Index Jordan Robert Kolo Czasu t 6 cz 2 Czarna Wieza Gleen Cook Czarna Kompania Wylde Thomas Czarna jasnoœć 207 13 (5) 11 2 (5) 02 Krucjata Bourna Nastanie nocy (12) 14 (442) SANKTUS (7) Sienkiewicz Henryk Potop |
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .Paleodyjski miecz przeci¹³ ze œwistem powietrze iskrzesawszy snop iskier, odbi³ siê jak po uderzeniu wnajtwardsz¹ ska³ê.W tej samej chwili straszliwa si³aodrzuci³a Erlofa pod œcianê.Upad³, nie wypuœci³ jednakbroni.Podniós³ siê obola³y, a gigantyczna sylweta sz³a ju¿na niego.Nie w¹tpi³, ¿e walczy z przeciwnikiem zbudowanym zkamienia.Nie wiedzia³ wszak¿e, czy ma do czynienia zestatu¹, o¿ywion¹ magi¹, czy te¿ z demonem w rodzaju tych,jakie przyzywali na swoje us³ugi birvantyjscy czarownicy.Posadzka dudni³a pod nogami potwora.Bezkszta³tne rêce wyci¹gnê³y siê w jego kierunku.Odskoczy³ i zacz¹³ obchodziæ sarkofag.Demon szed³ za nim,Erlof cofa³ siê coraz szybciej, nie znajduj¹c w myœlach¿adnego wyjœcia z tej fatalnej sytuacji.Ostrze miecza znów uderzy³o w wyci¹gniêt¹ kamienn¹ rêkê.Tylko zadŸwiêcza³o i odbi³o siê z trzaskiem.Erlof znowuodskoczy³ i dostrzegaj¹c ciê¿ki kamieñ le¿¹cy na pod³odze,uchwyci³ go i cisn¹³ z rozpacz¹.Ugodzony demon zatrzyma³siê na moment, a Erlof wykorzysta³ tê chwilê, aby zebraæsi³y.A wiêc nie mia³ wyjœcia.Skoro tak.Gdy przeciwnikznów ruszy³ w jego kierunku, rycerz poczu³, ¿e ogarnia goszaleñstwo.Zmêczenie, obrzydzenie i strach nêkaj¹ce m³odego woja ju¿od paru godzin, zaowocowa³y raptem wœciek³oœci¹.Zezwierzêcym rykiem, nie bacz¹c ju¿ na nic, b³yskawicznierzuci³ siê na wroga.Od³upywane kawa³ki ska³y rozpryskiwa³ysiê woko³o, gdy par³ naprzód.Potwór cofn¹³ siê pod grademuderzeñ; ale jego ³apa, zakoñczona czterema kamiennymiszponami, spad³a na he³m rozszala³ego rycerza.Blachawygiê³a siê i Erlof na chwilê straci³ równowagê.Padaj¹crozpaczliwie pchn¹³ od do³u.Poszczerbiona klinga zeœliznê³asiê po ciele bestii, gigantyczne ramiona rozwar³y siê, abyzmia¿d¿yæ rycerza w uœcisku, lecz Erlof ostatkiem si³skoczy³ w bok.Demon obróci³ siê.Rycerz ciê¿ko dysz¹c, oparty osarkofag ujrza³ raptem tu¿ przed sob¹ spowit¹ prochemrozsypuj¹cej siê tkaniny czaszkê Monevora.Przed oczymab³ysnê³y mu rozwarte w trupim grymasie szczêki i zamkniêteoczy zmar³ego.Od widoku tych szcz¹tków spad³o na Erlofatakie znu¿enie, strach i zw¹tpienie, jakiego nigdy jeszczenie doœwiadczy³.Zrozumia³, ¿e jeszcze chwila, a zginie iwówczas znów zadŸwiêcza³y mu w uszach s³owa Arstata.Otrz¹sn¹³ siê z martwoty i ci¹³ potê¿nie.Ostrze przeszy³o istrzaska³o po¿Ã³³k³y szkielet; pêk³a i rozpad³a siê czaszkapokryta zasuszon¹ skór¹, a miecz zazgrzyta³ o dno kamiennejtrumny.Wiedziony instynktem przetoczy³ siê w k¹t sali; broñwypad³a mu z rêki.Wsparty na ³okciach le¿a³ wpatrzony wkoszmar rozgrywaj¹cy siê na œrodku pomieszczenia.Niezwyk³ajasnoœæ wydobywa³a siê z sarkofagu.Bia³e œwiat³o oœlepia³otak straszliwie, ¿e musia³ mru¿yæ oczy.W krêgu niesamowitejpoœwiaty zjawi³a siê postaæ w czarnych szatach, która pochwili rozwia³a siê jak dym.Zapad³y ciemnoœci, a œciany ipod³oga zadr¿a³y gwa³townie; z³owieszczy ryk wype³ni³powietrze, z sufitu zaczê³y sypaæ siê od³amki muru,wype³niaj¹c salê py³em, kurzem i ha³asem.Posadzka dygota³acoraz gwa³towniej, on zaœ le¿a³ oszo³omiony nag³oœci¹wydarzeñ.Na ziemiê zaczê³y waliæ siê pos¹gi, grube p³yty ze œciani w koñcu wielkie od³amy skalne.Traci³ ju¿ œwiadomoœæ, gdynagle pod wp³ywem wstrz¹sów zapad³a siê jedna z kasetpokrytych p³askorzeŸbami