Index
Forsyth negocjator
Cherryh C J Przybysz
l rampa ty zawsze
Drogowskaz (2)
38 (69)
Clancy Tom Niedzwiedz I Smok
www nie com pl 1
Janusz A. Zajdel Limes Inferior (2)
abc.com.pl 9
Forsyth Diabelska alternatywa
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl

  • [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
    .Przez chwilê le¿a³ nieruchomo,ciê¿ko oddychaj¹c.A potem ogarnê³o go straszliwe zimno.By³ cafy mokry.Poderwa³siê z ziemi i choæ w g³owie hucza³o mu coraz bardziej, pobieg³ w stronê legowiska.Szybko zrzuci³ z siebie ubranie, za³o¿y³ now¹ kurtkê, cieñsz¹ ale such¹.Rozpali³ ognisko.To by³o ryzykowne, ogieñ móg³ œci¹gn¹æ Aranei, lecz nie mia³innego wyjœcia.Musia³ siê ogrzaæ i wysuszyæ ubranie.W g³êbokim na jakieœ trzymetry zag³êbieniu u³o¿y³ stos mchu, zdrewnia³ych k³¹czy, korzeni.Poszed³ drugi razpo wodê, w to samo miejsce, tym razem jednak bra³ j¹33ostro¿nie.Wypadek orzeŸwi³ go trochê, jednak gdy usiad³ przy ognisku, zmêczenie isennoœæ ogarnê³y go ponownie.Ogieñ zabezpiecza³ przed zwierzêtami i Kadenami,którzy nie podeszliby do p³on¹cego jasnym œwiat³em stosu.Nie podejrzewa³ zaœ, abyw pobli¿u byli jacyœ Urali.Uspokoiwszy sam siebie, siedzia³ wpatrzony w p³omienie.By³ wœciek³y, ¿e wlaz³ w tê przeklêt¹ ka³u¿ê-pu³apkê.Szklarz to zwierz¹tkowielkoœci d³oni, ¿yj¹ce stadnie.Kolonia taka zastawia mnóstwo pu³apek, wype³niazag³êbienia terenu lepkim, przeŸroczystym œluzem, na którym gromadzi siê cienkawarstwa wody.Zwierzêta, które chc¹ siê napiæ, zapadaj¹ siê w szklistej mazi, dusz¹siê, opadaj¹ na dno zbiornika, aby staæ siê pokarmem dla kolonii szklarzy.Pu³apka, wktór¹ wpad³ Piotr, by³a wyj¹tkowo du¿a, gdyby by³ zdrowy, na pewno dostrzeg³by,¿e nie bierze wody ze zwyk³ej ka³u¿y.Ogieñ gas³ powoli, zapas paliwa siê skoñczy³.Piotr g³êbiej wcisn¹³ siê w œpiwór.Zamkn¹³ oczy.Na chwilê zapomnia³, o tym gdzie jest, zapomnia³ o mroku i zimnie, oKadenach i górnikach, o kaŸniach na Moœcie, o tajemniczym Palmollorze.Wreszcieby³o mu ciep³o.Usn¹³.Musia³ spaæ d³ugo, bo gdy siê obudzi³, popió³ z ogniska by³ ju¿ zupe³nie zimny.Piotr czu³ siê œwie¿y i wypoczêty, nogi przesta³y go boleæ, ch³Ã³d sta³ siê mniejdotkliwy.Œniadanie i przygotowanie do wymarszu zajê³o mu pó³ godziny.Ruszy³ wdalsz¹ drogê.Dochodzi³ do Murray.Widzia³ ju¿ z oddali budynki i ob³e kszta³ty planeto-lotów.Przyœpieszy³ kroku.Teraz, gdy by³ ju¿ u celu wêdrówki, ca³y koszmar przebytej drogiwyda³ mu siê czymœ niewa¿nym, nieistotnym, momentem, mgnieniem zaledwie.Mróz,walka, choroba.Doszed³ przecie¿, pamiêta³ te chwile cichej radoœci, gdy przemkn¹³siê przez Wy³om Honseye'a, gdy wszed³ w strefê pó³cienia.By³o coraz cieplej ibezpieczniej, pieni³o siê coraz wiêcej roœlin, przechodzi³ przez pierwsze zagajniki, lasy.Potem piêædziesi¹t kilometrów stepu, pokona³ je bez ¿adnego, d³u¿szego postoju,choæ by³ ju¿ potwornie zmêczony.Min¹³ pierwsze zabudowania Murray — magazyn artyku³Ã³w przemys³owych isi³owniê.Trawniki miêdzy œcie¿kami zaros³y zielskiem.Poniewiera³y siê po nichwywleczone z budynków przedmioty, których Aranei w