Index Opowieœć Przedwigilijna vol IV by Arkadiusz Szynaka C.S.Lewis Opowiesci z Narnii 3 Kon i Jego Chlopiec C.S.Lewis Opowiesci z Narnii 6 Srebrne Krzeslo Opowieœć Przedwigilijna vol II by Arkadiusz Szynaka C.S.Lewis Opowiesci z Narnii 4 Ksiaze Kaspian C.S.Lewis Opowiesci z Narnii 7 Ostatnia Bitwa Frankl Viktor E. Psychoterapia dla każdego (11) 21 (170) wiedza i zycie2 abc.com.pl 9 |
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .Wszystkie lo¿e zosta³y wyprzedane, bêdzie szed³ kardyna³, go³êbie, wiê¼niowie polityczni, tramwajarze, zegarmistrze, datki i grube panie.A Marat w swej wannie.WIELB£¡D UZNANY ZA NIEPO¯¡DANEGOWszystkie podania o przej¶cie granicy za³atwione, tylko Guk, wielb³±d, uznany za niepo¿±danego.Guk zg³asza siê na komendê policji, gdzie mu mówi±, ¿e nie mo¿na nic zrobiæ, wracaj do oazy, za³atwione odmownie, nie warto pisaæ odwo³ania.Smutek duka, powrót do ziemi dzieciñstwa.Wielb³±dy z rodziny i przyjaciele otaczaj± go, co siê z tob± dzieje, i ¿e to niemo¿liwe, dlaczego akurat ty.Wiêc delegacja do Ministerstwa Komunikacji, ¿eby wstawiæ siê za Gukiem, ale urzêdnicy siê gorsz±: tego jeszcze nie bywa³o, wracaæ do oazy, ale to ju¿, zostanie sporz±dzony protokó³.Guk w oazie szczypie trawê jednego dnia, szczypie trawê drugiego dnia.Tak mija lato, jesieñ.Po czym Guk znowu w mie¶cie na pustym placu.Bez przerwy fotografowany przez turystów, udzielaj±cy wywiadów.Osi±gniêcie na placu niejakiego presti¿u.Korzystaj±c z niego znów postanawia wyjechaæ, przy bramie wszystko siê zmienia: uznany za niepo¿±danego.Guk opuszcza ³eb, szuka nielicznych trawek rosn±cych na placu.Pewnego dnia zostaje wezwany przez megafony i uszczê¶liwiony zjawia siê w Komendzie.Tam uznany za niepo¿±danego.Guk wraca do oazy i k³adzie siê.Skubie trochê trawy, a potem opiera pysk o piasek.Podczas gdy s³oñce zachodzi, zamyka oczy.Z jego nozdrzy wydobywa siê banieczka, trwaj±ca o sekundê d³u¿ej ni¿ on sam.PRZEMOWA NIED¬WIEDZIAJestem nied¼wiedziem z domowych rur, wspinam siê rurami w godzinach ciszy, rurami od wody gor±cej, od centralnego ogrzewania, od wentylatorów, przechodzê nimi z mieszkania do mieszkania, jestem nied¼wiedziem rurowym.Mam wra¿enie, ¿e mnie szanuj±, bo moja sier¶æ trzyma ciep³o w przewodach, bez chwili przerwy biegam po nich, bo niczego tak nie lubiê, jak ganiaæ z piêtra na piêtro i ze¶lizgiwaæ siê rurami.Czasami wysadzam ³apê przez kran, a s³u¿±ca z trzeciego krzyczy, ¿e siê oparzy³a, albo mruczê na wysoko¶ci pieca na drugim i kucharka Wilhelmina skar¿y siê, ¿e piec ¼le ci±gnie.W nocy biegam cichutko, ale za to jak najszybciej, przez komin wychylam siê na dach, a¿eby zobaczyæ, czy tam wysoko tañczy ksiê¿yc, i potem jak wiatr zapuszczam siê a¿ do centralnego pieca w podziemiach.W lecie, noc± p³ywam w cysternie na dachu skropionej gwiazdami, myjê sobie mordkê najpierw jedn± ³apk±, potem drug±, potem dwiema naraz i to sprawia mi wielk± frajdê.Wiêc ¶migam po wszystkich rurach w ca³ym domu, mruczê z zadowolenia, a pary ma³¿eñskie krêc± siê na ³Ã³¿kach i narzekaj± na z³e instalacje.Niektórzy zapalaj± ¶wiat³o i notuj± sobie na karteczkach, ¿eby nie zapomnieæ powiedzieæ o tym portierowi, A ja szukam kranu, który na jakim¶ piêtrze zawsze jest nie dokrêcony, wysadzam tamtêdy nos i ogl±dam ciemno¶æ pokoi, gdzie ¿yj± stworzenia nie mog±ce ³aziæ po rurach, i trochê mi ich ¿al, ¿e s± tacy têpi i têdzy, ¿e tak chrapi±, ¿e