakie konie! I u Nilfgaardczyków takich nieobaczysz!    - Ba, zrabowane.Szczury wszystkim konie biorą.Konia teraz wszędy sprzedać łatwo.Ale najlepsze sobie ostawiają.    - Ten na przedzie, patrzajcie, to Giselher.Herszt ichni.    - A podle niego, na kasztance, to ta elfka.Iskra jąwołają.    Zza plotu wypadł kundel, zaniósł się szczekiem, uwijającsię tuż przy przednich kopytach klaczy Iskry.Elfkapotrząsnęła bujną grzywą ciemnych włosów, obróciła konia,pochyliła się mocno i smagnęła psa nahajem.Kundelzaskowyczał i trzykrotnie obrócił się w miejscu, a Iskranapluła na niego.Tuzik zmełł w zębach przekleństwo.    Stojący obok szeptali nadal, dyskretnie wskazująckolejnych Szczurów jadących stępa przez wieś.Tuziksłuchał, bo musiał.Znał plotki i gadki nie gorzej niż inni,bez trudu domyślał się, że ten ze zmierzwionymi, sięgającymiramion włosami koloru słomy, gryzący jabłko, toKayleigh, że ten barczysty to Asse, a ten w haftowanympółkożuszku to Reef.    Defiladę zamykały dwie dziewczyny, jadące bok w boki trzymające się za ręce.Wyższa, siedząca na gniadoszu,była ostrzyżona jakby po tyfusie, kaftanik miała rozpięty,koronkowa bluzka błyskała spod niego nieskazitelną bielą,naszyjnik, bransolety i kolczyki słały oślepiające refleksy.    - Ta obsmyczona to Mistle.- usłyszał Tuzik.-Obwieszona błyskotkami, iście niby choinka na Yule.    - Powiadają, że ubiła więcej ludzi, niż wiosen liczy.    - A ta druga? Na dereszku? Ta z mieczem przez plecy?    - Falka ją zwą.Od tego lata ze Szczurami jeździ.Teżpono ziółko nieliche.    Ziółko nieliche, jak ocenił Tuzik, nie było wiele starszeod jego córki, Milenki.Popielate włosy młodziutkiej bandytki kosmykamiwymykały się spod aksamitnego beretuz butnie podrygującym pękiem bażancich piór.Na szyipłonęła jedwabna chustka w kolorze maku, zawiązanaw fantazyjną kokardę.    Wśród wyległych przed chałupy wieśniaków zapanowało nagleporuszenie.Bo oto jadący na czele bandy Giselherwstrzymał konia, niedbałym gestem rzucił brzęczącąsakieweczkę pod nogi wspartej na kosturze babki Mykitki.    - Niech cię bogi mają w opiece, synusiu miłościwy! -zawyła babka Mykitka.- Obyś zdrów był, dobroczyńconasz, oby ci.    Perlisty śmiech Iskry zagłuszył mamlanie staruszki.    Elfka zawadiacko przełożyła prawą stopę nad lękiem,sięgnęła do kabzy i zamaszyście sypnęła w tłum garściąmonet.Eeef i Asse poszli za jej przykładem, prawdziwysrebrny deszcz posypał się na piaszczystą drogę.Kayleigh,rechocząc, cisnął w kotłujących się nad pieniędzmi ogryzkiem jabłka.    - Dobroczyńcy!    - Sokoliki nasze!    - Niech wam dola będzie łaskawa!    Tuzik nie pobiegł za innymi, nie padł na kolana, bywygrzebywać monety z piasku i kurzego gówna.Stał nadal podpłotem, patrząc na mijające go wolno dziewczyny.    Młodsza, ta o popielatych włosach, dostrzegła jego wzroki wyraz twarzy.Puściła rękę ostrzyżonej, żgnęła koniai najechała na niego, przypierając do płotu i omal nie zawadzającstrzemieniem.Zobaczył jej zielone oczy i zadrżał.Tyle w nich było zła i zimnej nienawiści.    - Zostaw, Falka - zawołała ostrzyżona.Niepotrzebnie.    Zielonooka bandytka zadowoliła się przyparciem Tuzikado płotu, pojechała za Szczurami, nawet nie odwracającgłowy.    - Dobroczyńcy!    - Sokoliki!    Tuzik splunął.    Na przedwieczerzu do wsi wpadli Czarni, budzący grozękonni z fortu pod Fen Aspra.Dudniły podkowy, rżałykonie, brzękała broń [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.