Index
Cizia Zyke Goraczka
Cizia Zyke Goraczka (2)
Cizia Zyke Sahara
Cizia Zyke Sahara (2)
Czarodziejska pielgrzymka
Lekcja 1
Ikon
Chap04
El Etrusco, La Leyenda de los Inmortales
Ptak Słońca
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alter.htw.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Nie mogę posadzić Tamacheków na ciężarówkach One i Two.Moje czarnuchy to Bełłahowie.Ich plemię było niewolnikami Tamachekówprzez kilka stuleci.Francuzi tolerowali to i Bełłahowie wyzwolenizostali dopiero po przyznaniu Mali niepodległości.Po takiejtysiącletniej tradycji jest jeszcze zbyt wcześnie, by Bellah mógłrozkazywać Tuaregowi.One i Two dostaną czarnych Malijczyków.Wszyscy pomocnicy malijscy są z plemienia Bambara, z wyjątkiemparu Fulbejów, którzy są rzadkością.Nie mogę też tworzyć mieszanych zespołów pomocników Tamachek iBambaru.Pierwsi zajmują północ kraju, jego część pustynną,drudzy to Murzyni pochodzący z południa, chociaż od wielu pokoleńżyją na pustyni.Obie narodowości nienawidzą się do tego stopnia, żezaraz po ogłoszeniu niepodległości prowadziły ze sobą wojnę.Bambara,którzy mają władzę i opanowali administrację w Mali, wysłaliarmię przeciw Tamachekom, którzy zrobili właśnie powstanie.Skończyłosię to źle dla wszystkich.Armia malijska zaginęła na pustyni.Francja musiała wysłać śmigłowce na poszukiwanie tych paru tysięcyludzi zagubionych z dala od szlaków.Historyjka nie figuruje w żadnympodręczniku, ale do dziś bawi Tamacheków.Masakry, którapotem nastąpiła, nie uważają już za zabawną.Wallidowi mogę dać tylko Tamacheków.Między Mali a Algieriąstosunki nie są najlepsze.Albanie muszę przydzielić ludzi z plemieniaBambara, jak on sam, i tak dalej.Aby wszystko odbyło się szybko,każę pomocnikom określić swoje pochodzenie:- Ludzie Bambara, podnieście rękę.Kara i Wallid przechodzą wśród szeregów i tłumaczą.Podnosi siękilka rąk.Jak zwykle trzeba powtarzać pięć razy.Żaden Afrykanin nierozumie od razu niecodziennego rozkazu.Za pierwszym razem trzech facetów podnosi ręce, ale ponieważczują się osamotnieni, szybko je opuszczają, by zaraz podnieść jeznowu wobec krzyków Kary.- Bambarowie, podnieście rękę!Trzy nowe ręce idą w górę, nie, tylko dwie, bo jeden facet podniósłobie ręce, a pozostali szybko idą za jego przykładem.Zastanawiamsię, co jeszcze podniosą, jeśli ponowię rozkaz.- Podnieście rękę.Bambarowie podnoszą rękę.Nowe ręce idą w górę, ale w tym czasie podniesione wcześniejopadają.Do Kary i Wallida dołącza Albana, który korzysta z okazjii zgrywa ważniaka.Podchodzę do faceta koloru kawy z mlekiem.- A ty kim jesteś?- Bambara, szefie.- Więc na co czekasz, żeby podnieść rękę?Uśmiecha się do mnie i podnosi rękę.W końcu mamy ichwszystkich.Są wyraźnie w mniejszości.