Index
Forsyth Diabelska alternatywa
Forsyth Czwarty protokół
Forsyth Akta odessy
Forsyth Psy wojny
Forsyth Pięœć boga
forsyth Upiur Manhattanu
Kratochvil Stanisław Psychoterapia Kierunki metody badania (2)
Gray John MężczyÂźni z Marsa, kobiety z Wenus
594 (5)
www nie com pl 3
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • materaceopole.pev.pl

  • [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
    .- Raport Cannona wyraŸnie opisuje, jakie to by³y podchody.A obecnykryzys jest gorszy.- Prezydent Reagan siê wykaraska³ - zauwa¿y³ Hubert Reed.- Ponownie obj¹³urz¹d.- Tak, rych³o w czas - powiedzia³ Stannard.- W tym sêk - stwierdzi³ Donaldson.- Ile w³aœciwie mamy czasu?- Niewiele - przyzna³ Odell.- Dziennikarze s¹ jak dot¹d cierpliwi.On jestjednak cholernie lubiany.Ale popularnoœæ mo¿na szybko straciæ.- Jaki damy termin? - cicho spyta³ Walters.Zrobili g³osowanie.Odell siêwstrzyma³.Walters uniós³ swój srebrny o³Ã³wek.Stannard kiwn¹³ g³ow¹.BradJohnson pokrêci³ przecz¹co.Walters by³ za.Jim Donaldson, po krótkimzastanowieniu, do³¹czy³ siê do Johnsona.By³ remis, dwa do dwóch.Hubert Reedpotoczy³ zatroskanym spojrzeniem po twarzach piêciu siedz¹cych mê¿czyzn.Wzruszy³ ramtonami.- Przykro mi, ale niech bêdzie, co ma byæ.G³osowa³ za.Odell g³oœno westchn¹³.- Dobrze - powiedzia³.- Wola wiêkszoœci.Do Wigilii, jeœli nie nast¹pizdecydowany zwrot.Bêdê musia³ wtedy pójœæ i powiedzieæ mu, ¿e powo³ujemy siê naDwudziest¹ Pi¹t¹ Poprawkê w dzieñ Nowego Roku.Ledwo siê uniós³ nad krzes³em, wszyscy z szacunkiem powstali.Pomyœla³, ¿esprawia mu to przyjemnoœæ.- Nie wierzê - powiedzia³ Quinn.- Proszê - powiedzia³ cz³owiek w garniturze z Savile Row.Gestem wskaza³zas³oniête okno.Quinn rozgl¹da³ siê po pokoju.Nad kominkiem Lenin przemawia³do mas.Quinn podszed³ do okna i wyjrza³.Przez park pe³en bezlistnych drzew, ponad murem, widaæ by³o dach londyñskiegopiêtrowego autobusu, który jecha³ wzd³u¿ Bayswater Road.Quinn usiad³.- Có¿, jeœli to k³amstwo, dekoracje macie jak z filmu - powiedzia³.- ¯aden film - odrzek³ genera³ KGB.- Wolê, gdy filmem zajmuj¹ siê wasi spece zHollywoodu.- Wiêc co mnie tu sprowadza?- Pan budzi nasze zainteresowanie.Proszê siê nie obawiaæ.Mo¿e zabrzmi todziwnie, ale wierzê, ¿e chwilowo jesteœmy po tej samej stronie.- Owszem, dziwne - przyzna³ Quinn.- Cholernie dziwne.- Dobrze, powiem panu, o co chodzi.Od pewnego czasu wiemy, ¿e zosta³ panwybrany do prowadzenia negocjacji w sprawie zwolnienia Simona Cormacka przezporywaczy.Wiemy równie¿, ¿e po jego œmierci spêdzi³ pan miesi¹c w Europiepróbuj¹c ich wytropiæ, zdaje siê, ¿e nawet z pewn¹ doz¹ powodzenia.- I to nas stawia po tej samej stronie?- Byæ mo¿e, proszê pana, byæ mo¿e.Moja praca nie polega na zapewnieniu ochronym³odym Amerykanom, którzy wyrywaj¹ siê na wycieczki krajoznawcze bezodpowiedniego zabezpieczenia.Moja praca to ochrona mego kraju przed wrogimispiskami, jakie mog¹ wyrz¹dziæ mu znaczne szkody.A sprawa Cormacka.to spiseknieznanych osób w celu podwa¿enia wiarygodnoœci mojej ojczyzny w oczach ca³egoœwiata.Nam siê to nie podoba, drogi panie, wcale siê nie podoba.Pozwoli panwiêc, ¿e - jak to wy, Amerykanie, mówicie - wy³o¿ê rzecz bez ogródek.Porwanie imorderstwo Simona Cormacka nie by³o spiskiem radzieckim.Ale nas za to wini¹.Odk¹d zbadano ten pas, znaleŸliœmy siê w oczach œwiatowej opinii na ³awieoskar¿onych.Stosunki z waszym krajem, które nasz przywódca szczerze stara³ siêpoprawiæ, zosta³y teraz zatrute; traktat na rzecz redukcji zbrojeñ, z którymwi¹zaliœmy wielkie nadzieje, leg³ w gruzach.- Wygl¹da na to, ¿e potêpiacie dezinformacjê, je¿eli godzi ona w Zwi¹zekRadziecki, chocia¿ sami siê w niej lubujecie - zauwa¿y³ Quinn.Genera³ wzruszy³ ramionami, z gracj¹ przyjmuj¹c zarzut.