Index
Witkiewicz Stanislaw Ignacy Narkotyki niemyte dusze
Ignacy Krasicki Mikołaja Doœwiadczyńskiego przypadki (2)
Ignacy Krasicki Satyry (2)
Rembowski Józef Rodzina w œwietle psychologii (2)
Józef Ignacy Kraszewski Królewscy synowie
Józef Ignacy Kraszewski Ostap Bondarczuk
biblia sat (3)
2 (39)
19 (248)
Szatański Wirus
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czas-shinobi.keep.pl

  • [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
    .Ten sam drugie podwoje do apartamentu hrabiego otworzy³ w milczeniu.Pokoje by³y urz¹dzone staraniem pani, aby w nich najukochañszy ma³¿onek móg³ swych goœci (je¿eliby siê trafili) przyjmowaæ.Przepych by³ tak wielki, jak mi³oœæ eks-wojewodzinej, i równie jaskrawy.Œwieci³o tu od br¹zów, zwierciade³ i jedwabiów.Na kanapie le¿a³ w stroju domowym pan Che³mowski, a u nóg jego strojna, wysznurowana siedzia³a ¿ona, która go, o ile mo¿noœci, nie opuszcza³a na chwilê.To tete a tete, przerwane wejœciem Dobka, który nieœmia³o siê zatrzyma³ w progu, wywo³a³o lekk¹ chmurkê na czo³o pani.Odpowiedziawszy skinieniem g³owy na pokorny uk³on Dobka, powsta³a natychmiast, szepnê³a coœ na ucho ma³¿onkowi, poca³owa³a go w czo³o i wysz³a.Tomko wsta³ powoli.Razem wyszli do drugiego pokoju, gdzie wspania³e biuro w stylu Ludwika XV, opatrzone w najwykwintniejsze przyrz¹dy do pisania, oczekiwa³o na poetê.Obok sta³ fotel, który zaj¹³, wskazawszy u biura miejsce Dobkowi.- Otó¿ widzisz - rzek³ - ja powoli ju¿ ca³e poema w g³owie uk³adam.Bêdzie w tureckim obozie.Niewolnica mongolska, a w wojsku jej kochanek, rozumiesz? Spotkanie, gdy obóz rozbijaj¹, i œlub.Prawda, ¿e pomys³ szczêœliwy?- Có¿ wiêcej? - zapyta³ Dobek.- A! Otó¿ widzisz, wiêcej - to ty powinieneœ mi poddaæ.Musi byæ dwanaœcie pieœni, bo widzê, ¿e prawie zawsze bywa dwanaœcie.Na pocz¹tku zawsze jest: "Œpiewam tego a tego, albo to a to." Wiêc jak¿e?Dobek siê rozœmia³.- Napisa³eœ ju¿ co?- Ale jeszcze nic, mówiê ci.Naprzód ty mi skomponuj imiona, kochanka na przyk³ad.Wigoniowy surdut œmia³ siê coraz mocniej i zerwa³ siê z krzes³a.- Daj ty mi pokój.Obmyœl, u³Ã³¿, a naówczas ja ci pomogê.Che³mowski siê zachmurzy³.- Ja na ciebie rachowa³em.Rozmyœli³ siê Florek i ze studenck¹ weso³oœci¹ odezwa³ siê:- No, szukajmy imienia dla kochanki.Che³mowski poszed³ po kalendarz.- Nie godzi siê, bêdzie pospolite! Imiê bohaterki ukuæ trzeba, na urz¹d.Tandetnego wzi¹œæ nie mo¿emy.- Pewnie ¿e nie, jakie staro¿ytne.- Ale rzecz za Sobieskiego.