Index rozdzial 16 (69) 24 (69) 08 (69) 17 (69) 921 38 (5) 23 (38) 4 (38) Book 6, Chapter 5 lex polonica 5 kazimierz wierzynski |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Zmierzch się czynił luby, pachnący bowiem a chłodnawy, niebo wisiało jeszcze całe w bladym złocie zachodu, z pól niesły się strzykania koników i głosy przepiórek, a po rowach i bagnach sennie nukały żaby.Dziecińskie wrzawy, śpiewki, to poryki bydła, rżenia, beki, gęgoty i turkotania wozów trzęsły się nad wsią, zaś po drogach, nad stawem i kaj się kto z kim zetknął, rajcowano zawzięcie o wypadkach, to o tym, z czym chłopi powrócą od dziedzica.Mateusz wracający z tartaku nasłuchiwał tu i owdzie ale jeno spluwał, klął z cicha i wymijał rozgadane kumy, dopiero pyskujące przed Płoszkami tak go rozeźliły, że się już wstrzymać nie poredził i powiedział wzburzony:- Hanka nie miała prawa jej wyganiać, na swoim siedziała.Antkowa może za taką śtukę dobrze posiedzieć i zapłacić!Zakrzyczała go gruba, rozczerwieniona Płoszkowa:- Hanka grontu jej nie zapiera, wiadomo! Ale że Antek leda dzień wróci, to czego inszego się bojała! Hale, upilnuje to domowego złodzieja! A może miała patrzeć przez sitko, co?- I.grał, a trawy się dzierżał, wiecie! Gadacie, co wama ślina przyniesie, ale nie ze sprawiedliwości, a jeno przez czystą zazdrość!Jakby wraził kij między osy, tak się wszystkie rzuciły na niego.- A czegoż to mamy jej zazdrościć, co? Czego? Że latawica i tłuk, że ganiacie za nią kiej te psy, że każdy by do niej rad pod pierzynę, że wstyd i obraza boska przez nią idzie na całą wieś, co?- Może i tego wam żal, pies ta was wyrozumie! Pomietły juchy, strach im słońca.A bych była kiej Magda z karczmy i robiła co najgorsze, to byście jej przepuściły, ale że urodniejsza nad wszystkie, to każda by ją z osobna utopiła w łyżce wody.Rozjazgotały się nad nim, jaże musiał uciekać.- Żeby wam, psiekrwie, poodpadały jęzory! - klął i przechodząc mimo domu Dominikowej zajrzał w otwarte okna.W izbie się świeciło, Jagusi jednak dojrzeć nie mógł, a wejść się wagował, więc westchnął jeno, zawracając ku swojej chałupie, ale jakoś pokrótce natknął się na Weronkę, idącą do siostry.- Dopiero co byłam u was.Stacho drzewo obrobił i dół wykopał, można by rznąć, kiedy przyjdziecie?- Kiedy? A może na święty nigdy.Tak mi już wieś mierznie, że cheba prasnę wszystko o ziem i pójdę, kaj mnie oczy poniesą - zakrzyczał gniewnie i poleciał.- Dobrze go cosik ugryzło, kiej się tak bzdycy! - myślała zwracając się do Borynów.Hanka sprzątała już po kolacji, ale zaraz ją wzięła na bok, opowiadając wszystko, jak było.Weronka z rozmysłem pominęła Jagusiną sprawę, a tylko rzekła o Grzeli:- Kiej pomarł, to wam jego część przychodzi do działu.- Prawda, jeszczech o tym nie pomyślałam.- A z tym, co dziedzic musi dać za las, to po jakie półwłóczku wypadnie na każdego, troje was jeno! Mój Boże, bogatym to i cudza śmierć na profit się obraca - westchnęła żałośnie.- Co mi tam bogactwo! - broniła się Hanka, lecz skoro się porozchodzili spać, wzięła rachować po swojemu i skrycie się cieszyć.Zaś potem klękając do pacierzów szepnęła z rezygnacją:- A skoro już pomarł, to już taka była wola boska:- I szczerze westchnęła za jego duszę.Nazajutrz kole południa wszedł do izby Jambroży.- Kajżeście to chodzili? - spytała rozpalając ogień na kominie.- U Kozłów byłem, dziecko się im oparzyło na śmierć.Wołała mnie, ale tam już jeno trumny potrza i pochowku.- Któreż to?- A to mniejsze, co je na zwiesnę przywiezła z Warsiawy.Wpadło do grapy z ukropem i prawie się ugotowało.- Cosik nie wiedzie się jej z tymi znajdami.- A nie wiedzie.Nie traci ona na tym, dają na pochowek! Ale nie z tym do was przyszedłem.Podniesła na niego niespokojne oczy.- Wiecie, Dominikowa pojechała z Jagusią do sądu, pono skarżyć was będzie o wygnanie córki.- A niech skarży, co mi ta zrobi!- Były z rana u spowiedzi, a potem długo radziły z dobrodziejem, nie podsłuchiwałem juści, a mówię, co me jeno doszło piąte przez dziesiąte; tak się na was skarżyły, jaże proboszcz pięścią wygrażał.- Ksiądz, a wsadza nos w cudze sprawy! - wyrzekła porywczo, tak jednak zgryziona tą wiadomością, że cały dzień chodziła kiej błędna, pełna trwóg i najgorszych przypuszczeń.O samym mroku jakiś wóz przystanął przed opłotkami.Wyleciała z chałupy zestrachana i dygocąca, wójt siedział na bryce.- O Grzeli już wiecie! - zaczął.- No, nieszczęście i tyla! Ale mam la was i dobrą nowinę: oto dzisiaj abo najdalej jutro powróci Antek!- Nie zwodzicie mnie aby? - nie śmiała już zawierzyć.- Wójt wama mówi, to wierzcie! w urzędzie mi powiedzieli.- To i dobrze, kiej wraca, największa pora! - mówiła chłodno, jakby całkiem bez radości, a wójt pomedytował cosik i pomówił wielce przyjacielsko:- Źleście sobie poczęli z Jagusią! Już na was wniesła skargę, mogą was pokarać za samowolę i gwałt.Nie mieliście prawa jej ruchać, siedziała na swoim.Dopiero to będzie, jak Antek wróci, a was wsadzą! Z czystego przyjacielstwa wam radzę, załagódźcie tę sprawę! Zrobię, co jeno będę mógł, aby skargę odebrały ze sądu, ale krzywdę musicie sami odrobić.Hanka wyprostowała się i rzekła prosto z mostu:- Kogóż to bronicie, pokrzywdzonej czy swojej kochanicy?Sypnął koniom takie baty, jaże z miejsca poniesły! [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||