Index Foster Alan Dean Tran ky ky 01 Lodowy Kliper Chalker Jack L Swiaty Rombu 01 Lilith Waz w trawie Zelazny Roger Amber 01 Dziewieciu Ksiazat Amberu abc.com.pl 9 Klin Przetacznik Gierowska Maria, Włodarski Ziemowit Psychologia wychowania Nastanie nocy (12) Eddings Dav Cornwell Patricia Post Mortem ENTER.1996 2001 |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Jakiś stary wariat lata jak oparzony, klnie, trzaskadrzwiami.To ci dopiero zakład pogrzebowy.Ale kiedy myślałem o tym później,musiałem przyznać, że nawet mi się to podoba.Przynajmniej żadnego fałszu,żadnego zadęcia. Lucente był krepy i żylasty.Jego twarz miała odcień brunatnegotytoniu, a białe włosy ostrzyżone były na jeża tuż przy skórze.Prostota isurowość.Oczy miał ołowianoszare i nabiegłe krwią.Uznałem, że musi być posiedemdziesiątce, a nawet po osiemdziesiątce, ale wyglądał silnie i dziarsko.Ponieważ się nie odzywałem, zaczął okazywać irytację.Usiadł za biurkiem. - Nie siądzie pan? Usiadłem i przez chwilę przyglądaliśmy się sobie nawzajem.Lucente zaplótł pałce pośrodku blatu biurka i kiwał głową, bardziej do siebieniż do mnie.Obserwowałem jego oczy, myśląc, że są za małe, żeby pomieścić całeżycie, które się za nimi kryło. - No więc, słucham pana, czym mogę służyć? Wysunął szufladę biurka i wyjął z niej podłużny, żółty notes iżółty długopis firmy Bic z czarną skuwką. - Niczym, panie Lucente.To jest, nikt mi nie umarł.Chciałemtylko panu, jeżeli można, zadać kilka pytań.Na temat kogoś, kto kiedyś u panapracował. Zdjął skuwkę z długopisu i począł nonszalancko rysowaćzachodzące na siebie kółka w górze kartki notesu. - Pytań? Chce pan pytać o kogoś; kto u mnie pracował? Wyprostowałem się na krześle, nie wiedząc, co zrobić z rękami. - Tak, widzi pan, stwierdziliśmy, że przed laty pracował tu upana człowiek nazwiskiem Martin Frank.Około roku 1939 mniej więcej.Wiem, że todawno, ale ciekaw byłem, czy go pan jeszcze pamięta albo cokolwiek w związku znim.Gdyby to miało panu pomóc, to wkrótce po odejściu stąd człowiek ten zmieniłnazwisko na Marshall France i został później sławnym pisarzem. Lucente przestał rysować kółka.Teraz postukiwał długopisem onotes.Tylko raz spojrzał na mnie, kompletnie bez wyrazu, a na koniec odwróciłsię nie wstając z krzesła i wrzasnął przez ramie: - Hej tam, Violetta! Ponieważ nie doczekał się odpowiedzi, skrzywił się, rzuciłdługopis na biurko i wstał. - Moja żona tak się zestarzała, że nawet nie słyszy jak wodaleci z kranu.Co drugi raz muszę za nią dokręcać.Pan poczeka. Szurając nogami, skierował się do drzwi i dopiero wtedyzauważyłem, że ma na nogach sztruksowe kapcie koloru śliwki.Otworzył drzwi, alenie wszedł do pokoju, tylko jeszcze raz wrzasnął na Violettę. Odpowiedział mu zdarty głos, jak przez szklaną watę: - No? Czego tam? - Pamiętasz Martina Franka? - Martina jakiego? - Martina Franka! - Martina Franka? Aaa ha ha ha ha! Kiedy Lucente znów odwrócił się do mnie, był jak wariatuśmiechnięty od ucha do ucha.Palcem wskazywał na ciemny pokój i potrząsał przytym ręką, jakby się dopiero co oparzył. - Martin Frank.Pewno, że pamiętamy Martina Franka, pewno, żetak.Rozdział VI Długa jazda powrotna pociągiem dała mi wiele czasu na myślenieo tym, co mówił Lucente.Violetta, którą uznałem za jego żonę, ani na chwilę niepokazała się z drugiego pokoju, co jednak nie przeszkodziło jej we wtrącaniuwrzaskliwych uwag. - Powiedz mu o tych dwóch karłach i o pociągach! O motylach niezapomnij i o cieście! Podobno w pierwszym dniu pracy młodego terminatora, Lucenteprzyniósł do zakładu faceta, który zeskoczył z dachu budynku i którego szuflązeskrobano z bruku do pudełka.Jeżeli wierzyć słowom Lucentego, nowy pracownikspojrzał na ciało raz i zwrócił śniadanie.Jeszcze parę razy próbowali gouodpornić, zawsze z tym samym skutkiem.Ponieważ jednak pani Lucente byłakaleką, nowy przydał się do sprzątania, do kuchni i do prania.Nie muszę chybadodawać, że z początku nie było mi przyjemnie słysząc, że mój ulubiony autorutrzymał się na posadzie u karawaniarza tylko dlatego, że gotował przyzwoitelasagne. Któregoś dnia Lucente pracował przy pięknej młodej dziewczynie,która popełniła samobójstwo przez przedawkowanie środków nasennych.W połowieroboty wyszedł na przerwę obiadową.Kiedy wrócił, jedna ręka nieboszczkispoczywała na brzuchu, a w dłoni tkwiło duże czekoladowe ciastko.Obok niej, namałym nocnym stoliku, stała szklanka mleka.Lucente uznał to za świetny kawał,idealnie mieszczący się w granicach czarnego humoru obowiązującego w branżypogrzebowej.W kilka tygodni później zmarła we śnie odznaczająca się dość podłymusposobieniem starucha z drugiego końca ulicy.Rankiem, nazajutrz podostarczeniu jej do zakładu pogrzebowego, leżała z wielkim, żółto - czarnymmotylem przylepionym do nosa.Lucente znów się uśmiał, a ja zmieniłem pierwotnezdanie: może Marshall France właśnie w ten sposób twory swoje pierwsze postacie? Terminator nie tylko przezwyciężył mdłości, ale wkrótce stałsię cenionym asystentem szefa.Bez przerwy studiował specjalnie w tym celuzakupioną "Anatomię" Graya.Lucente twierdził że po sześciu miesiącach Frankosiągnął niebywałe mistrzostwo w modelowaniu wyrazów twarzy, tak realistycznych,że stary nie mógł wyjść z podziwu. - To jest, widzi pan, najtrudniejsza rzecz.Najtrudniej jestzrobić tak, żeby wyglądali jak żywi.Patrzył pan kiedyś do trumny? Jasne: jednospojrzenie i wie się, że to nieboszczyk.Partacka robota.A Martin miał tendryg, rozumie pan, co mam na myśli.Miał coś takiego, czego nawet ja muzazdrościłem.Człowiek patrzył na jego robotę i myślał sobie: z jakiej racji tengość w ogóle leży w trumnie? Będąc w Nowym Jorku, Frank większość czasu spędzał wtowarzystwie Lucentego i jego żony, czy to przy pracy, czy w domu na tyłachzakładu pogrzebowego.Ale w każdą niedzielę bez wyjątku wyjeżdżał z Turtonami.Turtonowie byli parą karłów.Poznał ich, kiedy przypadkiem zaszedł do ichsklepiku ze słodyczami [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||