Index
Foster Alan Dean Tran ky ky 02 Misja do Moulokinu
Miller Steve Lee Sharon Wszechswiat Liaden 02 Agent
Chalker Jack L Swiaty Rombu 02 Cerber Wilk w owczarni
Foster Alan Dean Przekleci 02 Krzywe zwierciadlo
Największa Tajemnica Ludzkoœci (tom I) cz. 02
J.R.R. Tolkien 02 The Two Towers
czesc 02 rozdzial 03 (3)
Robinson Kim Stanley Czerwony Mars
Nienacki Zbigniew Pan Samochodzik i skarb Atanaryka
Issac Asimov Fundacja (4)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp26.opx.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Nieobawiaj się, Olgo.Nikt nas na razie nie atakuje.   Znacznie uważniej niż w Złotą wpatrywałem się w dwieplanety wewnętrzne.Znałem je.Obrazy tych globów Andre rozszyfrował wprzedśmiertnych widzeniach głowo­okiego.Smętna metalowa równina, metalowegóry i meta­lowe konstrukcje podobne do budynków.Gdzieś tam, na martwychołowianych polach, w głębi ołowianych gór cierpią więźniowie.Może nawet Andrejest wśród nich.   - Automaty zarejestrowały wszystko,co można dojrzeć.Pora zawracać - powiedział Leonid.   Uruchomił wsteczny ciąg anihilatorów.Przez chwilęwisieliśmy nieruchomo, pokonując siły zasysające nas ku Złotej, gdyż właśnie naniej znajdowały się urządzenia ni­szczące przestrzeń, a później wyrwaliśmysię z przepaści, w którą chciano nas zepchnąć.Leonid nieustannie zwięk­szałprędkość i wkrótce mieliśmy tysiąc jednostek świet­lnych.Olga zwróciła muuwagę, że wśród gęsto rozsianych gwiazd takie tempo jest niebezpieczne.   Leonid odwarknął:    - Odnajbliższej gwiazdy dzielą nas miesiące świetlne.Trzeba uciekać jak najdalej odtych metalowych gwiazd i w ogóle z tego skupiska!    -Jeszcze niedawno rwałeś się tu ze wszystkich sił - przypomniała Olga.- Wreszciezrozumiałeś, że nie je­steśmy przygotowani do podróży po tym niebezpiecznymrejonie.A jak ty uważasz, Eli?    Pomyślałem, żenadzieja na łatwe znalezienie An­dre w gwiezdnym legowisku naszych wrogówbyła co naj­mniej naiwna.On oczywiście żyje, bo porwano go nie po to, abyod razu zabić, ale może znajdować się na każdej z tysięcy planet i nie wiadomona której.Jeden gwiazdolot nie zdoła walczyć ze wszystkimi planetami naraz, niezdo­ła nawet dotrzeć do każdej z nich!    - Głosujęza powrotem - rzekłem.   - Zapytajmy o zdanie załogę, apotem pomyślimy, jaką drogą uciekać - powiedziała Olga.- Według mnie najlepszymwyjściem jest rejon Groźnej, za którą rozpoś­ciera się pusty kosmos, skądprzybyliśmy.   W czasie, kiedy MUK ankietował członkówzałogi, oddalaliśmy się od metalowych planet.Z przodu pojawiła się nowa grupkagwiazd, na której też nas chyba oczeki­wano, bo kurs statku zaczął sięodchylać w tamtą stronę.Załoga poparła decyzję Olgi.Leonid poweselał izawrócił w kierunku Groźnej.   - Tak szybko przemkniemyobok tej paskudnej planety, że Zływrogi nawet nie zdążą mrugnąć swymigło­wooczami - powiedział z zapałem.- Zamierzam pobić teraz wszystkiewłasne rekordy prędkości    Natychmiast przystąpił dospełniania swego zamia ru.Anihilatory napędowe ruszyły jeden za drugim.„Pożeracz Przestrzeni" jeszcze nigdy nie pochłaniał jej tak gwał­townie.Zanami ciągnął się szeroki woal mgławicy gazo­wo-pyłowej.Paralaksometrywykazywały prędkość trzech, a potem czterech i pięciu tysięcy jednostekświe­tlnych - Leonid dotrzymywał słowa.Groźna, teraz już ogromna,połyskiwała z lewej.Przeskakiwaliśmy obok niej z rekordową szybkością sześciutysięcy jednostek świetlnych.Zaschło mi w gardle, serce głośno biło.Nawetopanowany zwykle Osima wykrzykiwał coś w podniece­niu.Tylko Olga wmilczeniu wpatrywała się w nadlatującą na nas z boku Groźną.   Zwyciężaliśmy, to było oczywiste! Kąt kursowy wstosunku do Groźnej powiększał się, gwiazda oddalała się w bok.Już byłem gotówkrzyczeć „Hura!", gdy MUK za­wiadomił o gwałtownie narastającej krzywiźnie.Z każdą chwilą zakrzywienie się zwiększało.Statek nadal unice­stwiałmiliony kilometrów sześciennych pustki, zamienia­jąc ją na pyły i gaz, alewszystko to odbywało się wew­nątrz niepojętej dla nas metryki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.