Index
Zelazny Roger Amber 09 Rycerz Cieni
elektronika praktyczna 09 1997
rozdzial 09 (214)
rozdzial 09 (204)
rozdzial 09 (16)
rozdzial 09 (138)
rozdzial 09 (167)
rozdzial 09 (250)
rozdzial 12 (52)
Testament matarese'a
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lily-lou.xlx.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Ja milczę.Znam jedno mądre słowo, o którym Wacek nic nie wiedział.Słowo : Hart sei!Byłby mię zabił wzrokiem, gdybym mówiła, że życie trzeba kochać nade wszystko.26 marca.Często teraz wcale nie wiem, co jest dobre, a co złe.Zdaje się, że nic "złego" nie robię, ale też żadnej nie mam pewności, że takie sprawowanie ma jakąkolwiek wartość.Chwilami wydaje mi się, że "dobrym" uczynkiem byłoby właśnie wręcz coś innego.Rozumieć rozumiem wszystko tak samo jak przedtem, tylko żadne już pewniki nie mogą mną władać.27 marca.Na cóż się zda cierpienie?Czy można wierzyć, że taka męka jest zwyczajną, ordynarną koniecznością? Czyją? Gdy długie dnie są tym wypełnione, staje się ono dla umysłu niepojętą zagadką, tajemnicą udręczającą, której znaczenie, nad wyraz doniosłe, ukryte a władcze, jak ptak mistyczny krąży nad głową.Czarny, złowieszczy kruk niedoli!29 marca.Miałam długą chwilę wmyślenia się w jakiś krajobraz.Kępy błotniste, ledwo pokryte śniegiem.Jest mi bardzo niemiło.2 kwietnia.Nie wiem, co mi jest.Jakieś uczucie ze wszystkich najsilniejsze i najbardziej przejmujące smutkiem.Tęsknota.Smutek, któremu brak wszelkiego przedmiotu, celu i myśli.Ach, nie - jest tej myśli jakaś nędzna, uciekająca, bezradna drobina.Taki błędny okruch mieści w sobie tylko przeświadczenie, że to, co mię o smutek przyprawia, jest najważniejszą, najcenniejszą, jedyną wartościową sprawą.Dziwna rzecz: za pomocą tego małego atomu odgaduje się prawdziwą treść życia, ,widzi przestwory, światy rozległe i dalekie, o których nic nie wie codzienny, zdrowy rozum.Tęsknota, tęsknota.Uczucie najbardziej niewypowiedziane, stan próżny wszelakiej ulgi, ucisk serca ciągły i jednostajny.A przecie on sam w sobie jest upragniony, bo daje jakby lękliwe pożądanie ujrzenia znowu onej niedoli.Oziębłość zimowa, którą przeżyłam - nie był to stan dobry.Teraz zaczynam pamiętać każde z tych zimnych uczuć, niby jakieś narzędzia z żelaza, które rozdzierają.Dawno już temu, z osiem lat może, szliśmy pewnego razu z Henrykiem przez nasz gaj brzozowy.On miał w kieszeni rewolwer.Chcąc się pochlubić przede mną, wyjął tę broń, wycelował i strzelił.Kula przebiła na wskroś młodą brzozę.Z tego miejsca trysnęła struga soku i uchodziła tak długo, tak długo, aż nie mogąc znieść, uciekłam z lasu.Gdym była na jego skraju i odwróciłam głowę, widać było jeszcze strugę sączącą się po białej korze.Słońce w niej przeglądało się i iskrzyło tak samo, jak się przegląda w nędznej kałuży na drodze, po której brodzą cielęta.3 kwietnia.Już sama nie wiem, czego chcę.Tęsknię, a raczej usycham z tęsknoty.Chciałabym pójść, uciec.Jestem jak człowiek bardzo chory, który sam nie wie, co go najwięcej boli.Źle mu jest, a poruszyć się nie ma siły.Gdyby zresztą zdołał, to i zmiana położenia szkodę mu przynieść może.5 kwietnia.Zdaje mi się, że gdybym mogła usłyszeć trochę dobrej muzyki, może bym była tak samo nieszczęśliwa, ale mniej bezradna.