- Teraz Tamachekowie.Podnieście rękę.Bambarowie nie opuszczają swoich, więc razem z Tamachekamimam przed sobą dwudziestu facetów z łapami w powietrzu, którzyz uśmiechem na ustach próbują łapać chmury.Muszę poodsuwać od siebie poszczególne grupy, żeby wreszciemieć przegląd całości.Udaje się w końcu jakoś to porozdzielać.Oddaję wszystkich Murzynów Albanie, One i Two.Tamacheków,przydzielam pozostałym.Zadaniem pomocników jest zajmować się swoją ciężarówką, i tylkotą.Jeśli spotykam któregoś na innym wozie, wyrzucam go.Nakażdej ciężarówce jest ich pięciu albo sześciu.To o wiele za dużo.Dwóch lub trzech zupełnie wystarczy, ale skoro konwój jest wielki,równie dobrze można robić rzeczy ponad miarę w innych dziedzinach.Dwanaście przeładowany ciężarówek unieruchomionych na tymparkingu i już pokrytych pyłem, każda z załogą, obozującą nie opodal,tworzy przyjemny widok.Pilno mi już zobaczyć, jak jadą.***Rabah nie ustępuje, i przez parę dni muszę tkwić przed jegourzędem.Od czasu do czasu widzę, jak stoi na ganku z rękamizałożonymi do tyłu, na palcach, i napawa się widokiem mojegopięknego zespołu na postoju.Smutny przykład uczciwego urzędnikaw orgazmie.Z dnia na dzień życie obozowiska normuje się.Pracownicy zbudowalikuchnię pod płachtą rozpiętą między dwiema ciężarówkami.Wokółwozów płoną małe ogniska pomocników.Wzdłuż naczep porozwieszanesą sznury do suszenia bielizny.W cieniu porozkładane sąbidony i plastikowe kanistry z wodą.Od czasu przyjazdu zmieniliśmyukład wozów.Cztery ciężarówki ustawione są w poprzek, jedna zadrugą, naprzeciwko budynku celników, co zapewnia nam niecoprywatności zasłaniając nas przed niedyskretnymi spojrzeniami Rabaha.Dni są długie.Bezczynność upalnych popołudni jest trudnado zniesienia.Nieliczne zajęcia, jakie możliwe są w Adrarze,wyczerpały się.Odwiedziłem Ajudżila, jednego z pierwszych moich klientów naszlaku.Stał się moim przyjacielem i najpoważniejszym nabywcąmoich towarów.Duża ilość części zamiennych i jeden z silników sąprzeznaczone dla niego.Mieszka w dużym czerwonym domu w Adrarze,podobnym do wszystkich innych.Nasze spotkania stały się jużprawie tradycją.Uczestniczy w nich zawsze inny przyjaciel, gruby,wąsaty, jowialny i skorumpowany, wysoki urzędnik z Adraru.Ajudżil to zręczny handlowiec.Zajmuje się transportem i odsprzedażączęści mechanicznych, i dobrze mu się powodzi.W zaciszujego domu prowadzimy nasze interesy.Nie uważam, abym szkodził tutejszym mieszkańcom, wprostprzeciwnie.Fakt, że moje ceny są wysokie, ale zawsze niższe niż cenypaństwowe.Poza tym wiele spośród rzeczy, które przywożę, jest tu niedo kupienia.Właściwie jestem nieomal dobroczyńcą ludzkości.Władzesą niestety innego zdania, i gdyby wiedziały, co knuje się pod tymdachem, skończyłoby się to więzieniem dla mnie, a jeszcze gorzej dlapozostałych.Dobrodziejstwo nigdy nie jest wynagradzane!Ajudżil słyszał już o moich kłopotach z Rabahem, ale nie wie, cotamten szykuje.Potwierdzam mu, że przywiozłem wszystko, o co mnieprosił, i oznajmiam mu ceny.Wypija łyk koniaku.Jego oczy błyszcząza okularami.Nadeszła pora targów.Przez ponad godzinę walczymyze sobą przyjaźnie.Fakt, iż jesteśmy kumplami, nie przeszkadza, żekażdy chce zrobić możliwie najlepszy interes.W końcu dochodzimy do porozumienia.Następnie organizujędostawę.Nie ma mowy o tym, żeby Rabah dowiedział się o tejtransakcji.Dostarczę towar na pustynię, w nocy.Wyznaczam spotkaniew miejscu między Adrarem a Reggane, o około dziesięć kilometrówod szlaku.Ajudżil przyjedzie z własnym transportem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.