Index Dumas Dama Kameliowa Dickson Gordon R Zolnierzu nie pytaj (3) Pod redakcją Charlesa E. Skinnera Psychologia wychowawcza (8) abc.com.pl 9 03richard h nunnun Silm6 namei.c (4) Na krawędzi nocyOpowiadania Holl Heretycy Kratochvil Stanisław Psychoterapia Kierunki metody badania (3) |
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .- Dlaczego poda³aœ te goŸdziki obywatelowi Mauryce-mu?- Bo przepasany by³ szarf¹ gwardzisty i domyœli³amsiê, ¿e idzie do Tempie.- Jacy s¹ twoi wspólnicy?- Nie mam ¿adnych.- Jak to? Wiêc sama tylko uknu³aœ spisek?- Je¿eli to jest spisek, uknu³am go sama.210- Czy obywatel Maurycy coœ o nim wiedzia³?- Czy wiedzia³, te w tych kwiatach by³y karteczki?- Tak.- Obywatel Maurycy jest gwardzist¹, obywatel Maury-cy móg³ widywaæ królow¹ bez œwiadków o ka¿dej porzednia i nocy.Gdyby mia³ jej coœ do powiedzenia, nie mu-sia³by pisaæ, bo móg³ z ni¹ rozmawiaæ.- I nie zna³aœ obywatela Maurycego?- Widywa³am go nieraz w Tempie wówczas jeszcze,gdy mieszka³am razem z moj¹ biedn¹ matk¹, ale zna³amgo tylko z widzenia.- A widzisz, nêdzniku! - zawo³a³ Lorin, gro¿¹c piêœ-ci¹ Simonowi, który zwiesiwszy g³owê, przygnêbiony no-wym obrotem rzeczy, próbowa³ umkn¹æ nie zauwa¿onyprzez nikogo.- Widzisz, coœ narobi³?Wszystkie spojrzenia spoczê³y na Simonie, pe³ne naj-g³êbszej pogardy.Prezes mówi³ dalej.- Poniewa¿ sama da³aœ ten bukiet, poniewa¿ wiedzia³aœ,¿e w ka¿dym kwiatku jest karteczka, powinnaœ zatem wie-dzieæ, co na nich by³o napisane.- Oczywiœcie, wiem.- A wiêc, powiedz nam, có¿ zawiera³a ka¿da kartka?- Obywatelu - z godnoœci¹ rzek³a dziewczyna - po-wiedzia³am ju¿ wszystko, co mog³am, a przede wszystkim,co chcia³am powiedzieæ.- Odmawiasz wiêc dalszych zeznañ?- Odmawiam.- Czy wiesz, na co siê nara¿asz?- Wiem.- Masz mo¿e nadziejê, ¿e ocali ciê twoja m³odoœæ czypiêknoœæ?- Mam tylko nadziejê w Bogu.- Obywatelu Maurycy Lindey - powiedzia³ prezes -obywatelu Hiacyncie Lorin, jesteœcie wolni.Gmina uznaje"• 211wasz¹ niewinnoœæ i oddaje sprawiedliwoœæ waszej obywa-telskiej prawoœci.¯andarmi, odprowadŸcie obywatelkêHeloizê do wiêzienia sekcji.Zdawa³o siê, ¿e s³owa te obudzi³y star¹ Tison.Wyda³aokropny krzyk i chcia³a rzuciæ siê, aby raz jeszcze uca³o-waæ córkê.Ale ¿andarmi jej nie dopuœcili.- Przebaczam ci, matko moja! - wo³a³a dziewczyna,któr¹ ci¹gnêli ju¿ za sob¹.Stara Tison wyda³a dziki okrzyk i pad³a jak martwa.- O szlachetna dziewczyno! - szepn¹³ boleœnie wzru-szony.Morand.XXVLISTStara Tison, jak ra¿ona piorunem, sta³a jakiœ czas nie-ruchomo, opuszczona przez wszystkich, którzy jej towa-rzyszyli.Wystêpek pope³niony nawet mimo woli budziwstrêt, matka zaœ, która zabija w³asne dziecko, chocia¿byz pobudek patriotycznych, pope³nia czyn przeciwny natu-rze.Podnios³a wreszcie g³owê, rzuci³a naoko³o b³êdne spoj-rzenie i z okropnym krzykiem rzuci³a siê ku drzwiom.U drzwi sta³o jeszcze kilku ciekawych, bardziej zawziê-tych ni¿ inni.Ust¹pili z drogi, gdy tylko spostrzegli dozor-czyniê, i wskazuj¹c j¹ sobie palcami, mówili:- Widzisz tê kobietê? Zadenuncjowa³a w³asn¹ córkê.Stara Tison wyda³a okrzyk rozpaczy i pobieg³a w kie-runku Tempie.Zaledwie przeby³a czêœæ ulicy Michel-le-Comte, zaszed³jej drogê jakiœ cz³owiek i zakrywszy twarz p³aszczem za-pyta³:- Jesteœ zadowolona, ¿eœ zabi³a w³asn¹ córkê?212.,.K^- Zabi³am córkê! Zabi³am córkê! - wrzeszcza³a biednakobieta.- Nie, nie! To niemo¿liwe!- A jednak tak jest, bo j¹ aresztowano.- A gdzie j¹ zaprowadzono?- Do Conciergerie.Stamt¹d poprowadz¹ j¹ przed s¹drewolucyjny, a wiesz, co siê dzieje z tymi, którzy tam siêznajd¹.- Ust¹p mi z drogi - rzek³a stara Tison.- Puœæ mnie!