Index Zelazny Roger Amber 08 Znak Chaosu rozdzial 08 (15) rozdzial 08 (191) rozdzial 08 (58) rozdzial 08 (19) rozdzial 08 (52) rozdzial 08 (222) rozdzial 08 (237) rozdzial 08 (203) 25 (154) |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] . I znów, co robić, wyrwało mi się.Ze zdumieniem słuchałemtych słów, jak padają z moich ust: - Wiesz, Rachelo; dobrze by było, gdybyśmysię mogli pobrać. Spojrzała na mnie z uczuciem i niejakim zaskoczeniem.- Czyto oświadczyny? Bardzo uważałem na gramatykę.- To było zdanie warunkowe,kochanie.Powiedziałem: "gdybyśmy się mogli pobrać". - Zrozumiałam to.Teraz powiedz mi, czy chcesz, aby twojeżyczenie się spełniło. - Nie.piekło, tak! Alę najpierw życzyłbym sobie miećprawo, by cię o to prosić.Autorzy romansów nie znajdują się w zbytnio solidnympołożeniu finansowym, wiesz o tym.A ty przyzwyczajona jesteś do takichwarunków. - Za te warunki - przerwała mi - płacę z majątkupozostawionego mi przez ojca.Po ślubie to nie przepadnie: - Ale to twój majątek, najdroższa.Bywałem głodny, alenigdy nie stawałem się pasożytem. - Nie będziesz pasożytem - przemówiła łagodnie, a ja zdałemsobie sprawę, że i ona dobrze uważa na gramatykę.Jednak musiałem okazać silnąwolę.- Rachelo - powiedziałem - mój wydawca powinien się wkrótce ze mnąskontaktować.Jeśli przyjmie ten mój nowy romans naukowy.Jeśli będzie siędobrze sprzedawał. - Tak? - ponagliła mnie. - No to może wtedy będę mógł cię poprosić.Ale teraz tegonie wiem.Marcus pewnie już dostał przesyłkę, lecz chyba jeszcze nie przeczytał.I dopiero później poznam jego decyzję.A przy tym całym zamieszaniu zOlimpijczykami to może trwać całe tygodnie. - Już - powiedziała Rachela kładąc mi palec na ustach - t yzadzwoń do niego. Wszystkie linie były zajęte bez przerwy, ale jakoś sięprzebiłem.I ponieważ była już pora poobiednia, Marcusa zastałem w biurze.Cowięcej, był całkowicie trzeźwy.- Jul, ty draniu zawrzeszczał, naprawdę wściekły- gdzie się podziewałeś? Powinienem kazać cię wychłostać. Nie wspominał jednak nic o edylach.- Czy przeczytałeś jużPodróż do świata chrześcijańskiego? - zapytałem. - Podróż? Och, tamto.Nie, nawet na to nie spojrzałem.Oczywiście, że to kupię, ale teraz chodzi mi o Oślą Olimpiadę.Cenzorzy nie będąjuż tego wstrzymywać, rozumiesz.Prawdę mówiąc, będziesz musiał to teraz trochęprzerobić, dodać temu Olimpijczykowi trochę głupoty, trochę złego charakteru.Tobędzie wielka rzecz, Jul! Myślę, że wyjdzie z tego nawet audycja.Kiedy, możesztu być i się do tego zabrać? - No.Myślę, że wkrótce, ale jeszcze nie sprawdziłemrozkładu poduszkowców., - A tam, z poduszkowcami! Wracasz tu zaraz samolotempokryjemy rachunek.A przy okazji: podwoiliśmy ci zaliczkę.Pieniądze będą natwoim rachunku dziś po południu. A dziesięć minut później, gdy już bezwarunkowo oświadczyłemsię Racheli, ona szybko i równie bezwarunkowo przyjęła moje oświadczyny; i choćlot do Londynu trwa dziewięć godzin, cały czas w samolocie byłem uśmiechnięty.Jak to jest, gdy się wygrywa los na loterii Praca pisarzy daje pewien rodzajswobody.Może nie w kwestii finansowej, ale za to w wielu innych aspektach.Nietrzeba co dzień chodzić do biura, a poza rym jak to miło, gdy siedzisz wpoduszkowcu czy pociągu i widzisz, jak zupełnie obcy człowiek czyta twoje własnesłowa.Natomiast gdy stajesz się autorem potencjalnej rewelacji, sprawyprzybierają całkowicie inny obrót.Marcus umieścił mnie w gospodzie sąsiadującejz biurami wydawnictwa, i sterczał tam nade mną, podczas gdy ja przeistaczałemswego wymyślonego Olimpijczyka w najbardziej tępego, nieudolnego, obrzydliwegotypa, jakiego widział Wszechświat.Im bardziej pogardliwie komiczny stawał sięOlimpijczyk, tym więcej podobał się on Marcusowi.Tak samo wszystkim pozostałympracownikom wydawnictwa; podobnie kierownikom filii wydawnictwa w Kijowie,Manahattanie, Kalkucie i jeszcze paru miastach na całym świecie; Marcuspoinformował mnie z dumą, że moja książka ukazuje się jednocześnie w tychwszystkich miejscach.- Będziemy z tym pierwsi na świecie, Jul! - entuzjazmowałsię.- To kopalnia złota! Pieniądze? Jasne, że dam ci więcej pieniędzy; jesteśna fali.- Oczywiście stacje telewizyjne były też zainteresowane; do tegostopnia, że podpisały umowy nawet jeszcze przed zakończeniem poprawek.Równienapalone były gazety, które wysyłały do mnie dziennikarzy każdej minuty, którąmiałem wolną od poprawek, korekty, pozowania do fotografii na obwolutę iumawiania się na spotkania autorskie; w sumie nie było nawet okazji swobodnieodetchnąć, dopóki nie znalazłem się znowu na pokładzie samolotu, tym razem wdrodze do Aleksandrii i do mojej narzeczonej. Sam spotkał mnie na lotnisku.Wyglądał na starszego ibardziej zmęczonego, a przy tym zrezygnowanego.Kiedy jechaliśmy do domuRacheli, gdzie goście weselni zaczęli się już gromadzić, próbowałem gorozweselić.Ja miałem w sobie wiele radości; chciałem się nią podzielić.Powiedziałem więc na próbę: Przynajmniej będziesz teraz mógł wrócić do swejprawdziwej pracy. Popatrzył na mnie dziwnie.- Do pisania romansów naukowych?- zapytał. - Nie, oczywiście, że nie! To robota dla mnie, ale typrzecież masz swoją sondę międzygwiezdną; a więc roboty ci wystarczy.- Jul -powiedział smutno - gdzieś ty się podziewał? Nie znasz ostatniego komunikatuOlimpijczyków? - Oczywiście, że znam - odrzekłem urażony [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||