- Có¿ to szkodzi?Zaczêli szukaæ imienia.Miêdzy Aureli¹ a Semproni¹ d³ugo siê chwia³o, pozosta³ spór nie rozstrzygniêty.Nazwisko bohatera nieskoñczenie trudniej przysz³o zdobywaæ.Che³mowski mia³ ten tylko dobry przymiot, ¿e siê nie spiera³ uparcie i rad by³ wszystko z³o¿yæ na wspó³pracownika.Udawa³, ¿e kooperuje i pomaga, le¿a³ w krzeœle, nogê na nogê za³o¿ywszy, i ziewa³.- Ale bo, wiesz co - odezwa³ siê w koñcu - my tak do niczego nie dojdziemy i to bêdzie nudne.Da³em ci pomys³, rzecz jak zrobiona, ty napisz, ja zap³acê i potem sobie z tego wykoñczê, przekszta³cê, ju¿ zostaw to mnie.Co, chcesz?- Dwanaœcie pieœni!- Tak, i ¿eby nie lada jakie, rozumiesz? Dobek znowu œmiaæ siê zacz¹³.- To doskonale! - zawo³a³.Zaczê³y siê przypuszczenia, ile to bêdzie czasu kosztowaæ.- Niech ciê licho - przerwa³ Dobek zapominaj¹c, ¿e mia³ do czynienia nie z synem kalefaktora, ale ze œwie¿ym jak z ig³y hrabi¹.- Tobie to ma daæ krzy¿, reputacjê et caetera.Zap³aæ¿e mi dobrze.- Na przyk³ad?Florek puœci³ wodze imaginacji, znaczniejszej sumy nie móg³ nawet wymyœleæ nad piêædziesi¹t dukatów.- A! To drogo - krzykn¹³ Che³mowski - to okropnie drogo! Mnie jeszcze bêdzie druk kosztowaæ!- Jak chcesz - rzek³ Dobek.- Ja jeszcze bêdê to przepisywa³, chcê mówiæ: przerabia³.- Jak chcesz - powtórzy³ dawny towarzysz - ja czasu nie mam, mnie to te¿ zabierze noc niejedn¹.- ¯ebyœ przynajmniej nie zepsu³ mojego pomys³u.- Pisz sam - rzek³ Dobek.Che³mowski siê skrzywi³.- Ale bo jesteœ dziœ przemierŸle nudny, nie mo¿na z tob¹ dojœæ do rzeczy.Florek chwyci³ za swoj¹ czapeczkê.- Czekaj¿e, czekaj, proszê ciê, zobaczymy.Targ siê rozpocz¹³, ale nie trwa³ d³ugo.Dobek siê utrzyma³ przy swoim, a ¿e myœl coraz wiêcej rozgrzewa³a poetê, obieca³ dziesiêæ dukatów dodatku, je¿eli poemat bêdzie bardzo ³adny.Na dobicie targu pos³a³ Che³mowski po butelkê wina.Wnosi³ je drugimi drzwiami Murzynek, gdy tu¿ za nim zjawi³a siê niespokojna ma³¿onka.- Wiesz, moja duszko - odezwa³a siê do Tomka - ¿e ci wino szkodzi.Przychodzê dopilnowaæ, aby nie wiêcej nad kieliszek, bo potem g³owa boli.Florek, który teraz w pe³niejszym œwietle mia³ szczêœcie ogl¹daæ hrabinê, stan¹³ zaniemia³y ze zdziwienia.Pani Che³mowska, pomimo najwiêkszego starania o zachowanie wdziêków, od niejakiego czasu niezmiernie siê posunê³a.Oprócz innych oznak dojrza³oœci, przyby³o jej lekkie dr¿enie mimowolne g³owy, nie dodaj¹ce wdziêku.Z tym wszystkim uœmiech mia³ zakrój dziewiczy i naiwny, wszystkie ruchy obmyœlane by³y na odm³odzenie.Dobek siê zapatrzy³ nieco nawet natarczywie i niegrzecznie, a jeszcze mniej w³aœciwie - westchn¹³.Podano mu wino i to go ocali³o.Hrabina zagadnê³a przyby³ego i zaczê³a go, jako poinformowana o poemacie, prosiæ, aby temu biedaczkowi Tomciowi stara³ siê pracê u³atwiæ.- Bo on siê tym myœleniem zamêcza, mój panie - mówi³a szczebiotliwie.