Index
Chmielewska Joanna Ksiazka poniekad kucharska
Chmielewska Joanna Wielki diament T 2 (4)
Chmielewska Joanna Wielki diament T 1 (4)
Chmielewska Joanna Babski motyw (5)
Chmielewska Joanna Wielki diament T 1 (3)
Chmielewska Joanna Babski motyw (4)
Chmielewska Joanna Wielki diament T 1 (2)
abc.com.pl 7
ENTER.2002 2003
Peters Elizabeth Malpa na strazy wagi
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkicerysunki.xlx.pl

  • [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
    .Tylu ludzi przelotnie widzia³am, dlaczego akurat tego jednego mia³abym zapamiêtaæ?Dopad³am Waldemara wieczorem, kiedy jad³ kolacjê.Mój wymarzeniec w ³azience na górze robi³ sobie przepierkê.Uwielbia³ zajêcia gospodarskie, szczególnie zwi¹zane z wod¹.- Panie Waldku, to by³ ten Baltazar? Tu, dzisiaj, u pana? Handlowa³ pan z nim.- No i przehandlowa³em trochê - wyzna³ bez oporu.- On rzeczywiœcie nieŸle p³aci.Prawdê mówi¹c, nawet lepiej ni¿ siê spodziewa³em.Podobno robi siê jakaœ moda na bursztyn, amerykañska polonia przyje¿d¿a i kupuje.Amerykañsk¹ poloniê chwilowo mia³am w nosie.- Wie pan, ¿e ja go chyba znam.Mam na myœli, z widzenia.Gdzie ja go mog³am spotykaæ? I nie teraz, tylko dawniej.Ca³y czas mnie to mêczy, nie mogê sobie przypomnieæ.On ju¿ d³ugo tak skupuje ten bursztyn?- No, ju¿ ³adne parê lat.Od czasu, jak gdzieœ przepad³ poprzedni kupiec.A pani tu nie by³a przypadkiem wczeœniej? Oj, chyba pani by³a, bo od pierwszej chwili tak mi siê wydawa³o, ¿e pani¹ ju¿ gdzieœ widzia³em.- Tylko niech pan siê teraz nie zacznie mêczyæ, ja panu zaraz powiem, kiedy pan móg³ mnie widzieæ i gdzie, proszê bardzo.Pan tu przecie¿ mieszka od urodzenia?- Zgadza siê, od urodzenia.Ojciec zaraz po wojnie tu siê osiedli³.- No to szeœæ lat temu pan te¿ tu by³.Nawet mi wychodzi szeœæ i pó³.I powinien pan pamiêtaæ historiê tej facetki, która go³a wlaz³a w morze i ci¹gnê³a bursztyn.- No pewnie! Kto by nie pamiêta³! Ja jeszcze trochê szczeniak by³em i nawet mojej ¿onie oœwiadczyæ siê nie zd¹¿y³em, mój brat siê dopiero zaczyna³ budowaæ i tych domów tutaj wcale jeszcze nie by³o, u ojca mieszka³em.- No wiêc w³aœnie! I oni zniknêli, ta facetka i jej m¹¿, razem z bursztynem, podejrzenia ró¿ne istnia³y, pamiêta pan?- Jeszcze jak.- Nic siê w koñcu nie wykry³o?- Nic.Ustalono, ¿e wyjechali i do widzenia.A nawet jeœli ich kto zamordowa³, to sprawca nieznany.Osiemnaœcie lat mia³em i krêci³em siê przy tym, bo to przecie¿ naprzeciwko, po drugiej stronie drogi.Na dobr¹ sprawê dopiero w tym momencie uprzytomni³am sobie, ¿e owa szopa, w której zatrzyma³o siê zaginione ma³¿eñstwo, przeistoczy³a siê w niewielk¹, ale eleganck¹, piêtrow¹ willê, przez kogoœ zamieszka³¹ na sta³e.Wznosi³a siê ta willa na koñcu placu, pod zalesion¹ skarp¹, prawie dok³adnie w miejscu szopy, i pewnie dlatego nie zwróci³am uwagi na zmienione oblicze budowli, niemniej jednak, wychodz¹c z domu Waldemara, za ka¿dym razem mia³am j¹ przed nosem.W g³êbi duszy k¹œliwie pochwali³am sama siebie za doskona³¹ spostrzegawczoœæ.