Index Orson Scot Card Dzieci Umyslu Juliusz Verne Dzieci kapitana Granta Rusch Kristine Kathryn Tancerze jak dzieci Arthur C. Clarke Koniec dzieciństwa Vries Naszym dzieciom o Biblii Goodkind Terry Bezbronne Imperium 33320 1 Jones J V Kolczasty wieniec Nienacki Zbigniew Pan Samochodzik i Winnetou www nie com pl 1 |
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .W ten oto sposób powsta³a "Nadzwyczajna trupa artystyczna œmia³ego ksiêcia z Otranto".Narzucono na mnie szeroki liliowy p³aszcz przybrany srebrnymi gwiazdami, na g³owê wsadzono spiczast¹ czapkê ozdobion¹ pó³ksiê¿ycem, dzieciom w³o¿ono kolorowe kaftany, a na g³owy ma³e korony sprawiaj¹ce wra¿enie z³otych; Hamo rozwin¹³ swój sztandar, z którym siê nie rozstawa³.Herold zapowiedzia³ nasze przybycie, stra¿ nie oœmieli³a siê zabroniæ nam wejœcia, do czego przyczyni³y siê zapewne zrêcznie rzucone sztuki z³ota.Ja mia³em znowu w³asny wóz, na którym tronowa³em, by³em wyroczni¹ zamiast Larysy, "nasze" dzieci otoczone ¿o³nierzami jecha³y na drugim wozie, a pozosta³a gromada obrzuca³a je kwiatami.Tak ci¹gnêliœmy z targu na targ, gapiono siê na nas, dziwowano i szeptano, gdy¿ Hamo i Robert przeœcigali siê w wymyœlaniu coraz to nowych opowieœci o wielkim magu Williamie i królewskich dzieciach.S³awa poprzedza³a nas i ci¹gnê³a siê za nami jak szeroki tren, zw³aszcza gdy dowiadywano siê o podniecaj¹cym celu naszej podró¿y, mianowicie dalekim dworze potê¿nego i krwio¿erczego wielkiego chana.W ten sposób przybyliœmy do Parmy.Zbudowaliœmy scenê, postawiliœmy na niej mój tron pod baldachimem i ja wobec ciekawego narodu wystêpowa³em jako wyrocznia, w skrytoœci ducha dziêkuj¹c Bogu za okultystyczne studia odbyte swego czasu w Pary¿u, teraz przydatne jak znalaz³.Jakaœ mieszczka, wdowa, prosi³a mnie w³aœnie zawstydzona o radê przeciwko r¿niêciu w brzuchu oraz o towarzysza do ³Ã³¿ka, gdy nagle zobaczy³em po drugiej stronie rynku grupê jeŸdŸców.Uœwiadomiwszy sobie, ¿e to franciszkanie jak ja, poczu³em siê jak oblany ukropem.Eskortowali papieskiego legata.Ten popatrzy³ na mnie uwa¿nie, zsiad³ z konia i ruszy³ w moj¹ stronê.- Du¿o ciep³ej wody, od œrodka i z wierzchu - próbowa³em szybko za³atwiæ petentkê, ona jednak upiera³a siê przy mocnym ch³opie na samotne noce.- Mo¿e napój mi³osny? - spyta³a.Stary franciszkanin podchodzi³ coraz bli¿ej.By³ delikatnej postury, jak ptaszek, na g³owie pozosta³ mu jeszcze rzadki wianuszek w³osów, a na ustach igra³ ironiczny uœmiech.- ChodŸcie codziennie do ³aŸni, dobra kobieto, tam znajdziecie tego, który was wybawi od cielesnych udrêk.Zaczerwieniwszy siê odesz³a, zanim mój brat franciszkanin znalaz³ siê przy mnie.Uœmiechn¹³em siê do niego, po czym zamkn¹³em oczy i rêkami poszuka³em g³Ã³wek królewskich dzieci.Legat przysun¹³ usta tu¿ do mego ucha, tak ¿e poczu³em jego oddech.- Pozdrowienia od Ingolindy - szepn¹³ i gdy nie odwa¿y³em siê odetchn¹æ, a có¿ dopiero odpowiedzieæ, doda³ z lekkim uœmiechem: - Jesteœ paskudn¹ ozdob¹ zakonu, bracie Williamie, ale mnie mo¿esz siê nie obawiaæ.Zerkn¹³em spod pó³przymkniêtych powiek.Jego szare oczy, okolone zmarszczkami œmiechu, nie mia³y w sobie naprawdê nic groŸnego.- Jestem Wawrzyniec z Orty - powiedzia³ cicho.- W drodze do naszego genera³a.- Eliasz jest w Akwilei.- Nabra³em zaufania do tego cz³owieka.- Wiem - sykn¹³ cicho Wawrzyniec.- Wiozê mu wezwanie papie¿a i równoczeœnie - zni¿y³ g³os - ostrze¿enie, aby nie udawa³ siê do Lyonu.- Eliasz tego nie zrobi! - wyrwa³o mi siê.- W³aœnie - powiedzia³ legat.- Dlatego bêdzie nadal ob³o¿ony kl¹tw¹.- Lepsza kl¹twa ni¿ lochy zamku Anio³a.- To dotyczy tak¿e ciebie, bracie Williamie.Spójrz ostro¿nie nad moim ramieniem ku arkadom przy wylocie z placu.Widzisz tam samotn¹ postaæ w ciemnej opoñczy?- O Bo¿e!- O diable! - poprawi³ mnie Wawrzyniec po cichu i rozeœmia³ siê.