Index Pod redakcjš Andrzeja Lewickiego Psychologia kliniczna (12) Nowicki Andrzej Wykłady o krytyce religii w Polsce Andrzej Pilipiuk Norweski Dziennik t1 ANDRZE~1 (2).TXT Andrzej Sapkowski Ostatnie zyczenie (5) sapkowski andrzej ziarno prawdy sapkowski andrzej ostatnie zyczenie Sathya Sai Baba Kiedy wypełniają się proroctwa 02 (196) 06 (230) |
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .O wielkiej mi³oœci i o niez³omnej przyjaŸni.Oodwadze i o honorze.Niechaj ten miecz nastaja s³uchaczy i zsy³a natchnienie bajarzom.A teraz nalejcie mi,panowie, w to oto naczynie wódki, albowiem bêdê mówi³ dalej, bêdê wyg³asza³ g³êbokie prawdy i ró¿nefilozofie, w tym egzystencjalne.Gorza³kê rozlano do kubków w ciszy i dostojeñstwie.Spojrzano sobie w oczy i wypito.Z nie mniejszymdostojeñstwem.Yarpen Zigrin odchrz¹kn¹³, powiód³ wzrokiem po s³uchaczach, upewni³ siê, czy aby s¹dostatecznie skupieni i dostojni.- Postêp - przemówi³ z namaszczeniem - bêdzie rozjaœnia³ mroki, bo od tego ów postêp jest, jak ta, nieprzymierzaj¹c, dupa od stania.Bêdzie coraz jaœniej, coraz mniej bêdziemy bali siê ciemnoœci i zaczajonegow niej Z³a.Przyjdzie, byæ mo¿e, i taki dzieñ, kiedy w ogóle przestaniemy wierzyæ, ¿e w tej ciemnoœci coœczyha.Bêdziemy takie lêki wyœmiewaæ.Nazywaæ dziecinnymi.Wstydziæ siê ich! Ale zawsze, zawsze bêdzieistnia³a ciemnoœæ.I zawsze bêdzie w ciemnoœci Z³o, zawsze bêd¹ w ciemnoœci k³y i pazury, mord i krew.Izawsze bêd¹ potrzebni wiedŸmini.* * *Siedzieli w zadumie i milczeniu, pogr¹¿eni w myœlach tak g³êboko, ¿e ich uwadze umkn¹³ rosn¹cy nagleszum i ha³as miasta, gniewny, z³owrogi, przybieraj¹cy na sile jak buczenie rozdra¿nionych os.Ledwie zauwa¿yli, jak cichutkim i pustym nadjeziornym bulwarem przemknê³a jedna, druga, trzecia postaæ.W momencie, gdy nad miastem eksplodowa³ ryk, drzwi zajazdu "U Wirsinga" rozwar³y siê z trzaskiem i downêtrza wpad³ ma³y krasnolud, czerwony z wysi³ku i z trudem ³api¹cy powietrze.- Co jest? - uniós³ g³owê Yarpen Zigrin.Krasnolud, nadal nie mog¹c z³apaæ tchu, wskaza³ rêk¹ w stronê œródmieœcia.Oczy mia³ dzikie.- WeŸ g³êboki wdech - poradzi³ Zoltan Chivay.- I gadaj, w czym rzecz.* * *Potem mówiono, ¿e tragiczne wypadki w Rivii by³y wydarzeniem absolutnie przypadkowym, ¿e by³a toreakcja spontaniczna, nag³a i niemo¿liwa do przewidzenia eksplozja s³usznego gniewu, zrodzona przezwzajemn¹ wrogoœæ i niechêæ ludzi, krasnoludów i elfów.Mówiono, ¿e to nie ludzie, lecz krasnoludyzaatakowa³y pierwsze, ¿e z ich strony wysz³a agresja.¯e krasnoludzki przekupieñ obrazi³ m³od¹szlachciankê Nadiê Esposito, sierotê wojenn¹, ¿e u¿y³ wobec niej przemocy.Gdy zaœ w obronie szlachciankistanêli jej przyjaciele, krasnolud skrzykn¹³ swych rodaków.Dosz³o do bitki, a potem walki, która wmgnieniu oka objê³a ca³y bazar.Walka przerodzi³a siê w rzeŸ, w zmasowany atak ludnoœci na zajmowan¹przez nieludzi czêœæ podgrodzia i dzielnicê Wi¹zowo.W ci¹gu nieca³ej godziny, od incydentu na bazarze dointerwencji magów, zabite zosta³y sto osiemdziesi¹t cztery osoby, a blisko po³owê ofiar stanowi³y kobiety idzieci.Tak¹ te¿ wersjê wypadków podaje w swej pracy profesor Emmerich Gottschalk z Oxenfurtu.Ale byli tacy, którzy mówili co innego.Gdzie tu spontanicznoœæ, gdzie tu raptowna i nieprzewidywalnaeksplozja, pytali, je¿eli w ci¹gu kilku minut od zajœæ na bazarze zjawi³y siê na ulicach wozy, z którychludziom zaczêto rozdawaæ broñ? Gdzie tu nag³y a s³uszny gniew, je¿eli prowodyrami mot³ochu, tyminajbardziej widocznymi i aktywnymi w czasie masakry, byli ludzie, których nikt nie zna³, a którzy przybylido Rivii na kilka dni przed zajœciami, nie wiedzieæ sk¹d? I zniknêli potem nie wiadomo gdzie? Dlaczegowojsko interweniowa³o tak póŸno? I z pocz¹tku tak opieszale?Jeszcze inni naukowcy doszukiwali siê rivskich zajœciach nilfgaardzkich prowokacji, a byli i tacy, którzytwierdzili, ¿e wszystko to uknu³y same krasnoludy do spó³ki z elfami.