Œlepa komenda.- No wiêc w³aœnie - powiedzia³am na g³os.- Ja te¿ siê tutaj wtedy krêci³am.Mieszka³am w Krynicy, ale tu przyjecha³am parê razy.Móg³ pan mnie widzieæ.Nad morzem te¿.By³am przy tym, jak ona wlaz³a do wody i ci¹gnê³a bursztyn.Waldemar odstawi³ swoje talerze do zlewozmywaka i zacz¹³ przyrz¹dzaæ herbatê.- Ja te¿ by³em.Mo¿liwe, ¿e to wtedy.Zrobiæ pani herbaty?- Niech pan sobie nie zawraca g³owy.Albo dobrze, bardzo proszê.- Ale to akurat by³a pani przy takich wydarzeniach, ¿e co innego zwraca³o uwagê - podj¹³, wyjmuj¹c szklanki.- Dlatego tak pani¹ s³abo zapamiêta³em, ale od razu wiedzia³em, ¿e pani¹ znam.Nawet ¿onie mówi³em.- To i ja pewnie wtedy tego Baltazara widzia³am.Mog³am widzieæ?- A dlaczego nie? Te¿ siê tu w³aœnie zaczyna³ krêciæ, to by³ bursztynowy rok.A wie pani, ¿e potem chyba przez trzy lata bursztynu nie by³o? Nic kompletnie.A mo¿e i d³u¿ej.Dopiero ostatnio, jak ruskie te æwiczenia na morzu zaczê³y, bomby g³êbinowe rzuci³y, rakiety, ruszy³o jakieœ nowe z³o¿e.No i trochê sypie.- NieŸle sypie.- To teraz tak akurat podesz³o.W kwestii znajomej twarzy dozna³am ukojenia i coœ siê nagle we mnie odblokowa³o.Dok³adnie przypomnia³am sobie chwilê i widok.Sta³ ten Baltazar tu¿ za mn¹, w krêgu ludzi, na pla¿y, cofnê³am siê i wlaz³am mu na nogê.Wszyscy gapili siê na œmieci facetki, ale jego twarz, na któr¹ siê obejrza³am, mia³a wyraz tak straszliwej ¿ar³ocznoœci, chciwoœci, zach³annego napiêcia, ¿e a¿ mnie to uderzy³o.Jednak¿e bursztyn ogl¹da³am, nie zaœ ludzkie gêby, wiêc wyrzuci³am go z pamiêci.Do kuchni przyszed³ dziadek, ojciec Jadwigi, a nie Waldemara, który na tej Mierzei znalaz³ siê jako jeden z pierwszych, natychmiast po wojnie, a teraz, z racji wieku ju¿ na emeryturze, mieszka³ w Tolkmicku i tutaj tylko bywa³.Ci¹gnê³o go.Nie musia³ wyp³ywaæ na po³Ã³w, robi³ to, bo lubi³, towarzyszy³ ziêciowi.Pamiêta³ i wiedzia³ wszystko.- A pani myœli, ¿e te geolodzy tutaj to czego szukaj¹? - rzek³ bez wstêpów, zasiadaj¹c do kolacji.- Patrz¹, na czym Mierzeja stoi.Ona na bursztynie stoi.Ale jak do tej pory, to nic nie znaleŸli, bo kto go wie, gdzie on le¿y.Nie natrafili.Za to tu jeden spod w³asnego domu bursztyn wykopa³.- Niech tatuœ nie opowiada, on nie naturalny wykopa³, tylko taki przez Niemców schowany - zaprotestowa³ Waldemar.- Ale to fakt.Fundamenty pod sieciarni¹ chcia³ poprawiaæ, kana³ zrobiæ, i okaza³o siê, ¿e tam bursztyn le¿y, zakopa³ ktoœ, jak front nadchodzi³.Wszyscy potem zaczêli sobie fundamenty poprawiaæ, ale ju¿ nikt niczego nie znalaz³.