Index
Serfontein Gordon Twoje nadpobudliwe dziecko Poradnik dl
Szczygiel Jerzy Nigdy cie nie opuszcze
Feliks W Kres Polnocna Granica
Andrzej Sapkowski Granica
GRANICA (4).TXT
Card Orson Scott Gra Endera
MacDONALD, George The Portent
abc.com.pl 9
Komandosi z Nawarony
abc.com.pl 6
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • autonaprawa.keep.pl

  • [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
    .- Jeœli nie potrafisz zrobiæ ze z³ota mosi¹dzu, to coz ciebie za mag? Co wiêc potrafisz zrobiæ?- W³aœnie na ten temat intensywnie myœlê - zgani³ goJim.- Pozwól mi jeszcze nad tym podumaæ.- No có¿ - odezwa³ siê ponownie Szkot, tym razemakcentuj¹c s³owa tak, ¿e trudno by³o je zrozumieæ.- Mo-¿emy jeszcze poczekaæ.Przynajmniej przez jakiœ czas.Jim nie wiedzia³, czy reakcja MacGreggora wynika³az utraty wiary w szczególne jego zdolnoœci, czy te¿ zw¹t-pienia w skutecznoœæ poszukiwania zdaj¹cego siê nie istnieærozwi¹zania.Jim poci¹gn¹³ nieco wina i zamyœli³ siêg³êboko.W duchu przyznawa³ racjê Dafyddowi.Nie istnia³problem, którego nie da³oby siê jakoœ rozwi¹zaæ.Jedynyk³opot w tym, ¿e niektórych rozwi¹zañ poszukiwano bezpowodzenia przez tysi¹c lat, a mo¿e i wiêcej.W³aœciwienawet w czasach, z których pochodzi³, nie brakowa³opytañ bez odpowiedzi i nikt nie wiedzia³, kiedy uda siê jewreszcie sformu³owaæ.Niemniej.- Powiedz mi - zwróci³ siê do Lachlana - twierdzi³eœ,¿e znasz trasê podró¿y tego MacDougalla i wiesz, kiedy siêtu zjawi.Czy wiesz wiêc tak¿e, ilu ludzi bêdzie towarzyszyæmu jako stra¿?- Owszem - odpar³ niezw³ocznie Szkot.- Wyruszyz kilkoma tuzinami.Zapewne cz³onkami w³asnego klanulub ich sprzymierzeñcami.W pobli¿u Wzgórz Cheviotzostawi wiêkszoœæ z nich i dalej ruszy tylko z kilkoma.Tych zaœ pozostawi na kilka mil przed miejscem spotkaniaz przywódcami Pustych Ludzi.- I bêdzie mia³ wtedy z³oto ze sob¹? - zapyta³ Jim.- Oczywiœcie! Czy uwa¿asz, ¿e duchy uwierzy³yby mu,gdyby nie przywióz³ z³ota? Sam rozumiesz, ¿e weŸmie tylkoczêœæ zap³aty, ale sprawi, ¿e bêd¹ chcieli dostaæ wiêcej.Zabierze wiêc tyle z³ota, by móg³ sam poradziæ sobie z jegoprzewozem na ostatnim etapie podró¿y.- Czy uwa¿asz, ¿e mo¿liwe jest zastawienie na niegopu³apki w miejscu, w którym bêdzie ju¿ sam? - zapyta³Jim.- Nie widzê ¿adnego powodu, dla którego by³oby toniemo¿liwe - odpar³ MacGreggor i pos³a³ spojrzenieHerracowi.- Mój stary przyjaciel i jego synowie w zupe³-noœci wystarcz¹.W³aœciwie, jeœli zasz³aby taka potrzeba,sam móg³bym go pojmaæ, choæ cieszy siê reputacj¹ dobregow pos³ugiwaniu siê angielskim mieczem i tarcz¹.- Czy obmyœli³eœ ju¿ jakiœ plan, panie? - zapyta³ JimaDafydd.- Nie, ale coœ powoli zaczyna mi œwitaæ w g³owie.Wszyscy popatrzyli na niego z now¹ nadziej¹.Rozdzia³ 11N,ie siedŸ tak, cz³owieku! Mów! - Nie wytrzyma³Lachlan.- Jaki masz plan?- Obawiam siê, ¿e nie mogê go jeszcze zdradziæ -oœwiadczy³ Jim, wstaj¹c od sto³u.- Jak sugerowa³eœwczeœniej, wymaga on u¿ycia magii, a mogê o tym roz-mawiaæ dopiero, gdy dok³adnie zbadam jej dzia³anie.Idêwiêc na pewien czas na górê, do naszego pokoju.¿ebyzaj¹æ siê czarami.- Urwa³ nagle.- Zapomnia³em, ¿ele¿y tam Brian.Bêdê potrzebowaæ komnaty, nawet ma³ej,do wy³¹cznego u¿ytku.Spojrza³ na Herraca.- Czy mogê liczyæ na ciebie? - zapyta³.Zamiast odpowiedzi, gospodarz odwróci³ g³owê i krzyk-n¹³ przez ramiê:- Hej!Po chwili obok niego stanê³o trzech s³u¿¹cych.- IdŸcie i sprowadŸcie Lady Liseth! - rzuci³.