- Ale prawda, co to za jeniusz mojego mê¿a, te pomys³y? Zawsze ma pomys³y! Ja siê mu nie mogê wydziwiæ, sk¹d siê te pomys³y bior¹.I pog³aska³a go po g³owie.- Ja bardzo panu bêdê wdziêczn¹ za jego pomoc.Dosyæ, a¿eby on rzuci³ myœli, a pan.Bo jemu to siedzenie szkodzi i ta praca.Che³mowski siê nie odzywa³ wcale, a Dobkowi tak by³o jakoœ przykro patrzeæ na ma³¿eñsk¹ szczêœliwoœæ swojego towarzysza, i¿ co najprêdzej wina dopija³, aby siê uwolniæ.Podziêkowa³ za drugi kieliszek.Gdy siê po¿egna³, Che³mowski, dla wiêkszej pewnoœci, wyszed³ za nim do przedpokoju i tu mu wcisn¹³ zadatek.L¿ej odetchn¹³, gdy siê za bram¹ pa³acow¹ znalaz³ Florek.Popatrza³ na smutny gmach i rzek³ w duchu: "A niech ciê z twoim szczêœciem! Ale¿ to baba!"I œmia³ siê, i smuci³, i myœla³, jak te¿ to losy dziwnie ludŸmi miotaj¹ i wyprawiaj¹ z nimi dziwy.Historia dostarcza³a mu przyk³adów takich niespodzianek, szczególniej na Wschodzie, lecz w XVIII wieku, wœród tej prozy dni powszednich, syn kalefaktora na aksamitach i w br¹zy oprawny! Œmia³ siê Dobek i ramionami z¿yma³.Czu³ siê tak, jak by³, ze swymi butami i bied¹ nieskoñczenie szczêœliwszym i nigdy by by³ nie pomienia³ swojego losu i oczek, które mu siê œmia³y, na te zaczerwienione powieki wybielanej pani, które jak g³owa dr¿a³y znu¿one ¿yciem.Wzdrygn¹³ siê.Szed³ dalej powoli, gdy z ty³u napêdzi³ go powóz wioz¹cy pañstwo oboje.Pierwszy to raz eks-wojewodzina pokazywa³a siê na œwiat z mê¿em, rada pochwaliæ jego m³odoœci¹.Nieszczêœliwy Che³mowski, na pokaz wystawiony, mia³ oblicze chmurne i kwaœne.S³udzy na koŸle drwili, wskazuj¹c ku wnêtrzu powozu.Pierwsza wizyta by³a do ksiê¿nej Karoliny de Nassau.Gdy kareta zatrzyma³a siê przed pa³acem i hrabia wyskoczy³, aby podaæ rêkê ¿onie, los, przypadek zrz¹dzi³, ¿e Luizetta wybieg³a ze drzwi, spojrza³a na tê parê, w rêce plasnê³a, prychnê³a i uciek³a.Nikt tego nie uwa¿a³, tylko Che³mowski postrzeg³ zgrabne dziewczê, a figurka jej i œwie¿a twarzyczka, i oczki koj¹ce utkwi³y mu w pamiêci.Kontrast zaledwie rozkwitaj¹cego p¹czka z obliczem starej pani jeszcze go uczyni³ œwie¿szym, wdziêczniejszym, œliczniejszym obok matrony, która mu swymi czu³oœciami nie dawa³a spoczynku.Ukradkiem powiód³ za ni¹ oczyma.A ¿e nie patrza³ pod nogi, o ma³o nie upad³ na wschodku, co by³oby za sob¹ poci¹gnê³o hrabinê, która krzyknê³a z przestrachu po francusku.A Luizetta, zas³aniaj¹c usta d³oni¹, uciek³a.Jednego wieczora na zamku - gdzie ju¿ od dawna czwartkowych obiadów nie bywa³o - zebra³o siê towarzystwo, w którym mi³oœnicy literatury w znaczniejszej siê liczbie znaleŸli [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.