¯e same siê pozabija³y, by oczerniæludzi.Wœród powa¿nych naukowych g³osów zupe³nie zagubi³a siê nader œmia³a teoria pewnego m³odego iekscentrycznego magistra, który - dopóki go nie uciszono - twierdzi³, ¿e w Rivii do g³osu dosz³y nie ¿adnespiski i tajemne sprzysiê¿enia, lecz zwyczajne i jak¿e powszechne cechy miejscowej ludnoœci: ciemnota,ksenofobia, brutalne chamstwo i dog³êbnie zbydlêcenie.A potem sprawa znudzi³a siê wszystkim i przestano o niej mówiæ w ogóle.224* * *- Do piwnicy! - powtórzy³ wiedŸmin, a niepokojem nas³uchuj¹c zbli¿aj¹cego siê szybko ryku i wrzaskut³uszczy.- Krasnoludy do piwnicy! Bez g³upiej bohaterszczyzny!- WiedŸminie - stêkn¹³ Zoltan, œciskaj¹c stylisko topora.- Ja nie mogê.Tam gin¹ moi bracia.- Do piwnicy.Pomyœl o Eudorze Brekekeks.Chcesz by owdowia³a przed œlubem?Argument podzia³a³.Krasnoludy zesz³y do loszku.Geralt i Jaskier zakryli wejœcie s³omian¹ rogó¿k¹.Wirsing, zwykle blady, teraz by³ bia³y.Jak twaróg.- Widzia³em pogrom w Mariborze - wyduka³, patrz¹c na wejœcie do piwnicy.- Jeœli ich tam znajd¹.- IdŸ do kuchni.Jaskier te¿ by³ blady.Geralt niespecjalnie mu siê dziwi³.W bezforemnym i jednostajnym do niedawna ryku,jaki ich dolatywa³, zabrzmia³y indywidualne nuty.Takie, na dŸwiêk których w³osy podnosi³y siê na g³owie.- Geralt - wyjêcza³ poeta.- Ja jestem trochê podobny do elfa.- Nie b¹dŸ g³upi.Nad dachami wykwit³y k³êby dymu.A z uliczki wypadli zbiegowie.Krasnoludy.P³ci obojga.Dwóch bez zastanowienia skoczy³o do jeziora i zaczê³o p³yn¹æ, ostro kot³uj¹c wodê, na wprost, na ploso.Reszta siê rozbieg³a.Czêœæ skrêci³a w stronê ober¿y.Z uliczki wypad³a t³uszcza.By³a szybsza od krasnoludów.W tym wyœcigu ¿¹dza mordu wygrywa³a.Wrzask mordowanych zaœwidrowa³ w uszach, zadzwoni³ kolorowanymi szybkami w oknach zajazdu.Geraltpoczu³, jak zaczynaj¹ dr¿eæ mu rêce.Jednego krasnoluda dos³ownie rozszarpano, rozerwano na sztuki.Drugiego, przewróconego na ziemiê, wkilka chwil zmieniono w krwaw¹ bezkszta³tn¹ masê.Kobietê zadŸgano wid³ami i spisami, dziecko, któregobroni³a do koñca, zwyczajnie rozdeptano, zmia¿d¿ono uderzeniami obcasów.Troje - krasnolud i dwie kobiety - uciek³o wprost ku ober¿y.Za nimi gna³ rycz¹cy t³um.Geralt wzi¹³ g³êboki wdech.Wsta³.Czuj¹c na sobie przera¿one oczy Jaskra i Wirsinga, zdj¹³ z pó³ki nadkominem sihill, miecz kuty w Mahakamie, w kuŸni samego Rhundurina.- Geralt.- zajêcza³ rozdzieraj¹co poeta.- Dobra - powiedzia³ wiedŸmin, id¹c ku wyjœciu.- Ale to ju¿ ostatni raz! Niech mnie szlag, to ju¿ naprawdêostatni raz!Wyszed³ na ganek, a z ganku ju¿ skoczy³, szybkim ciêciem rozp³ata³ draba w murarskim kitlu,zamierzaj¹cego siê na kobietê kielni¹.Nastêpnemu odr¹ba³ rêkê wczepion¹ we w³osy drugiej niewiasty.Kopi¹cych przewróconego krasnoluda zasiek³ dwoma szybkimi, skoœnymi ciêciami.I poszed³ w t³um.Szybko, zwijaj¹c siê w pó³obrotach.Ci¹³ celowo szeroko, pozornie bez³adnie - wiedz¹c, ¿etakie ciêcia s¹ bardziej krwawe i bardziej spektakularne.Nie chcia³ ich zabijaæ.Chcia³ ich tylko porz¹dniepokaleczyæ.- Elf! Elf! - rozdar³ siê dziko ktoœ z t³uszczy.- Zabiæ elfa!Przesada, pomyœla³, Jaskier mo¿e, ale ja elfa nie przypominam z ¿adnej strony [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||