mówi± przez sen i s± tak samotni.Kiedy rano myj± sobie twarze, pieszczê im policzki, li¿ê ich w nos i odchodzê prawie pewny, ¿e zrobi³em dobry uczynek.PORTRET KAZUARAPierwsz± rzecz±, któr± robi kazuar, jest spogl±danie na cz³owieka z nieufn± wy¿szo¶ci±.Ogranicza siê do patrzenia bez ruchu, do patrzenia tak twardo i tak d³ugo, jakby obmy¶la³ nas od pocz±tku, jakby dziêki straszliwemu wysi³kowi z nico¶ci, któr± jest ¶wiat kazuarów, stawia³ nas naprzeciw siebie, w niepojêty sposób w niego wpatrzonych.Z tej podwójnej kontemplacji, która mo¿e jest obopólna, a mo¿e w gruncie rzeczy ¿adna, rodzimy siê, kazuar i ja, sytuujemy siê, uczymy siê nie znaæ wzajemnie.Nie wiem, czy kazuar wyodrêbnia mnie i w³±cza do swego prostego ¶wiata: co do mnie, mogê go tylko opisaæ, zastosowaæ do jego obecno¶ci kryterium podobania siê i niepodobania, raczej niepodobania, bo kazuar jest antypatyczny i odpychaj±cy.Wyobra¼cie sobie strusia z rogat± pokrywk± od czajnika na g³owie, rower zgnieciony miêdzy dwoma samochodami i w dodatku postawiony na sztorc, ¼le odbit± kalkomaniê, w której dominuje brudny fiolet, i co¶ w rodzaju trzeszczenia.Teraz kazuar robi krok w przódi przyjmuje jeszcze ostrzejszy wyraz twarzy, wygl±d okularów, które dosiad³y bezgranicznej pedanterii.Kazuar ¿yje w Australii, jest tchórzliwy i odwa¿ny jednocze¶nie, dozorcy wchodz± do jego klatki w wysokich skórzanych butach i z miotaczem ognia w rêku.Kiedy kazuar przestaje przera¿aj±co biegaæ wokó³ garnka z otrêbami, który mu przynoszê, i skokami wielb³±da sadzi do dozorcy, temu ostatniemu nie pozostaje nic innego jak u¿yæ miotacza ognia.Có¿ wtedy widzimy: spowity w rzekê ognia, wszystkie pióra w p³omieniach, kazuar robi parê ostatnich kroków, wybuchaj±c ohydnym wrzaskiem.Ale jego róg nie pali siê: materia z suchej ³uski, bêd±ca jego dum± i jego pogard±, rozb³yska zimnym ogniem, zapala siê cudownym lazurem, szkar³atem, który przypomina odart± ze skóry piê¶æ, wreszcie ¶cina siê w przejrzyst± zieleñ, w szmaragd - kamieñ cienia i nadziei.Kazuar gubi li¶cie, nag³a chmura popio³u, a dozorca biegnie, by chciwie przyw³aszczyæ sobie dopiero co zrodzony drogocenny kamieñ.Dyrektor ogrodu zoologicznego zawsze z tego korzysta, ¿eby wszcz±æ przeciw niemu sprawê o maltretowanie zwierz±ti zwolniæ go.Có¿ wiêcej powiemy o kazuarze, po tym podwójnym nieszczê¶ciu?ROZBIJANIE SIÊ KROPELPopatrz, ale leje.Leje bez przerwy, tam na dworze gêsto i szaro, tu przy balkonie kroplami ¶cinaj±cymi siê, twardymi, które robi± plaf i rozbijaj± siê z odg³osem klapsa, jedna po drugiej, jedna po drugiej, ohyda.Teraz zjawia siê u góry, w ramie okiennej, kropelka, chwilê dr¿y na tle nieba, które rozszczepia j± na tysi±c wygaszonych b³ysków, ro¶nie, chwieje siê, ju¿ ma spa¶æ i nie spada, jeszcze nie spada.Wczepia siê wszystkimi pazurami, nie chce siê oderwaæ, i widaæ, ¿e trzyma siê zêbami, podczas gdy brzuch jej ro¶nie, ca³e kroplisko zwisaj±ce majestatycznie i nagle ju¿, ju¿, plaf, nie ma, nic, trochê wilgoci na marmurze.Ale s± i takie, co pope³niaj± samobójstwo, poddaj± siê od razu, kie³kuj± w ramie okna i natychmiast rzucaj± siê w przepa¶æ, mam wra¿enie, ¿e widzê wibracjê ich skoku, ich nó¿ki odczepiaj±ce siê i krzyk, który je upaja w tej nico¶ci spadania i unicestwiania siê.Smutne krople, okr±g³e, niewinne krople.Do widzenia, krople, do widzenia [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||