Index
Andrzej Sapkowski Pani Jeziora
Zew Halidonu
Kratochvil Stanisław Psychoterapia kierunki metody badania
Daniken Erich Dzien w ktorym przybyli bogowie
WIEZAJ~1.TXT
21 (201)
Przetacznik Gierowska Maria, Włodarski Ziemowit Psychologi (2)
19 (361)
rhl23 (4)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rejestracja.pev.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Że same się pozabijały, by oczernić ludzi.       Wśród poważnych naukowychgłosów zupełnie zagubiła się nader śmiała teoria pewnego młodego iekscentrycznego magistra, który - dopóki go nie uciszono - twierdził, że wRivii do głosu doszły nie żadne spiski i tajemne sprzysiężenia, leczzwyczajne i jakże powszechne cechy miejscowej ludności: ciemnota, ksenofobia,brutalne chamstwo i dogłębnie zbydlęcenie.       A potem sprawa znudziła sięwszystkim i przestano o niej mówić w ogóle.* * *       - Do piwnicy! - powtórzyłwiedźmin, a niepokojem nasłuchując zbliżającego się szybko ryku i wrzaskutłuszczy.- Krasnoludy do piwnicy! Bez głupiej bohaterszczyzny!       - Wiedźminie - stęknąłZoltan, ściskając stylisko topora.- Ja nie mogę.Tam giną moi bracia.       - Do piwnicy.Pomyśl oEudorze Brekekeks.Chcesz by owdowiała przed ślubem?       Argument podziałał.Krasnoludy zeszły do loszku.Geralt i Jaskier zakryli wejście słomianąrogóżką.Wirsing, zwykle blady, teraz był biały.Jak twaróg.       - Widziałem pogrom wMariborze - wydukał, patrząc na wejście do piwnicy.- Jeśli ich tam znajdą.       - Idź do kuchni.       Jaskier też był blady.Geraltniespecjalnie mu się dziwił.W bezforemnym i jednostajnym do niedawna ryku,jaki ich dolatywał, zabrzmiały indywidualne nuty.Takie, na dźwięk którychwłosy podnosiły się na głowie.       - Geralt - wyjęczał poeta.-Ja jestem trochę podobny do elfa.       - Nie bądź głupi.       Nad dachami wykwitły kłębydymu.A z uliczki wypadli zbiegowie.Krasnoludy.Płci obojga.       Dwóch bez zastanowieniaskoczyło do jeziora i zaczęło płynąć, ostro kotłując wodę, na wprost, naploso.Reszta się rozbiegła.Część skręciła w stronę oberży.       Z uliczki wypadła tłuszcza.Była szybsza od krasnoludów.W tym wyścigu żądza mordu wygrywała.       Wrzask mordowanychzaświdrował w uszach, zadzwonił kolorowanymi szybkami w oknach zajazdu.Geralt poczuł, jak zaczynają drżeć mu ręce.       Jednego krasnoluda dosłownierozszarpano, rozerwano na sztuki.Drugiego, przewróconego na ziemię, w kilkachwil zmieniono w krwawą bezkształtną masę.Kobietę zadźgano widłami ispisami, dziecko, którego broniła do końca, zwyczajnie rozdeptano, zmiażdżonouderzeniami obcasów.       Troje - krasnolud i dwiekobiety - uciekło wprost ku oberży.Za nimi gnał ryczący tłum.       Geralt wziął głęboki wdech.Wstał.Czując na sobie przerażone oczy Jaskra i Wirsinga, zdjął z półki nadkominem sihill, miecz kuty w Mahakamie, w kuźni samego Rhundurina.       - Geralt.- zajęczałrozdzierająco poeta.       - Dobra - powiedziałwiedźmin, idąc ku wyjściu.- Ale to już ostatni raz! Niech mnie szlag, to jużnaprawdę ostatni raz!       Wyszedł na ganek, a z gankujuż skoczył, szybkim cięciem rozpłatał draba w murarskim kitlu,zamierzającego się na kobietę kielnią.Następnemu odrąbał rękę wczepioną wewłosy drugiej niewiasty.Kopiących przewróconego krasnoluda zasiekł dwomaszybkimi, skośnymi cięciami.       I poszedł w tłum.Szybko,zwijając się w półobrotach.Ciął celowo szeroko, pozornie bezładnie - wiedząc,że takie cięcia są bardziej krwawe i bardziej spektakularne.Nie chciał ichzabijać.Chciał ich tylko porządnie pokaleczyć.       - Elf! Elf! - rozdarł siędziko ktoś z tłuszczy.- Zabić elfa!       Przesada, pomyślał, Jaskiermoże, ale ja elfa nie przypominam z żadnej strony.       Wypatrzył tego, którykrzyczał, żołnierza chyba, bo w brygantynie i wysokich butach.Wkręcił się wtłum jak węgorz.Żołnierz zastawił się trzymanym oburącz oszczepem.Geraltciął wzdłuż drzewca, odrąbując mu palce.Zawirował, kolejnym szerokim cięciemwywołując wrzaski bólu i fontanny krwi.       - Pomiłuj! - rozczochranymłodzik o oszalałych oczach padł przed nim na kolana.- Oszczędź!       Geralt oszczędził, wstrzymałrękę i miecz, przeznaczony do ciosu impet wykorzystując na obrót.Kątem okazobaczył, jak rozczochrany się zrywa, zobaczył, co trzyma w rękach.Złamałobrót, by wywinąć się w odwrotny unik.Ale ugrzązł w tłumie.Na ułameksekundy ugrzązł w tłumie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.