Index
Solski Paweł Ujawnienie Roberta Cavaliera Sieur de la Salle juniora
Anderson John Robert Uczenie się i pamięć integracja zag (3)
Szmidt Robert J Apokalipsa wedlug pana Jana
Robert A. Heinlein Drzwi do lata
Kowalczyk Magdalena Kwestia czasu
czasu (2)
sapkowski andrzej ostatnie zyczenie
Zimmer Bradley Marion Mgly Avalonu
01 (561)
TYT05FI
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • materaceopole.pev.pl

  • [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
    .Podczas jazdy mrucza³ do siebie, w kapeluszu naci¹gniêtym na czo³o, by mu ocienia³ twarz i z w³Ã³czni¹ o czarnym drzewcu zatkniêt¹ przez ³êk.Zachód.Znowu zachód.Dzieñ zacz¹³ siê tak dobrze, na dobre dwie godziny przed pierwszym brzaskiem, kiedy Melindhra wybra³a siê na jakieœ spotkanie Panien.Przekonana, ¿e on œpi, nie zerknê³a na niego, kiedy wykrada³a siê z namiotu, mrucz¹c coœ pod nosem na temat Randa al'Thora, honoru i Tar Dareis Mai - przede wszystkim.Tak to brzmia³o, jakby spiera³a siê sama ze sob¹, ale szczerze mówi¹c, zupe³nie go nie obchodzi³o, czy ona zamierza zrobiæ z Randa pikle czy raczej gulasz.Minutê po jej wyjœciu z namiotu, ju¿ upycha³ dobytek do sakiew.Nikt nie spojrza³ na niego dwa razy, kiedy siod³a³ Oczko i niczym duch rusza³ w stronê po³udnia.Dobry pocz¹tek.'Tyle ¿e nie wzi¹³ pod uwagê, ¿e na po³udnie bêd¹ sun¹æ kolumny Taardad, Tomanelle i wszystkich innych przeklêtych klanów.¯adna pociecha, ¿e to zgadza³o siê niemal¿e co do joty z tym, co on papla³ Lanowi.Chcia³ jechaæ na po³udnie, a ci Aielowie zmusili go do jazdy w stronê Alguenyi.W stronê terenów, na których mog³y toczyæ siê walki.Jedn¹, mo¿e dwie mile dalej ostro¿nie skierowa³ Oczko w górê zbocza, zatrzymuj¹c siê pod os³on¹ drzew z rzadka porastaj¹cych szczyt.By³o to wy¿sze wzgórze ni¿ wiêkszoœæ i dobrze widzia³ stamt¹d okolicê.Tym razem w zasiêgu wzroku nie pojawili siê Aielowie, ale kolumna pe³zn¹ca po dnie krêtej górskiej doliny stanowi³a widok niemal¿e równie nieprzyjemny.Taireniañscy jeŸdŸcy wiedli za sob¹ grupkê wielobarwnych chor¹gwi lordów, za któr¹, w pewnym odstêpie, maszerowa³ w ich pyle gruby, kolczasty w¹¿ pikinierów, a nieco dalej zd¹¿a³a cairhieniañska konnica, z mnogoœci¹ sztandarów, proporców i con.Cairhienianie nie utrzymywali ¿adnego porz¹dku, k³êbi¹c siê z powodu rozbijaj¹cych ich szyki lordów, którzy ¿¹dni rozmawiaæ, przemieszczali siê tam i z powrotem, ale przynajmniej z obu stron wystawili flankierów.W ka¿dym razie, gdy wreszcie przejechali, mia³ woln¹ drogê na po³udnie.„I nie zatrzymam siê, dopóki nie znajdê siê w po³owie drogi do przeklêtej Erinin!”Jego oko przyku³ b³ysk ruchu, w sporej odleg³oœci przed czo³em sun¹cej do³em kolumny.Nie zobaczy³by go, gdyby nie znajdowa³ siê tak wysoko.Z pewnoœci¹ jednak nie.móg³ go dostrzec ¿aden z jeŸdŸców.Wygrzebawszy ma³e szk³o powiêkszaj¹ce z sakw - Kin Tovere lubi³ graæ w koœci - zerkn¹³ w tamt¹ stronê i cicho gwizdn¹³.Aielowie, przynajmniej tylu, co tych w dolinie, i nawet jeœli nie byli to Couladinowi ludzie, to zamierzali chyba zgotowaæ niespodziankê, jak¹ przyjaciele zwykli gotowaæ solenizantom, le¿eli bowiem p³asko wœród wiêdn¹cych krzaków i usch³ych liœci.Przez chwilê bêbni³ palcami o udo.Niebawem tam w dole legnie trochê trupów.I bêdzie wœród nich niewielu Aielów.