- Dok¹d idziesz?- Do Conciergerie.- Có¿ tam bêdziesz robi³a?- Zobaczê j¹ jeszcze.- Nie wpuszcz¹ ciê.- Ale mi pozwol¹ le¿eæ pod drzwiami, ¿yæ tam, spaæ.Bêdê czeka³a, a¿ wyjdzie, zobaczê j¹ jeszcze raz.- A gdybym ci obieca³ odzyskaæ twoj¹ córkê?- Co mówisz?- Powiadam, ¿e gdyby ktoœ przyrzek³ ci ocaliæ tw¹córkê, czy uczyni³abyœ to, czego by ten ktoœ za¿¹da³ odciebie?- Uczyniê wszystko dla mojej córki, dla mojej Heloi-zy - zawo³a³a z rozpacz¹ stara Tison, za³amuj¹c rêce.-Wszystko! Wszystko!- Pos³uchaj - zacz¹³ znowu nieznajomy.- Bóg ciêtak ciê¿ko karze.- Za co?- Za mêczarnie, jakie zadawa³aœ pewnej matce, równiejak ty nieszczêœliwej.- O kim mówisz? Co przez to rozumiesz?- Uwiêzion¹, której pilnujesz, w³asn¹ rêk¹ nieraz do-prowadza³aœ do rozpaczy, jakiej sama w tej chwili dozna-jesz, przez swoje grubiañstwo, przez swoje oskar¿enia.Bógwiêc karze ciê, wiod¹c na œmieræ córkê, któr¹ tak ko-chasz.- Mówi³eœ, ¿e jest cz³owiek, który mo¿e j¹ ocaliæ.Gdzieon jest? Czego chce? Czego ¿¹da?- Cz³owiek ten ¿¹da, abyœ zaprzesta³a przeœladowaækrólow¹, abyœ b³aga³a j¹ o przebaczenie za zniewagi, którejej wyrz¹dzi³aœ.Je¿eli spostrze¿esz, ¿e ta kobieta, któratak¿e ma córkê, która równie¿ p³acze, cierpi i rozpacza,je¿eli spostrze¿esz, ¿e ta kobieta jakimœ cudem lub nie-prawdopodobnym zbiegiem okolicznoœci bêdzie mog³a ra-towaæ siê ucieczk¹, masz nie tylko jej w tym nie przeszko-dziæ, ale nawet dopomóc.- S³uchaj, obywatelu - rzek³a stara Tison - ty samjesteœ tym cz³owiekiem?- I có¿ st¹d?- Czy przyrzekasz ocaliæ moj¹ córkê?Nieznajomy milcza³.- Czy przyrzekasz?.Bierzesz to na siebie?.Gzy przy-siêgasz mi na to? Odpowiadaj!- S³uchaj.Wszystko, co cz³owiek uczyniæ mo¿e dla oca-lenia kobiety, uczyniê dla ocalenia twej córki.- O, ty nie mo¿esz tego dokonaæ! - zawo³a³a przera-Ÿliwym g³osem stara Tison.- Nie, ty tego nie dokonasz!.K³amiesz, je¿eli mi to przyrzekasz.- Uczyñ, co mo¿esz, dla królowej, a ja uczyniê, cobêdê móg³, dla twej córki.- Có¿ mnie obchodzi królowa! To matka, maj¹ca córkê.A je¿eli utn¹ komu g³owê, to pewno nie córce, ale jej sa-mej.Niech wiêc i mnie utn¹ g³owê, lecz niech ocal¹ micórkê.Niech mnie zawiod¹ pod gilotynê.Je¿eli jej anijeden w³os nie spadnie z g³owy, ja pójdê tam, œpiewaj¹cCa ¿r¹.To mówi¹c, stara Tison przeraŸliwym g³osem zaczê³aœpiewaæ, ale nagle przerwa³a, wybuchaj¹c g³oœnym œmie-chem.Cz³owiek w p³aszczu, przera¿ony tym atakiem szaleñ-stwa, cofn¹³ siê o krok.- O, ty tak nie odejdziesz ode mnie - rzek³a z roz-pacz¹ stara Tison, chwytaj¹c nieznajomego za p³aszcz.-Matce nie mo¿na mówiæ: „Uczyñ to, a ocalê tw¹ córkê",i potem dodaæ: „Mo¿e!" Czy ocalisz j¹?- Tak.- Kiedy?- Wówczas gdy j¹ bêd¹ prowadziæ z Conciergerie narusztowanie.- Po co tak d³ugo czekaæ? Czemu¿ to nie dzisiejszejnocy, nie dzisiejszego wieczoru, czemu nie w tej chwili?- Bo to niemo¿liwe.- Aha, widzisz, widzisz - zawo³a³a stara Tison.- Wi-dzisz, ¿e nie mo¿esz, ale ja mogê.- Co mo¿esz?- Mogê przeœladowaæ uwiêzion¹, jak j¹ nazywasz, mogêczuwaæ nad królow¹, jak mówisz, arystokrato.Mogêw ka¿dej chwili, w ci¹gu dnia i nocy, wejœæ do jej wiêzie-nia, i uczyniê to niezawodnie.Co zaœ do jej ucieczki, zoba-czymy, zobaczymy! Kiedy nie chcesz ocaliæ mojej córki,i ona nie powinna siê uratowaæ.G³owa za g³owê, chcesz?Pani Weto by³a królow¹, wiem o tym.Heloiza Tison jesttylko biedn¹ dziewczyn¹, i to wiem, ale pod gilotyn¹wszyscy jesteœmy sobie równi.- A wiêc, zgoda - rzek³ cz³owiek w p³aszczu.- Ocalkrólow¹, a ja ocalê tw¹ córkê!- Przysiêgnij.- Przysiêgam.- Na co?- Na co chcesz.- Czy masz córkê?- Nie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||