Index
George Orwell Folwark zwierzęcy (18)
41 1 (3)
Afryka
Izzy and the Father of Terror
Pakt Holcrofta
abc.com.pl 7
Sandemo Margit Saga O Ludziach Lodu
abc.com.pl 5
Chmielewska Joanna Wielki diament T 1 (4)
133 00 (5)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rejestracja.pev.pl

  • [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
    .Z ca³¹ pewnoœci¹ by³a to obudowa groty, do której siê przewierciliœmy.Wiert³o wy¿³obi³o w œrodku niewielki otwór.Wszystkie nasze wysi³ki, by do niego zajrzeæ, sprowadzi³y siê do widoku nieprzeniknionej czerni.Musieliœmy zaj¹æ siê powolnym, pracoch³onnym dr¹¿eniem ska³y.Przez trzy dni pracowaliœmy ramiê przy ramieniu, rozebrani do pasa, równomiernie od³upuj¹c od³amki ska³y.Pomimo rêkawiczek nasze d³onie pokry³y siê pêcherzami.Powoli ods³anialiœmy kamienne p³yty na ca³ej ich szerokoœci i wysokoœci, odkrywaj¹c, ¿e z ka¿dego koñca stykaj¹ siê z identycznymi blokami.Wydawa³o siê, ¿e ka¿da dŸwiga na sobie koñce dwóch dopasowanych do siebie identycznych bloków.U¿yliœmy piêædziesiêciotonowej dŸwigni, aby podeprzeæ sklepienie.PóŸniej wywierciliœmy otwory i umocowaliœmy w nich obrêcze i ³añcuchy.Dwa ciê¿kie wyci¹gi pos³u¿y³y nam do ruszenia p³yty z podstawy.Klêcz¹c obok siebie, ka¿dy przy jednym z ko³owrotów, cal po calu zaczêliœmy obracaæ ko³em.Ka¿dy obrót zwiêksza³ naprê¿enie ³añcucha, a¿ sta³ siê on sztywny jak stalowa sztaba.Korby ko³owrotu znieruchomia³y.— Okay, Ben.Spróbujmy razem zabraæ siê do jednego — wydysza³ Louren.Jego z³ociste loki pociemnia³y od potu i py³u, ciasno przylegaj¹c do g³owy, a na potê¿nych miêœniach ramion, napiêtych i nabrzmia³ych, lœni³ pot.Naparliœmy na ko³owrót.Klang! — Szczêknê³a zapadka i ³añcuch przesun¹³ siê o szesnast¹ czêœæ cala.Klang! — Znów drgn¹³.W ciszy s³ychaæ by³o nasze œwiszcz¹ce oddechy.— Zawsze razem, wspólniku — wysapa³ Louren.— Zawsze razem, Lo.— Moje cia³o wygiê³o siê w ³uk; mia³em wra¿enie, ¿e miêœnie na plecach zaraz mi pêkn¹, a oczy wyjd¹ z orbit.Z cichym zgrzytliwym dŸwiêkiem wielka kamienna p³yta wysunê³a siê powoli ze œciany i z ciê¿kim t¹pniêciem opad³a na pod³ogê tunelu, a przed nami pojawi³ siê kwadratowy otwór.Po³o¿yliœmy siê obok siebie, aby odzyskaæ oddech, sk¹pani w strumieniach potu, z miêœniami wci¹¿ rozedrganymi z wysi³ku.Wreszcie spojrzeliœmy w z³owieszczo czarny otwór.167Nasze nozdrza porazi³ stêch³y, suchy odór, gdy powietrze uwiêzione od dwóch tysiêcy lat wydosta³o siê z zamkniêcia.