koñcu nie zabrali ze sob¹ --zbyt ciê¿kie meble, p³yty metalowe, rury.Piotr ruszy³ na l¹dowisko planetolotów.Wszystkie trzy sta³y na swoich miejscach.Sto metrów dalej znajdowa³y siê wielkiebudynki magazynów.W trzech sk³adowano wydobyty i przerobiony surowiec, wczwartym przechowywano broñ i wiêksz¹ czêœæ ¿ywnoœci.Znajdowa³ siê tam równie¿gara¿ ³azików.Piotr stan¹³ przed drzwiami.Wokó³ poniewiera³y siê jakieœ ³omy, dr¹gi,krawêdŸ drzwi by³a poobijana, wygiêta w kilku miejscach — Aranei próbowali dostaæsiê do œrodka bez34pomocy kodu.Na szczêœcie tablicê rozdzielcz¹ pozostawili nietkniêt¹, wiedzieli, ¿e imte¿ bêdzie potrzebna.Chwilê patrzy³ na ni¹ uwa¿nie, wreszcie wcisn¹³ kilka guzików.Drzwi zaczê³y siê otwieraæ z g³oœnym zgrzytem.— Mówi Piotr Carsten! Mówi Piotr Carsten! Baza II, odezwij siê! WzywamMadagaskar!W s³uchawkach tylko trzaski i szumy.Jeszcze raz sprawdzi³, czy dostroi³ siê doodpowiedniej czêstotliwoœci.Wszystko by³o w porz¹dku.— Mówi Piotr Carsten, wzywam Bazê II!Znów nic.Nie œci¹gaj¹c z g³owy s³uchawek spojrza³ na ekran.W oddali, prawie nalinii horyzontu, widaæ ju¿ by³o ciemny, rosn¹cy w oczach punkt — Madagaskar.Zosta³o jeszcze dziesiêæ minut lotu.Pojemniki z ¿ywnoœci¹ nie zajê³y nawet po³owy³adowni, a poniewa¿ nie zdo³a³ ich niczym przymocowaæ, wiêc przy ka¿dymgwa³towniejszym manewrze s³ychaæ by³o, jak siê przesuwaj¹ i przewracaj¹.Pogodêdo lotu mia³ wyœmienit¹, lekki wiatr, s³oñce skryte za chmurami.Dotkn¹³ d³oni¹ le¿¹cej obok kabury, jakby chcia³ siê upewniæ, ¿e ma pistolet przysobie.Broni z magazynów w zasadzie nie rusza³.Karabiny w skrzynkach by³yzakonserwowane i zbyt wiele czasu zajê³oby mu ich czyszczenie.Zabra³ wiêc tylkoma³y, szeœciostrza³owy pistolet i garœæ naboi.Skrzynie z broni¹ zostawi³ wmagazynie, którego zamek przekodowa³ na wszelki wypadek.Wszystko to zajê³o munie wiêcej ni¿ godzinê.Gdy tylko za³adowa³ „Plusa", zjad³ ca³¹ puszkê jakiejœkonserwy i wystartowa³.Niepokoi³o go wszak, ¿e baza górników nie odpowiada³a na jego radiowewezwania.Próbowa³ siê z ni¹ skontaktowaæ jeszcze z Murray, tak samo jak i teraz,bezskutecznie.Mogli mieæ popsuty sprzêt.Mogli po prostu nie pod³¹czyæ radiostacjido baterii s³onecznych, uwa¿aj¹c to za zbêdn¹ stratê energii.Byæ mo¿e nikt nies³ucha³ radia.Tak stara³ siê wyjaœniæ sobie ich milczenie.Ale przecie¿ równie dobrzew Bazie II mog³o ju¿ nie byæ ludzi.Szeœædziesiêciu.¯ywnoœæ, jak¹ mieli, starczy³aby na doczekanie kosmolotu zezmiennikami dla trzech, mo¿e czterech, uzupe³niona ³owionymi rybami — nakarmi³abyszeœciu.Ale ich by³o szeœædziesiêciu.Du jeszcze ¿y³o?Wyspa stawa³a siê ju¿ du¿¹, szarozielon¹ plam¹ na powierzchni oceanu.W jejcentrum, miêdzy bazaltowymi wyniesieniami wytopiono w skale niewielkie,prostok¹tne l¹dowisko, postawiono kilkanaœcie baraków.W sporej odleg³oœcikopalnie i przetwórnie rudy.Wszystko to otoczone górami i lasem.Piotr w³¹czy³ automatycznego pilota, ale, tak jak siê spodziewa³, brak by³osygna³Ã³w naprowadzaj¹cych.Powoli zacz¹³ zni¿aæ lot maszyny [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.