ukazuj¹c schody.Nie wiedzia³ kiedy i jak zerwa³ siê i podniós³ miecz.Wchwilê potem pêdzi³ w górê po zakurzonych stopniach.Wszystko doko³a dygota³o coraz gwa³towniej.G³uchy huk,dobiegaj¹cy z do³u, nabra³ jeszcze wiêkszej si³y, gry Erlofdotar³ do wielkiej, kamiennej p³yty u szczytu schodów.Uchyli³a siê pod jego naporem, otwieraj¹c drogê do komnatype³nej zwa³Ã³w gruzu.Tak¿e tu, na powierzchni, wyczuwa³o siêdr¿enie gruntu, tote¿ nie bacz¹c na nic Erlof puœci³ siêpêdem w kierunku jaœniejszego prostok¹tu drzwi.Przebieg³przez kilka pomieszczeñ, a¿ w koñcu niby we œnie wypad³ napomniejszy dziedziniec, wbieg³ do ciemnego przejœcia ipogna³ ku bramie.By³a najciemniejsza godzina przed œwitem.Ksiê¿yc wisz¹cyponad lasem rysowa³ w ciemnoœci kszta³t fortecznego muru,nie rozjaœniaj¹c jednak placu poroœniêtego drzewami.Wewrotach nie by³o kraty, nie widaæ te¿ by³o cia³a Arstata.Czuj¹c jak dusi go wal¹ce mocno serce, Erlof przemkn¹³ przezbramê, zbieg³ na dó³ w¹sk¹ œcie¿k¹ pomiêdzy drzewami i, gdyby³ ju¿ w lesie, upad³.Za nim rozleg³ siê g³uchy grzmotjakby burzy przetaczaj¹cej siê po niebie.Zabrzmia³gwa³townie, a potem zapanowa³a cisza.W mroku otaczaj¹cym Erlofa zadrga³ p³omieñ.Coœ pozbawia³ogo spokoju, wyci¹ga³o z koszmaru.By wci¹gn¹æ w nowy?Najpierw uczu³ czyjeœ palce zaciœniête na ramieniu, potemgwar g³osów dooko³a.Poczu³, a potem zobaczy³ promienies³oñca padaj¹ce na twarz.Otworzy³ oczy.Otaczali go skrzydlaci woje w poz³acanychzbrojach.- Przecie¿ to rotmistrz Erlof - powiedzia³ znajomy g³os.Spojrza³ w jego kierunku i dostrzeg³ obrysowan¹ s³oñcempostaæ rycerza.- Onotheon - wyszepta³.- Erlof! - krzykn¹³ ktoœ znowu.Jeszcze sekunda i Erlof trzyma³ w ramionach cia³o Dyany.Onotheon chrz¹kn¹³ i zdziwiony powiód³ wzrokiem pookolicy.- Twoja kobieta - mrukn¹³ widz¹c, ¿e Erlof patrzy naniego wyczekuj¹co - sprowadzi³a nas tutaj.Jecha³em doCleynor; znaleŸliœmy j¹ zemdlon¹ na drodze.Gdy przysz³a dosiebie, zaczê³a b³agaæ o pomoc.Poœpieszyliœmy na wskazanemiejsce, lecz chocia¿ wielokrotnie przeszukiwaliœmy ca³ylas, znaleŸliœmy ciê dopiero teraz.Co tu siê w³aœciwiesta³o?- Czarna Cytadela - odpar³ Erlof.- Trafiliœmy do CzarnejCytadeli.Revor, Arstat, Hellegren i Thorvald nie ¿yj¹.Jejuda³o siê uciec, a ja zniszczy³em cia³o Monevora, w³adcyTavonu.Onotheon z pow¹tpiewaniem pokrêci³ g³ow¹.- Mówisz jak ob³¹kany.Nie widzê tu ¿adnej cytadeli -powiód³ rêk¹ po okolicy, a rycerz ura¿ony jegoniedowierzaniem, spojrza³ na po³udnie i zdêbia³.Nie widzia³niczego oprócz faluj¹cego jednostajnie lasu.- Tam by³y ruiny zamku! - rzuci³ oniemia³y.- Przecie¿chcieliœmy zatrzymaæ siê tam na noc!- Nie ma ¿adnych ruin - przerwa³ Onotheon.- Nigdy nies³ysza³em, aby by³y w tej okolicy.Erlof wstrz¹sn¹³ g³ow¹.- Niczego nie rozumiem - powiedzia³.- Tam sta³a CzarnaCytadela, siedziba króla, którego pañstwo podbili nasiprzodkowie.W odwecie jego duch zabija³ wszystkich, którzytam trafili.Zniszczy³em go i, choæ to dziwne,nie mam pewnoœci, czy post¹pi³em s³usznie.- Urwa³, a jegowzrok pad³ na powiewaj¹c¹ nad oddzia³em chor¹giew z god³emPaleodii.- To wszystko wydaje siê snem - doda³ cicho iukry³ twarz w d³oniach.Jacek KomudaJACEK KOMUDAUrodzony 23.06.1972 r.w Warszawie, uczeñ IV klasy LiceumOgólnokszta³c¹cego im.Stefana ¯eromskiego.Wychowany naLemie ("Eden" by³ pierwsz¹ powieœci¹ jak¹ przeczyta³),interesuje siê fantasy i SF socjologiczn¹.W planach studiapolonistyczne."Czarna Cytadela" jest debiutem Jacka.(mp) [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||