— ChodŸ! — Louren pierwszy poderwa³ siê, schwyci³ jedn¹ z ¿arówek os³oniêtych drucianymi siatkami i odszed³, ci¹gn¹c za sob¹ kabel elektryczny.Ruszy³em za nim i wczo³galiœmy siê do œrodka.Pod³oga komory znajdowa³a siê o cztery stopy ni¿ej.Louren podniós³ œwiat³o ponad g³owê i rozejrzeliœmy siê wokó³, otoczeni tajemniczymi, ruchomymi cieniami.Znajdowaliœmy siê w d³ugim korytarzu biegn¹cym prosto od koñca groty do œlepej kamiennej œciany.Strop wy³o¿ony by³ p³ytami piaskowca, u³o¿onymi równolegle, œciany pokrywa³y p³yty podobne do tej, któr¹ usunêliœmy.Pod³ogê stanowi³y równie¿ kamienne p³yty.W œcianach po obydwu stronach korytarza znajdowa³y siê nisze siêgaj¹ce od pod³ogi po sklepienie.Ka¿da z nich wype³niona by³a kamiennymi pó³kami, na których sta³y setki glinianych dzbanów.— To coœ w rodzaju magazynu — powiedzia³ Louren, wysoko unosz¹c œwiat³o i przesuwaj¹c siê powoli wzd³u¿ korytarza.— Prawdopodobnie wewn¹trz jest wino albo kukurydza.— Nigdy nie odzwyczai³em siê od g³oœnego myœlenia, a serce wali³o mi ze zdenerwowania.Mimo ogromnego podniecenia stara³em siê zarejestrowaæ ka¿dy szczegó³ ogl¹danej'komnaty.— Otwórzmy jeden z nich.— Lourena z¿era³a niecierpliwoœæ laika.— Nie, Lo.Nie mo¿emy tego zrobiæ, dopóki nie bêdziemy mieli odpowiednich warunków po temu.Wszystko pokryte by³o grubym ca³unem py³u, który ³agodzi³ zarysy i krawêdzie przedmiotów.Poruszony, unosi³ siê leniwie wokó³ naszych nóg jak morska mg³a.— Musimy tu posprz¹taæ, zanim przyst¹pimy do innych czynnoœci — powiedzia³em, kichaj¹c, gdy¿ kurz zakrêci³ mi w nosie.— Poruszaj siê wolno — poradzi³ Louren.Zrobi³ kolejny krok i zatrzyma³ siê.— Co to?Rozrzucone bez³adnie wzd³u¿ pod³ogi korytarza, le¿a³y bezkszta³tne obiekty, nierozpoznawalne pod okrywaj¹cym je168kurzem.W przeciwieñstwie do starannie ustawionych na pó³kach dzbanów te przedmioty zdradza³y poœpiech osób uk³adaj¹cych je.— Potrzymaj lampê — poprosi³em Lourena i pochyli³em siê nad jednym z niekszta³tnych obiektów.Dotkn¹³em go, lekko rozgarniaj¹c py³, a¿ rozpozna³em i odskoczy³em z mimowolnym okrzykiem.Zza miêkkiej warstwy py³u ukaza³a siê ludzka twarz.Martwa od wieków, zmumifikowana twarz! Z oczu pozosta³y tylko mroczne otwory, a skurczone usta ods³ania³y ¿Ã³³te zêby.— Zw³oki.— powiedzia³ Louren.— Dziesi¹tki zw³ok.— Ofiary? — zastanawia³em siê.— Wygl¹da, ¿e zostali zabici w walce.Teraz, kiedy wiedzieliœmy ju¿, z czym mamy do czynienia, dostrzegliœmy ca³e stosy cia³ wygl¹daj¹cych jak drzewa powalone huraganem.Okryte p³aszczem py³u jedne zw³oki by³y oparte o œcianê; g³owa zwisa³a na piersi, obok le¿a³y cztery przewrócone dzbany.— Tu musia³a siê odbyæ cholerna walka — powiedzia³em z trwog¹.— By³a cholerna — potwierdzi³ cicho Louren.Jego oczy lœni³y wewnêtrznym podnieceniem, a na rozchylonych ustach b³¹ka³ siê pó³uœmiech.— Co masz na myœli? — spyta³em.Louren podniós³ wzrok, ale przez moment jego oczy nie dostrzega³y mnie.— S³ucham? — spyta³ w koñcu, zak³opotany.