- W czterdziestym pi¹tym i szóstym - powiedzia³ spokojnie dziadek, smaruj¹c sobie kanapkê ³ososiem wêdzonym na gor¹co - to ten bursztyn le¿a³, a le¿a³, nikogo nie obchodzi³ i nikt nie zbiera³ nawet.To teraz tak, a co by³o ileœ tam lat temu? Milion mo¿e? Te¿ pewno le¿a³, piaskiem przyrzuci³o.Z czegoœ to siê przecie¿ ta ziemia wziê³a i las j¹ porós³.Przypomnia³a mi siê nagle archeologia.- Milion lat temu tej Mierzei wcale nie by³o - skorygowa³am grzecznie.- Ustali³a siê dopiero przed tysi¹cem mniej wiêcej.- Niech bêdzie tysi¹c - zgodzi³ siê dziadek.- Te¿ le¿a³ i na niego sypa³o.A wyrzuca³o gdzie?- W Tolkmicku.Ca³y Zalew to by³o morze.Z tym ¿e Tolkmicko jeszcze nie istnia³o.- Ale bursztyn szed³ i tu siê zaczepia³.- A jakoœ nie trafiaj¹ - wytkn¹³ przekornie Waldemar.- A pod Gdañskiem trafili.Ile to tam siê tego namarnowa³o! A tu to jak na brzegu, w jednym miejscu kupa, a w drugim, trzy metry dalej, nic.A oni kopi¹ jak raz o te trzy metry.I tylko dziki p³osz¹.Z lekk¹ irytacj¹ pomyœla³am, ¿e nie tylko dziki p³osz¹, tak¿e mnie denerwuj¹, ale nie powiedzia³am tego.Do kuchni przyszed³ ten mój i zaczê³o siê robiæ ciasno.Skarci³ mnie, ¿e tu siedzê i zwiêkszam t³ok, i w³¹czy³ siê w pogawêdkê.- Nie docenia siê w³aœciwoœci leczniczych bursztynu - oznajmi³ z wyraŸn¹ nagan¹.- Bursztyn przywraca równowagê ³adunków elektrycznych w organizmie cz³owieka.St¹d, miedzy innymi, dzia³anie przeciwbólowe.- A pewnie - przyœwiadczy³ natychmiast dziadek.- Nalewka na spirytusie, piêæ deka na pó³ litra.- Pó³ litra jak kto wypije, to te¿ mu odejdzie - wtr¹ci³ z³oœliwie Waldemar.- G³upoty gadasz.Na reumatyzm, na ten przyk³ad, to lepsze ni¿ spirytus na mrówkach.A i piæ mo¿na, po troszeczku, i w œrodku te¿ dobrze robi.- Usuwa zmêczenie miêœni - pouczy³ ten mój, bo pouczanie wszelkie uwielbia³.- RozluŸnia i uspokaja.Rozgrzewa.Bursztyn zamiast œrodków chemicznych, tego siê w³aœnie nie docenia.Surowy bursztyn, nie szlifowany, razem z t¹ warstw¹ utlenion¹, noszony na go³ym ciele, ma liczne w³aœciwoœci lecznicze, niedok³adnie jeszcze zbadane.Nie zaszkodzi³ dotychczas nikomu, a wielu osobom pomóg³.Nie wie siê o tym.- Jak kto - zauwa¿y³ dziadek z naciskiem.- Ogólnie siê nie wie.G³upotê stanowi brak informacji, brak reklamy.To nie jest tylko produkt ozdobny, dekoracja, to jest lekarstwo.Gdyby to ktoœ wreszcie potraktowa³ powa¿nie.A znajduje siê tylko w naszym rejonie geograficznym, w pasie przybrze¿nym i nigdzie wiêcej na œwiecie.Zgadza³am siê w pe³ni z jego pogl¹dami na tê kwestiê i od razu cholera mnie wziê³a, ¿e on to wszystko wie i nic nie robi.Powinno siê, trzeba, œwietnie, skoro trzeba, to trzeba.Rozg³oœmy, rozreklamujmy! Nie siedŸmy tak na ty³kach, jak zmursza³e pnie, i nie mówmy tego wy³¹cznie do siebie nawzajem, bo nie musimy siê przekonywaæ, to nie my akurat, ja, Waldemar, dziadek, stanowimy tê nieuœwiadomion¹ czêœæ spo³eczeñstwa, a mo¿e nawet licznych spo³eczeñstw [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.