- To Wit z Viterbo.- Mnie zaœ nie by³o do œmiechu, zw³aszcza ¿e przypomnia³em sobie Pary¿.- Inkwizytor, a raczej oprawca Szarego Kardyna³a, pali siê do tego, ¿eby ciebie i dzieci w ca³oœci lub w kawa³kach zawieŸæ do Rzymu dla przejednania swego pana.Czy¿byœ by³ a¿ tak zuchwa³y, ¿eby zakpiæ sobie z niego? Teraz biedny Wit bez ciebie nie œmie pokazaæ siê swemu panu na oczy.Myœlê, ¿e szykuje ci prawdziwe piek³o!Pozna³em oto imiê tajemniczego nieznajomego, który œledzi³ nas przez po³owê Italii, lecz nie sprawi³o mi to szczególnej przyjemnoœci.- Co mam teraz zrobiæ? - zacz¹³em lamentowaæ.- Jak siê st¹d wydostaæ?- O najwiêkszy ze wszystkich magów! - zakpi³ Wawrzyniec.- To takie proste: rozp³yñ siê w powietrzu!Zerkn¹³em ponownie w stronê arkad, gdzie w cieniu kolumny sta³a wci¹¿ posêpna postaæ i jak mi siê zdawa³o, patrzy³a na mnie p³on¹cymi oczyma.- WyjedŸ z miasta dziœ wieczorem i skieruj siê na zachód - szepn¹³ Wawrzyniec.- Tego Wit siê nie spodziewa.Po pó³torej mili znajdziesz na prawo od drogi spalony zamek.Tam czekaj mnie o pó³nocy.Zabij ka¿dego, kto zjawi siê wczeœniej lub póŸniej!Legat rzuci³ mi monetê za tê d³ug¹ poradê, której u mnie zasiêgn¹³, i wróci³ do swej eskorty.Franciszkanie odjechali w kierunku bramy wschodniej.Skoñczyliœmy przedstawienie, zapytali o jak¹œ ober¿ê i kieruj¹c siê tam, pytaliœmy ka¿dego przechodnia o drogê.W zajeŸdzie op³aciliœmy nocleg z góry i usiedliœmy z Hamonem i Robertem, ¿eby siê naradziæ.Kiedy zapad³a ciemnoœæ, Hamo powiadomi³ ober¿ystê, ¿e nasze plany uleg³y zmianie i zaraz ruszamy w dalsz¹ podró¿ na wschód.Wynagrodziliœmy go sowicie, bardziej za milczenie ni¿ ostrze¿enia.Zbudziliœmy wszystkich i wynieœli siê szybko.We wskazanym miejscu zastaliœmy pasterza, który wrêczy³ nam kilka habitów, mówi¹c:- Brat William, najwiêkszy grzesznik chrzeœcijañstwa, ma zostaæ popêdzony w ³añcuchach na miejsce sprawiedliwej kary.William z Roebruku winien jest obrzydliwego grzechu sodomii! Popatrzcie tylko na nikczemnego mnicha przywi¹zanego do tej lubie¿nej kobiety ze œwiñsk¹ g³ow¹ i do pomiotu jego lêdŸwi, œwiñskich dzieci!.IdŸcie ku pó³nocnym jeziorom i nie szczêdŸcie batów tej hañbie zakonu.A ludnoœæ wiosek niech go opluwa, ale tylko wiosek, bo miast powinniœcie unikaæ!- Nie jesteœ pasterzem - ofukn¹³em go.- Pace e bene! - œmiej¹c siê pozdrowi³ mnie minoryta i znikn¹³ ze swymi kozami w ciemnoœciach nocy.Pos³uchaliœmy jego rozkazu, rozstaliœmy siê z Larys¹ i jej kuglarzami.Po¿egnanie by³o rozdzieraj¹ce, Hamo je wszak¿e nieŸle starej oz³oci³, co œci¹gnê³o na nas deszcz b³ogos³awieñstw i zaklêæ szczêœcia.Nieporównanie obfitszy jednak grad batów spada³ odt¹d na mój grzbiet, i to za dnia, na oczach zdumionych wieœniaków zmierzaj¹cych na targ.Rolê kata wzi¹³ na siebie Robert o niedŸwiedziej sile, który nam towarzyszy³ i okaza³ siê wytrawnym przewodnikiem.Muszê przyznaæ, ¿e poprzednia misja du¿o bardziej mnie bawi³a.Batog Roberta wprawdzie tylko g³oœno trzaska³, co dzieciom kaza³o wyæ do wtóru, lecz plwanie, zepsute jaja i cuchn¹ce trzewia, którymi mnie we wsiach obrzucano, by³y przykr¹ rzeczywistoœci¹.Ci¹gnêliœmy wzd³u¿ jezior, góry piê³y siê coraz wy¿ej, bardziej oddalone dŸwiga³y ju¿ na szczytach czapy œniegu.I z nocy na noc robi³o siê zimniej.Do tego coraz rzadziej spotykaliœmy samotne zagrody, których mieszkañcy nie poœwiêcali nam prawie uwagi, ba, czasem nawet nosa z siana nie wystawiali.Jesieñ przechyli³a siê ku zimie.DONIOS£A W¥TPLIWOŒÆOtranto, zima 1245/46S³oñce w Otranto zachodzi³o teraz wczeœnie, lecz Laurencja nie mog³a siê jeszcze udaæ na spoczynek.A mia³a znowu mêcz¹cy dzieñ: czu³a wszystkie koœci i przeklina³a chwilê, kiedy po raz pierwszy da³a siê namówiæ Creanowi na przes³anie wiadomoœci za pomoc¹ zwierciad³a [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||