— Powiedzia³eœ to tak, jakbyœ mia³ pewnoœæ!— Tak powiedzia³em? — zapyta³.— Nie wiem przecie¿ nic.Ruszy³ wolno wzd³u¿ korytarza, omijaj¹c sterty wyschniêtych cia³ i zagl¹daj¹c do ka¿dej z nisz.Poszed³em za nim.Myœli t³uk³y mi siê po g³owie, chwyta³em siê jakiejœ ulotnej idei, porzuca³em j¹ i rozpatrywa³em nastêpn¹.Wiedzia³em, ¿e nie ma mowy o spokojnym rozumowaniu, dopóki nie ucichn¹ miotaj¹ce mn¹ emocje.Jednego i tylko tego by³em pewny.Dokonaliœmy wielkiego odkrycia! Porównywalnego z odkryciami Leakeya w w¹wozie169Olduvai.By³o to coœ, co olœni œrodowisko archeologów.Coœ, o co modli³em siê i o czym marzy³em przez dwadzieœcia lat.Dotarliœmy do koñca korytarza.Zamykaj¹ca go œciana by³a kolejn¹ p³yt¹ z piaskowca, ale ozdobion¹ stylizowan¹ rzeŸb¹ s³oñca, co wywo³a³o we mnie uczucie powagi, spokoju ducha, jakiego doœwiadczam czasami w synagodze czy w kru¿gankach katolickich katedr.Staliœmy zapatrzeni w symbol przez d³ug¹ chwilê.Wreszcie Louren odwróci³ siê i rozejrza³ doko³a.— I to wszystko? — zapyta³.W jego g³osie pojawi³a siê nuta irytacji.— Tylko korytarz, garnki i stare koœci? Musi, byæ coœ wiêcej!Dozna³em wstrz¹su.Wszechœwiat nie móg³ mi ofiarowaæ piêkniejszego daru; prze¿ywa³em najwa¿niejsz¹ chwilê w ¿yciu, a Louren by³ rozczarowany.Ogarn¹³ mnie gniew.— Czego ty, u diab³a, chcesz?! — zapyta³em.— Z³ota i diamentów, sarkofagów z koœci s³oniowej?— Czegoœ w tym rodzaju.— Nawet jeszcze nie wiesz, co tutaj mamy, a ju¿ ci tego za ma³o.— Ben, tak nie powiedzia³em.— Wiesz co, Louren? Jesteœ do cna zepsuty.Masz wszystko, wiêc nic nie jest dla ciebie doœæ dobre.Planowa³em, oszczêdza³em i pracowa³em przez ca³e ¿ycie.Teraz spe³niaj¹ siê moje marzenia, a ty jesteœ zawiedziony?!— Hej, Ben! —Nieoczekiwanie dostrzeg³em w jego oczach b³ysk zrozumienia.— Nie to mia³em na myœli.Nie negujê wagi twojego osi¹gniêcia.Naprawdê uwa¿am, ¿e to najbardziej niesamowite odkrycie, jakiego kiedykolwiek dokonano w Afryce; ja po prostu.— Stara³ siê mnie u³agodziæ, a¿ wreszcie skrzywi³em usta w wymuszonym uœmiechu.— Okay — ust¹pi³em.— Ale nie mów wiêcej w ten sposób, Lo.Ró¿ni dranie podwa¿ali ju¿ moje odkrycia i teorie, wiêc ty nie próbuj robiæ tego samego!— Jednego nikt nigdy nie odwa¿y siê o tobie powiedzieæ: ¿e nie mówisz tego, co myœlisz! — Lekko klepn¹³ mnie w ramiê.— ChodŸmy.Zobaczymy, co mamy w tych garnkach.170— Nie powinniœmy ich ruszaæ, Lo.— Zawstydzi³em siê swojego wybuchu i chcia³em mu to teraz wynagrodziæ, zwracaj¹c siê do niego w ³agodnych s³owach.— Niektóre le¿¹ na pod³odze, zrzucone z pó³ek — zauwa¿y³ Louren.— Po prostu gwizdniemy jeden z nich.Do diab³a, Ben, nie narobimy ba³aganu! S¹ ich tysi¹ce.Nie pyta³ o pozwolenie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.