Łzy silniejsze są niż wola.Dlatego cierpię i nic w sobie zmienić nie umiem.Wszystko pozostaje tak, jak było, te same cele, te same obowiązki.Rozumiem to i wciąż jestem bez sił.Nie mogę się uskarżać na brak postanowień.Jest ich tyle w mych ustach! Brak tylko jakiejś małej, drobnej rzeczy.6 kwietnia.Wstaję rano, idę na lekcje, odbywam wszystko jak się patrzy - i śmieję się z tego wszystkiego.Jest to tyle warte, co wiatr karmić.Do niczego nie mam ochoty.Sama siebie pytam, czego mi się chcieć może i ciągle, nie mówiąc sobie tego, stwierdzam, że pragnęłabym jednej tylko rzeczy: nie być.Ta myśl wysuwa się bez żadnych przejść od minionego usposobienia, łzy płyną i w nich jest to życzenie.7 kwietnia.Z Antosią L.przechodzę teraz literaturę.grecką.Sama umiem z niej (z literatury greckiej) tyle, com zasłyszała od Wacka.Czytałam wszakże onego czasu wszystko, co on przechodził, a nawet greczyny samej sporo wchłonęłam.Obecnie czytamy tragedie Eschylosa, Sofoklesa, Eurypidesa, w przekładzie Z.Węcewskiego i K.Kaszewskiego.Któż by pomyślał, że w kartach tych utworów można swój ból spotkać: że już wówczas były siostry, którym zabraniano chować w ziemi braci.Moja uczennica czytała równym głosem Eschylosa Siedmiu przeciw Tebom.I oto, co tam mówi Antygona:Przemożne są krwi związki, która mię jednoczyPo rodzicielce biednej i niebogim ojcu!Więc znoś cierpliwie krzywdę, serce me, na którąOn zżymał się, i poświęć życie dla zgasłegoZ siostrzanej tej miłości.Ciała jego wilcyŻarłoczni nie rozszarpią.To się nie pokaże!Bo grób wykopię własną ręką i ostatniąPosługę, cioć niewiasta, oddam sama jemu.Wyniosę go w buchastej szacie tej płóciennejI sama go pochowam.Nikt mnie nie powstrzyma!Skuteczny ten wynajdzie sposób, kto odważny.:Szalona dziewczyna! Nie, nie! Precz z takimi wzorami! Ja jestem rozsądna, mój ideał - to posłuszna Ismena, szanująca rozkazy Kreonowe.Ja nie pójdę kopać grobu dla Polinejkesa.11 kwietnia.Święto Nigdzie dzisiaj nie wyjdę.Tak jestem rozbita i tak mi źle, jakbym siedziała w ciemnym i dusznym lochu.W ciągu ostatnich dni napada mnie płacz.Gdy na lekcji nie mogę beczeć, duszę ten płacz w sobie i dźwigam go z miejsca na miejsce.W święto, gdy Guépe wyjdzie i nikt mnie nie widzi, całymi godzinami pozwalam sobie na tę niekosztowną rozrywkę.20 kwietnia.Szłam dziś z lekcji niezwykłą drogą: Alejami Jerozolimskimi: Było ciepło i jakoś bardzo widno w powietrzu.Daleko, za Wisłą, ciągnęły się przed oczyma lasy niebieskie.I oto bez żadnej racji serce zaczęło znowu trząść się i trwożyć we mnie jak biedne, głupie dziecko.Uciekam od płaczu, bo jeśli tylko w dzień szlocham, w nocy nie śpię na pewno, a potem zaraz idą koleją straszne zmory, jedna za drugą.Och, widma nocne! Powinnam była wyrwać zaraz oczy z tej przestrzeni, ale nie mogłam.W żaden żywy sposób!Pójdę już z tego miasta! Nie chcę! Wydrę się ze siebie samej, z moich myśli, postanowień, prac, obowiązków, ze wszystkiego!Ziemio, nigdy przez człowieka nie zasiewana!Szczery, pusty, bezpłodny gruncie!Wysokie, szumiące swobodne drzewa leśne!Tamtędy idzie w nasze strony kolej nadwiślańska.Nic nie zdoła oddać porywu radości, jaki się mieści w tym głupim pewniku.Gdyby tylko do czerwca przewlec duszę.:Tam ją obmyję w śnieżnych wodach mojej dziedziny.13 maja.Ciepły, jasny wieczór.Na kamieniach mojego podwórza ścielą się łudzące, srebrnoszare figury miesięczne w deseń czarodziejski.Stary, brudny, splugawiony zaułek jest jakiś inny, niepodobny do siebie, jakby i on marzył.W tej nocy nawet ubodzy nędzarze dźwigają się i kierują oczy ku jasnym gwiazdom, które im przypominają dawno wygasłe uczucia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.