Index
Zelazny Roger Amber 09 Rycerz Cieni
elektronika praktyczna 09 1997
rozdzial 09 (214)
rozdzial 09 (204)
rozdzial 09 (16)
rozdzial 09 (138)
rozdzial 09 (167)
rozdzial 09 (250)
Jeschke Wolfgang Ostatni dzien stworzenia (2)
Bogdanowicz Marta O dysleksji czyli specyficznych trudnoÂściach w czytaniu i pisaniu (2)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • autonaprawa.keep.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .   - Swoisty mechanizm wytwarzający energię elektryczną albo,jak mawiali starożytni, elektrownia stwierdził Romero.   - Elektrownia, tak - zauważył Gracjusz - ale niemechaniczna.To jest żywy organizm.Przypomina mi naszą broń biologiczną, tyleże nie jest to gigantyczna kolonia bakterii jak u nas, lecz bez wątpienia istotarozumna.   Na wszelki wypadek poleciłem wzmocnić pola ochronne,chociaż nie sądziłem, aby to było potrzebne.Odniosłem nagle wrażenie, żejesteśmy przez kogoś życzliwie obserwowani.Oan utrzymywał, że Ojciec Akumulatorśledzi każdy nasz ruch, słyszy każde słowo, odbiera każdą myśl.Być może miałrację.   - Ojciec was nie zabija! - wykrzyknął zdumiony Aran, gdyIrena pobrała do analizy próbkę substancji jeziora.   - Niech by tylko spróbował! - mruknąłem.Postaraj sięnawiązać z nim kontakt - zwróciłem się do Ireny, a Oana zapytałem: - Ile latliczy sobie to stworzenie?   Pająkokształtny na temat wieku jeziora nie potrafiłpowiedzieć niczego konkretnego.Wiedział jedynie, że było już, kiedy na planeciepojawili się Aranowie.Ojciec stworzył życie, kiedy samotność zbytnio mu jużdokuczyła.Stworzył najpierw Matkę, a potem już oboje dali życie roślinom iAranom.Drapieżny ocean też jest tworem Ojca.   - Ocean jest zapewne odpadem produkcyjnym tej żywejelektrowni - zauważył Romero.- Elektrowni zaopatrującej w energetyczny pokarmwszystkich mieszkańców tej planety.   - Musimy zatem zdecydować - zakonkludowałem - czyzniszczymy Ojca jako twór torturujący Aranów, czy też zachowamy go przy życiu.Wpierwszym wypadku musimy zbudować na Aranii automatyczną elektrownię, żeby jejmieszkańcy nie pomarli z głodu, w drugim zaś trzeba się zastanowić nad sposobamiokresowego rozładowywania przesyconego energią Ojca bez udziału nieokiełznanejMatki.   - Zniszczenie jest równoznaczne z morderstwem - powiedziałpospiesznie Galakt.   - Co zaś do groźnej Matki - wtrącił Romero to jej funkcjasprowadza się jedynie do likwidowania nadmiaru elektryczności.Oanie, czy ktoświdział Matkę Błyskawic?   - Jej nie można zobaczyć, gdyż istnieje tylko w zrodzonychprzez siebie burzach.   - Inaczej mówiąc jest po prostu naturalnym wyładowaniemnadmiaru energii - stwierdziłem.- W porządku, Oanie.Nikt już więcej na tejplanecie nie usłyszy o groźnej Matce, bo jej funkcje przejmie odbudowany szafot.   Opuściliśmy grotę.Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, żeOjciec Akumulator uśmiechnął się do nas na pożegnanie.Brzmi to dziwnie wodniesieniu do rozpłomienionego błyskawicami jeziora, ale.Poza tym kontaktunie było: Ojciec Akumulator nie reagował na sygnały, którymi zarzucała go Irena.   Po wyjściu na powierzchnię wezwałem mechaników z"Koziorożca", którzy w ciągu niespełna dwóch godzin przekonstruowali szafot wten sposób, aby nadmiar energii wyładowywał się automatycznie na iskrownikach.Wystraszeni Aranowie poukrywali się w jaskiniach i nie przeszkadzali im w pracy.   - Admirale, znalazłem sposób na to, aby pająkokształtni niezniszczyli naszego iskrownika! - pochwalił się Ellon.- Odchyliłem jego ostrza wten sposób, aby przy każdym wyładowaniu tryskał w niebo płomienisty słup, którymusi przerazić każdego Arana.   - I położyłeś w ten sposób podwaliny nowej religii, Ellonie- zakonkludowałem ze smutkiem.- Minie teraz niejeden wiek, zanim jakiś genialnypająk zrozumie, że iskrownik nie jest istotą nadprzyrodzoną, lecz prymitywnymurządzeniem technicznym.A przecież ich przodkowie budowali gwiazdoloty! Aletrudno, to jest mniejsze zło niż ofiarny stos.Zresztą nie przestaje mnie dziwićprzenikliwość fanatycznych przyspieszaczy, którzy tak celnie odgadli przyczyny"gniewu Ojca" i skuteczność, z jaką im zapobiegali.Żeby jednak nie zapragnęlipowrócić do starych metod, na wszelki wypadek zainstalujemy wokół "szafotu"barierę ze słabego pola ochronnego, żeby nikt nie mógł się nawet zbliżyć doniego.   Przed zachodem Trzech Mglistych Słońc głuchy grzmotobwieścił, że likwidacji nadmiaru energii nie muszą towarzyszyć okrutneegzekucje lub niszczycielskie burze.Ponad szczyty wzgórz wzniósł się słupkrwawych płomieni.   Dziwnie nieśmiałym krokiem zbliżył się do mnie Oan:   - Opuszczacie nas, Eli? - zapytał.- Uratowaliście mnie istaliście się dobroczyńcami całego naszego narodu.Będzie mi bez was źle,admirale.   Popatrzyłem na niego bez słowa.Tkwiła w nim jakaś zagadka.Zagadka tkwiła w całym narodzie Aranów.Nie potrafiłem zapomnieć, że przodkowietych ciemnych, fanatycznych, zabobonnych istot stworzyli potężną cywilizacjękosmiczną, która oto zniknęła bez śladu.Tego nie można było złożyć na karbdegradacji spowodowanej niesprzyjającymi warunkami, bo degradacji w potocznymtego słowa znaczeniu nie było, czego najlepszym dowodem stał się dla mnie samOan.Był taki sam jak wszyscy Aranowie i pod wieloma względami nas przewyższał!Czyż nie znaleźliśmy go na pokładzie statku posuwającego się pod prąd czasu?Czyż nie czytał z zadziwiającą swobodą każdej naszej myśli? Czyż istniała dlaniego bariera językowa, nie do pokonania dla nas bez skomplikowanych urządzeńtechnicznych? Posiadał jeszcze wiele innych cech stawiających go ponad nami!   - Oanie - powiedziałem wreszcie.- Potrafisz pilotowaćgwiazdoloty.Wiesz o naturze zakrzywionego czasu więcej niż my.A twoi braciaAranowie są ciemnymi fanatykami.Skąd czerpiesz swoją wiedzę? Dlaczego różniszsię od innych?   - O nie, admirale - odparł Aran z rozbrajającą szczerością.- Takich, którzy w zalewie dzisiejszej ciemnoty zachowali starożytną wiedzę jestwśród nas jeszcze wielu.Gdybyście pozostali na planecie, poznalibyściewiększość z nich.   Niestety, nie mogliśmy sobie na to pozwolić.   - Weźcie mnie z sobą - poprosił Oan, gdy mu topowiedziałem.- Wiele wiem o paradoksach czasu.Nasi przodkowie badali linietemporalne w gromadach gwiezdnych i dobrze je poznali.Nie potrafiliśmywykorzystać tej wiedzy, ale nic z niej nie uroniliśmy.Wam ta wiedza się przyda.   - A twoi przyjaciele, Oanie? Czy nie będzie im ciebiebrakować?   - To jest również prośba moich przyjaciół, którzy poradzilimi przyłączyć się do was.   - Wsiadaj do planetolotu; Oanie - powiedziałem niemal bezzastanowienia.- Polecisz ze mną na "Koziorożcu" [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.