- Chcêj¹ mieæ tu natychmiast.Pacho³kowie zniknêli w drzwiach prowadz¹cych na wie¿ê,a po niespe³na minucie wy³oni³a siê z nich Liseth.Sz³aszybkim krokiem, wiedz¹c, ¿e obowi¹zki pani zamkuzmuszaj¹ j¹ do poœpiechu.Podesz³a do sto³u i zapyta³a:- Tak, ojcze?- Sir James potrzebuje dla siebie komnaty, w którejmóg³by zaj¹æ siê czynieniem magii - oœwiadczy³ Her-rac.- Wska¿ mu odpowiednie pomieszczenie i zapewnijmu wszystko, czego bêdzie potrzebowaæ.Dziêkujê ci.- Z przyjemnoœci¹, ojcze - rzek³a i zwróci³a siêw stronê Jima, stoj¹cego u przeciwnego krañcasto³u.- Jeœli raczysz pójœæ za mn¹, panie.- Dziêkujê - powiedzia³.Nie by³ pewien, czy powinien zwracaæ siê do niej "pani",jako do najwa¿niejszej w zamku kobiety, skoro do jej ojcamówi³ "panie".Doszed³ jednak do wniosku, ¿e najbez-pieczniej bêdzie nie zwracaæ siê bezpoœrednio.Obszed³ stó³ i pod¹¿y³ za ni¹ przez kuchniê, a potem poschodach w górê, na piêtro poni¿ej mieszcz¹cego ichkomnatê.Dziewczyna zamierza³a ju¿ skrêciæ w korytarz,lecz Jim zatrzyma³ j¹.- Wybacz mi, proszê, lecz jestem zmuszony udaæ siênajpierw do swej komnaty, ¿eby zabraæ stamt¹d pos³anie.Mo¿emy pójœæ tam razem?- Oczywiœcie, panie - rzek³a i pospieszy³a na wy¿szepiêtro.Brian wci¹¿ spa³, a na stoliku przystawionym do ³o¿asta³y dzbany z piwem.Kiedy weszli, czworo s³u¿¹cychspojrza³o na Jima z wyraŸnym lêkiem.- Wygl¹da na to, ¿e czuje siê nieŸle - rzek³, by niecouspokoiæ s³u¿bê.- Czy napi³ siê piwa?- Tak, panie - odezwa³a siê starsza spoœród ko-biet.- Jeœli wasza moœæ raczy zajrzeæ do dzbana stoj¹cegoobok niego, zobaczy, ¿e jest nape³niony tylko w dwóchtrzecich.- Dobrze.Nie przestawajcie wci¹¿ go poiæ, gdy tylkobêdzie siê budziæ.- Tak, panie - odpowiedzili chórem.Jim zrolowa³ swój materac i wsun¹³ go pod ramiê.- Ju¿ jestem gotów - zwróci³ siê do Liseth.- Mo-¿emy iœæ.- Têdy, panie.Ponownie zeszli piêtro ni¿ej i korytarzem dotarli doniewielkiej komnaty.W jej rogu sta³o typowe, œrednio-wieczne ³Ã³¿ko, a obok niego grubo ciosane krzes³o orazwysoka, dwudrzwiowa szafa z ciemnego drewna.Pomiesz-czenie by³o tak ma³e, ¿e z trudem znalaz³ miejsce naroz³o¿enie materaca.Dostrzeg³ tu jednak coœ, co wprawi³ogo w prawdziwe zadziwienie.Przy oknie zauwa¿y³ bowiemstoj¹ce w kubku dzikie ¿Ã³³te i bia³e kwiaty.Nigdy dot¹d nie widywa³ ich w œredniowiecznych pomie-szczeniach, oczywiœcie oprócz w³asnego zamku, gdzie Angiestawia³a kwiaty w sypialni.Utkwi³ w nich wzrok i dopieropo chwili zorientowa³ siê w czym rzecz.Zwróci³ siê kudziewczynie i zapyta³:- Liseth, czy to twoja komnata?- Tak, panie.Przepraszam ciê, ¿e jest tak ma³a i zbytnêdzna dla kogoœ takiego jak ty, ale wszystkie innepomieszczenia od lat nie by³y sprz¹tane lub s¹ zastawionesprzêtami i nawet po ich uprz¹tniêciu nie czu³byœ siê tamnajlepiej.- Pragnê powiedzieæ, ¿e jestem ci bardzo wdziêczny.Pokój nie jest wcale nêdzny, pani, nawet jeœli nieco mniejszyod innych.Jest wspania³y, skoro wystarczy w nim miejscana roz³o¿enie mojego pos³ania.W³aœnie podziwia³em tekwiaty, które nadaj¹ pomieszczeniu wiele uroku.- Mo¿e kocham je zbyt mocno, ale kiedy wiosn¹zakwitn¹, nie mogê rozstaæ siê z nimi nawet na noc.Przynoszê je wiêc tutaj i stawiam tam, gdzie dociera donich nieco œwiat³a.Szybko jednak wiêdn¹, kiedy siê tuznajd¹.- Proponowa³bym ci spróbowaæ nalaæ do tego kubkanieco wody.Pomaga to kwiatom d³u¿ej utrzymaæ œwie¿oœæ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.