Index Serfontein Gordon Twoje nadpobudliwe dziecko Poradnik dl Zelazny Roger Amber 09 Rycerz Cieni Nienacki Zbigniew Pan Samochodzik i testament rycerza Jedrzeja Norton Andre Rycerz czy zboj Bulyczow Kiryl Rycerze na rozdrozach cechy ideału rycerza Gordon R. Dickson Smok i Jerzy 4 Smok na wojnie Gordon R. Dickson Smok i Jerzy 3 Smok na granicy rozdzial 10 (37) Cornwell Patricia Post Mortem |
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .- Ale¿ oczywiœcie, milordzie.Bêdê was tu oczekiwa³.Gdy mówi³ te s³owa, Jim by³ ju¿ w pó³ drogi do drzwi.Spotka³ rycerza, gdy ten wchodzi³ po schodach, i zatrzyma³ go.W jak najkrótszych s³owach wyjaœni³, co siê zdarzy³o i dlaczego ktoœ jeszcze dzieli z nimi teraz ich izbê w gospodzie.- Aha - przytakn¹³ ze zrozumieniem Brian, kiedy Jim wyjaœni³, jak ten drugi rzuci³ mu wyzwanie.Potem spojrza³ na Jima trochê niepewnie.- Czy naprawdê po³o¿y³eœ taki œlub na swój orê¿, Jamesie? Nic mi o tym nie mówi³eœ.- Wybacz mi Brianie - t³umaczy³ siê Jim.- S¹ takie sprawy.Sam rozumiesz.- konspiracyjnie zni¿y³ g³os -.ten œlub wymienia³ tylko mój miecz.Na twarzy rycerza pojawi³ siê szczêœliwy uœmiech.- Nic wiêcej nie mów, Jamesie - powiedzia³.- Sprawa Magii czy te¿ coœ miedzy twoj¹ pani¹ a tob¹, nie w¹tpiê.Wybacz, jeœli by³em wœcibski.- Nie ma o czym mówiæ, Brianie - odpar³ Jim czuj¹c drobne wyrzuty sumienia.- ChodŸ na górê i poznaj tego sir Gilesa de Mer.Jest nieco popêdliwy, ale równie szybko siê uspokaja.Myœlê, ¿e go polubisz.Tych ostatnich parê s³Ã³w by³o zarówno komentarzem Jima, jak i pobo¿nym ¿yczeniem z jego strony.W g³êbi umys³u rodzi³ mu siê niemi³y obraz Briana i Gilesa skacz¹cych sobie od razu do oczu.Ku jego zdziwieniu jednak¿e nazwisko tego drugiego rycerza zdawa³o siê ju¿ rycerzowi znajome.- Sir Giles de Mer - powtórzy³ w zamyœleniu - to bardzo dogodne.Mam ci coœ do powiedzenia, Jimie i, co osobliwe, dotyczy to te¿ tego sir Gilesa.Ale¿ tak, prowadŸ mnie zaraz do tego szlachcica.Rozdzia³ 12Jim obawia³ siê, ¿e Giles i Brian mogliby natychmiast zacz¹æ skakaæ sobie do oczu.I by³o to w pewien sposób uzasadnione, gdy¿ obaj rycerze byli, choæ ka¿dy z nich w inny sposób, bardzo zdecydowanymi indywidualnoœciami.Okaza³o siê jednak, ¿e nie musia³ zaprz¹taæ sobie tym g³owy.- Sir Gilesie - powiedzia³ przedstawiaj¹c ich sobie, gdy znaleŸli siê na górze w pokoju - oto mój stary przyjaciel, sir Brian Neville-Smythe.Brianie, oto jest zacny rycerz sir Giles, którego w³aœnie zaprosi³em, by dzieli³ z nami kwaterê, jako ¿e spodziewa³ siê znaleŸæ tu izbê, a gospoda jest niestety przepe³niona.- Ha! - Sir Giles dobrodusznie podkrêci³ czubek prawego w¹sa.- Zaszczyt to dla mnie i przyjemnoœæ poznaæ ciê, sir Brianie.- Równy to honor spotkaæ i poznaæ ciê, sir Gilesie - odpar³ Brian.- W³aœnie mia³em rzec sir Jamesowi, ¿e powierzono mi wa¿n¹ dla niego wiadomoœæ.Co doœæ osobliwe, mam tak¿e przekazaæ wieœci tobie, sir Gilesie.- Tak powiadasz? Wieœæ dla mnie.- Na twarzy Gilesa widaæ by³o mieszaninê umiarkowanej wojowniczoœci i zak³opotania.- To nader dziwne.Nie s¹dzi³bym, ¿e ktoœ w tej chwili w Hastings wie, ¿e tu jestem, a co dopiero mówiæ o wysy³aniu do mnie wiadomoœci.