„To nie moja sprawa.Ja jestem poza tym wszystkim, nie jestem st¹d i jadê na po³udnie”.Trochê poczeka, a potem skieruje siê w inn¹ stronê, kiedy bêd¹ zbyt zajêci, ¿eby go zauwa¿yæ.Ten Weiramon - wczoraj pozna³ nazwisko siwow³osego jegomoœcia - jest g³upi jak kamieñ.„¯adnych przednich stra¿y ani zwiadowców, bo inaczej wiedzia³by, co tu siê kroi”.Aielowie, skoro ju¿ o tym mowa, z powodu wzgórz i skrêtów doliny te¿ nie mogli widzieæ kolumny, jedynie rzadki s³up kurzu wznosz¹cy siê ku niebu.Z pewnoœci¹ wys³ali zwiadowców, zanim dotarli do tego miejsca; nie mogli tam tak czekaæ przez przypadek.Leniwie pogwizduj¹c Taniec z Widmowym Jakiem, znowu przy³o¿y³ szk³o powiêkszaj¹ce do oka i przyjrza³ siê szczytom wzgórz.Tak.Dowódca Aielów pozostawi³ tam kilku ludzi, by dali sygna³ ostrze¿enia, zanim kolumna wkroczy na teren œmierci.Za kilka minut pojawi¹ siê pierwsi Tairenianie, ale do tego czasu.Spi¹³ piêtami Oczko, by pogalopowaæ w dó³ zbocza, jednoczeœnie jakby doznaj¹c szoku.„Co ja, na Œwiat³oœæ, wyprawiam?”Có¿, nie móg³ tak sobie zwyczajnie staæ z boku i pozwoliæ, by tamci poszli na œmieræ niczym gêsi pod nó¿.Ostrze¿e ich.To wszystko.Powie im, co ich tam w przodzie czeka, a potem zniknie.Cairhieniañska forpoczta oczywiœcie zauwa¿y³a go, zanim dotar³ do samego podnó¿a zbocza, us³yszeli têtent kopyt biegn¹cego na ³eb, na szyje Oczka.Dwóch, mo¿e trzech, opuœci³o lance.Mat niespecjalnie lubi³, jak celowano weñ kawa³kiem stali d³ugoœci pó³torej stopy, a jeszcze mniej, gdy owej stali by³o po trzykroæ wiêcej, ale najwyraŸniej jeden cz³owiek nie stanowi³ zagro¿enia, nawet jeœli jecha³ jak szaleniec.Pozwolili mu przejechaæ, a on skrêci³ w pobli¿u cairhieniañskich lordów, w takiej odleg³oœci, by us³yszeli, gdy krzykn¹³:- Zatrzymajcie siê tutaj! Natychmiast! Z rozkazu Lorda Smoka! Bo inaczej wbije wam Moc¹ g³owy do brzuchów i nakarmi was w³asnymi nogami na œniadanie!Wbi³ piêty w boki Oczka i koñ skoczy³ naprzód.Obejrza³ siê tylko raz, by siê upewniæ, ¿e us³uchali rozkazu - us³uchali, aczkolwiek towarzyszy³o temu niejakie zamieszanie, ale na ca³e szczêœcie wzgórza nadal kry³y ich przed Aielami; jak kurz opadnie, Aielowie nie bêd¹ wiedzieli, gdzie oni siê podziali - po czym przywar³ do karku wa³acha, ok³adaj¹c go kapeluszem i pogalopowa³ w górê zbocza obok szeregów piechoty.„Bêdzie za póŸno, jeœli zaczekam na rozkazy Weiramona.To wszystko”.Przeka¿e ostrze¿enie i odjedzie.Piechurzy maszerowali w blokach licz¹cych z grubsza dwustu pikinierów, z jednym oficerem na koniu na czele i mniej wiêcej piêædziesiêcioma ³ucznikami albo kusznikami zamykaj¹cymi ty³.Wiêkszoœæ przygl¹da³a mu siê z ciekawoœci¹, kiedy mkn¹³ obok, w tumanach kurzu wzniecanych przez kopyta Oczka, ale ¿aden nie zgubi³ kroku.Niektóre z koni oficerów p³oszy³y siê, gdy ich jeŸdŸcy próbowali sprawdziæ, co go przymusza do takiego poœpiechu, ¿aden jednak nie porzuci³ stanowiska.Znakomita dyscyplina.Przyda im siê.Ty³ taireniañskiej procesji zamykali Obroñcy Kamienia, w napierœnikach i bufiastych koszulach w czarne i z³ote paski, z pióropuszami ró¿nych barw przy he³mach z szerokim okapem, które wyró¿nia³y oficerów i podoficerów.Pozostali mieli podobne zbroje, tyle ¿e nosili barwy ró¿nych lordów na rêkawach [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.