Index Dodziuk Anna Psychologia podręczna Częć III Pokochać (12) Pod redakcjš Charlesa E. Skinnera Psychologia wychowawcza (12) Kurcz Ida Pamięć, uczenie się, język (12) Pod redakcjš Andrzeja Lewickiego Psychologia kliniczna (12) George Orwell Folwark zwierzęcy (12) Frankl Viktor E. Psychoterapia dla każdego (12) Przenicowany swiat Pierre Barbet O Czym Marza Psyborgi Nastanie nocy (10) Saylor Steven Ramiona Nemezis |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- Talley wykonał kolejny nieskoordynowany ruch ręką -ja nie znam tego miejsca.Potrzebuję pomocy.Czasami nawet nie wiem, jak się wto wplątałem.A wy wiecie? Czy ja wiedziałem? Dziwaczne kojarzenie informacji.Damon spoglądał na niegoniespokojnie, obawiając się przez chwilę, że Talley wpada w jakiś nietypowyrodzaj histerii; nie bardzo wiedziałby, jak się zachować wobec niego wpublicznym miejscu, gdyby istotnie tak było. - Dysponuję protokołami - odpowiedział na pytanie Talleya.-Zawarta jest w nich cała moja wiedza o tej sprawie. - Czy jestem waszym wrogiem? - Ja cię za takiego nie uważam. - Pamiętam Cyteen. - Masz skojarzenia, za którymi nie nadążam, Josh. Usta mu drżały. - Ja też za nimi nie nadążam. - Powiedziałeś, że potrzebujesz pomocy.Dlaczego, Josh? - Tutaj.Na stacji.Nie przestaniesz przychodzić do. - Chodzi ci o odwiedziny? Nie będziesz już w szpitalu.Nagleuzmysłowił sobie sens swoich słów.Przecież Talley to wiedział.- Chodzi ci oto, że załatwię ci pracę i pozostawię samemu sobie? Nie.Skontaktuję się z tobąw przyszłym tygodniu, zaufaj mi. - Chciałam zasugerować - wtrąciła łagodnie Elena - żebyś wydałJoshowi zezwolenie na dostęp do komputera, a wtedy będzie mógł telefonowaćbezpośrednio do naszego mieszkania.Kłopoty nie trzymają się godzin urzędowaniai jedno albo drugie z nas będzie mogło zaradzić pewnym sytuacjom.Jesteśmytwoimi prawnymi opiekunami.Jeśli nie będziesz mógł złapać Damom, dzwoń domojego biura. Talley skinął głową.Przesuwające się ekrany nie ustawały wprzyprawiającej o zawrót głowy wędrówce.Przez długi czas prawie się nieodzywali, wsłuchani w muzykę.Zamówili następną kolejkę. - Byłoby nam miło - powiedziała w końcu Elena - gdybyś wpadł donas na obiad pod koniec tygodnia.skosztujesz mojej kuchni.Pogramy w karty.Chyba grywasz w karty. Oczy Talleya przesunęły się znacząco na Damona, jakby pytał goo pozwolenie. - To dawno ustanowiony u nas zwyczaj karcianych nocy powiedziałDamon.- Raz w miesiącu zmiany mojego brata i jego żony przecinały się znaszymi.W dzień przestępny.przeniesiono ich na Podspodzie ze względu nakryzys.Josh umie grać - zwrócił się do Eleny. - Dobrze. - Nienadzwyczajnie - powiedział Talley. - Nie będziemy grali na pieniądze - uspokoiła go Elena. - Przyjdę. - Świetnie - powiedziała. W chwilę później powieki Josha opadły do połowy oczu.Sporywysiłek i po chwili doszedł do siebie.Wychodziło z niego całe napięcie. - Josh - powiedział Damon - czy zdołasz stąd wyjść? - Nie jestem pewien - odparł z cierpieniem w głosie.Damonwstał, Elena uczyniła to samo; Talley odepchnął się bardzo ostrożnie od stołu isłaniając się na nogach ruszył niepewnie przed siebie ubezpieczany przez nich zobu stron.To chyba nie te dwa słabe drinki, pomyślał Damom raczej już ekrany iwyczerpanie.Talley odzyskał poczucie równowagi, gdy znaleźli się w korytarzu izdawał się oddychać pełną piersią, sycąc się panującą tu jasnością istabilnością.Trójka Dołowców przyglądała im się spoza masek okrągłymi oczyma. Odprowadzili go we dwójkę do windy, zjechali z nim doczerwonego i odstawili z powrotem do biurka dyżurnego za szklanymi drzwiami.Mieli już dzień przestępny i strażnikiem na służbie był jeden z Mullerów. - Dopilnuj, żeby doszedł do siebie - poprosił go Damon. Minąwszy biurko strażnika Talley przystanął, obejrzał się nanich z dziwnym wyrazem oczu i patrzył tak, dopóki strażnik nie wrócił i niepoprowadził go korytarzem. Damon objął Elenę ramieniem i ruszyli do domu. - Dobrze, że go zaprosiłaś - powiedział. - Jest jakiś zagubiony - odparła Elena - ale kto by nie był najego miejscu? - Wyszła za nim przez drzwi na korytarz.Szli trzymając się zaręce.- Wojna przynosi straszne skutki - powiedziała.- Gdyby któryś z Quenówprzeżył Marinera.byłoby z nimi tak samo, tylko jak w lustrze, prawda?.Awięc Boże miej nas w opiece, miej w swej opiece jego.On równie dobrze mógłbybyć jednym z naszych. Wypiła chyba więcej niż on.zawsze pod wpływem alkoholuwpadała w ponury nastrój.Pomyślał o dziecku; ale to nie była odpowiednia chwilana prawienie jej morałów.Uścisnął jej rękę, pogładził po włosach i skierowalisię w stronę domu.następny [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||