- Wyda ci siê to mo¿e mniej dziwne, kiedy us³yszysz, od kogo jest ta wiadomoœæ - powiedzia³ rycerz.- Wieœci dla was obydwóch s¹ od szlachetnego rycerza, sir Johna Chandosa.Nazwisko to wywar³o pewne wra¿enie nie tylko na sir Gilesie, ale i na Jimie.Jak pamiêta³ ze swoich studiów nad histori¹ czternastego stulecia, sir John Chandos by³ œwietnym dowódc¹ wojskowym i bliskim przyjacielem Czarnego Ksiêcia, jak nazywano nastêpcê tronu Anglii.Zalicza³ siê do fundatorów Orderu Podwi¹zki, który to rycerski order zosta³ ustanowiony przez Czarnego Ksiêcia w naœladownictwie Okr¹g³ego Sto³u Króla Artura.Mówiono te¿ o Chandosie jako o „Kwiecie Rycerstwa”.Co taki cz³owiek mia³by mieæ wspólnego z kimœ takim jak on sam, by³o nie do odgadniêcia, myœla³ Jim.Tymczasem sir Giles wypowiedziawszy s³abe „ha!” wykrêca³ sobie prawego w¹sa prawie z korzeniami.Albo, myœla³ Jim, ma jakiœ powód wiedzieæ, czemu sir John Chandos wys³a³by dla niego wiadomoœæ, albo jest zupe³nie oszo³omiony niewiadomym powodem tego wezwania - tak jak i ja.- W obu przypadkach wiadomoœæ jest ta sama - ci¹gn¹³ sir Brian.- Sir John ¿yczy sobie, aby ka¿dy z was przyby³ do niego jak najszybciej.- To znaczy natychmiast? - spyta³ niepewnie Jim.- Trudno, ¿eby znaczy³o to cokolwiek innego, Jame-sie - powiedzia³ rycerz marszcz¹c brwi, a w jego g³osie zabrzmia³a nuta delikatnej wymówki.- Naturalnie! Od razu.Oczywiœcie - zawtórowa³ sir Giles g³osem lekko st³umionym ze zdumienia.- Gdzie¿ sir James i ja bêdziemy mogli znaleŸæ ³askawego sir Johna?- Zabiorê was do niego - odrzek³ Brian.Wyprowadzi³ ich na ulicê.Miejscem, do którego zmierzali, okaza³a siê inna, wiêksza gospoda, nieco bardziej odleg³a od linii brzegu.Wygl¹da³a na ca³kowicie zajêt¹ przez kogoœ wa¿nego.Nad jej frontowym wejœciem wisia³o pó³ tuzina flag z herbami, z których Jim nie potrafi³ rozpoznaæ ¿adnego.Zanotowa³ za to sobie w pamiêci, ¿eby poduczyæ siê heraldyki.Zajmowa³ siê ni¹ trochê, ale g³Ã³wnie herbami swych s¹siadów.Tutaj, gdzie zebra³a siê spora czêœæ angielskiego rycerstwa i gdzie prawie wszyscy rozpoznawali na pierwszy rzut oka herby przynajmniej najwa¿niejszych osobistoœci spoœród siebie, móg³by znaleŸæ siê w tarapatach, gdyby wykaza³ siê zbyt ra¿¹c¹ ignorancj¹.Brian przepuœci³ ich przez frontowe drzwi i Jim ujrza³, ¿e wielka wspólna izba tego przybytku by³a prawie ca³a wype³niona stoj¹cymi ramiê przy ramieniu ludŸmi, w wiêkszoœci œwietnie odzianymi.Jim, który zazwyczaj nie zwraca³ wiêkszej uwagi na to, w co by³ ubrany, nagle wyraŸnie uœwiadomi³ sobie, ¿e ani on, ani Brian, ani sir Giles nie byli zbyt dobrze odziani w porównaniu z obecnym tu towarzystwem.Rycerz poprowadzi³ ich wzd³u¿ œcian do schodów wiod¹cych na wy¿sze piêtra, w odleg³ym koñcu izby, gdy nagle jeden ze wspaniale odzianych mê¿czyzn z³apa³ go za rêkaw.- Stój, cz³owieku! - powiedzia³ ów osobnik.- Zostañ na swoim miejscu.Kiedy bêdzie przechodzi³ pokojowiec, przemów do niego, i jeœli masz tu istotnie jak¹œ sprawê, przedstawisz mu j¹!- Powiedzia³eœ do mnie „cz³owieku”? - zapyta³ sir Brian.- Zabieraj tê swoj¹ przeklêt¹ rêkê [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||