- Owszem, czasem pozwalamy sobie na nieco dezinformacji.Podobnie jak CIA.Tojest wpisane w nasz¹ dzia³alnoœæ, i przyznam, ¿e przykro jest byæ oskar¿onym ocoœ, co siê pope³ni³o.Lecz absolutnie nie do przyjêcia jest dla nas piêtno winyza sprawê, któr¹ nie myœmy sprokurowali.- Gdybym by³ bardziej wielkoduszny, mo¿e i bym wam wspó³czu³ - powiedzia³ Quinn.- Niestety, kompletnie nic nie poradzê.Ju¿ nie.- Niewykluczone - kiwn¹³ g³ow¹ genera³.- Przyjrzyjmy siê sprawie z bliska.Taksiê sk³ada, ¿e wierzê w pañski spryt: pan doszed³ ju¿ do tego, ¿e aferê rozpêta³kto inny.Gdybym ja mia³ coœ takiego przygotowaæ, dlaczego, u diab³a, zabija³bymCormacka u¿ywaj¹c czegoœ, co bez w¹tpienia jest produkcji radzieckiej?Quinn przytakn¹³- Zgadza siê.Akurat nie s¹dzê, ¿e to wy za tym staliœcie.- Dziêkujê.Czy domyœla siê pan w takim razie, kto to móg³ byæ?- S¹dzê, ¿e to wysz³o z Ameryki.Mo¿e skrajna prawica.Je¿eli chodzi³o opogrzebanie szans ratyfikacji Traktatu Nantucket przez Kongres, cel z pewnoœci¹zosta³ osi¹gniêty.- Dok³adnie.Genera³ Kirpiczenko podszed³ do biurka i wróci³ z piêcioma powiêkszeniami zdjêæ.Po³o¿y³ je przed Quinnem.- Czy widzia³ pan ju¿ kiedyœ tych ludzi?Quinn przygl¹da³ siê paszportowym fotografiom Cyrusa Millera, Melvina Scanlona,Lionela Moira, Petera Cobba i Bena Salkinda.Potrz¹sn¹³ g³ow¹.- Nie, nigdy ich nie spotka³em.- Szkoda.Nazwiska s¹ na odwrocie.Odwiedzili mój kraj kilka miesiêcy temu.Cz³owiek, z którym prowadzili rozmowy - z którym moim zdaniem musieli prowadziærozmowy - by³ w stanie im dostarczyæ ten pas.Tak siê sk³ada, ¿e jestmarsza³kiem.- Zaaresztowa³ go pan? Przes³uchiwa³?Genera³ Kirpiczenko uœmiechn¹³ siê po raz pierwszy.- Proszê pana, wasi zachodni pisarze i dziennikarze lubi¹ dawaæ do zrozumienia,¿e organizacja, dla której pracujê, ma nieograniczon¹ w³adzê.Lecz nie ca³kiemtak jest.Nawet dla nas aresztowanie radzieckiego marsza³ka bez œladu dowodówjest procedur¹ sprzeczn¹ z wymiarem sprawiedliwoœci.Bêdê z panem szczery.Czyodwzajemni pan uprzejmoœæ? Opowie mi pan, co uda³o siê panu odkryæ w ci¹guostatnich trzydziestu dni?Quinn zadoœæuczyni³ proœbie.Co, u licha, w koñcu jest po sprawie, nie ma wiêcejœladów, po których móg³by dalej iœæ.Opowiedzia³ genera³owi ca³¹ historiê odmomentu, kiedy wybieg³ z mieszkania na Kensingtonie, ¿eby odbyæ prywatnespotkanie z Zackiem.Kirpiczenko uwa¿nie s³ucha³, kilkakrotnie skin¹³ nawetg³ow¹, jak gdyby to, co s³ysza³, pokrywa³o siê z jego dotychczasow¹ wiedz¹.Quinn opisa³ na zakoñczenie œmieræ Orsiniego.- A tak przy okazji - doda³ - mo¿na wiedzieæ, jak wytropiliœcie mnie na lotniskuw Ajaccio?- Ach, o to chodzi.Otó¿ moi ludzie, rzecz jasna, ¿ywo interesowali siê ca³¹spraw¹ od pocz¹tku.Po œmierci ch³opca i umyœlnym przecieku informacji na tematpasa stawaliœmy na g³owie.A pan nie by³ znów tak œwietnie zamaskowany podczaspodró¿y przez kraje Beneluksu.Strzelanina w Pary¿u trafi³a na pierwsze stronygazet.Wygl¹d cz³owieka, o którego ucieczce wspomina³ barman, odpowiada³pañskiemu rysopisowi.Sprawdziliœmy rozk³ad lotów i listy pasa¿erów - tak, mamyswoje dojœcia w Pary¿u - i wiedzieliœmy, ¿e wasza dama z FBI udaje siê doHiszpanii, ale o panu - nic.Zak³ada³em, ¿e jest pan uzbrojony, w takim raziebêdzie pan unika³ kontroli na lotnisku, sprawdziliœmy wiêc rezerwacjê napromach.Mój cz³owiek w Marsylii mia³ szczêœcie: odkry³, ¿e p³ynie pan promem naKorsykê.Ten mê¿czyzna, którego pan widzia³ na lotnisku, przylecia³ tego samegoranka, kiedy przycumowa³ pañski prom, ale zgubi³ pana.Teraz wiem, ¿e pojecha³pan w góry.Zaj¹³ wiêc punkt obserwacyjny na skrzy¿owaniu dróg prowadz¹cych doportu i na lotnisko i widzia³, jak pañski samochód zmierza w kierunku lotniskazaraz po wschodzie s³oñca.A propos, czy pan wie o czwórce uzbrojonych mê¿czyzn,którzy dotarli na lotnisko, kiedy pan by³ w budce telefonicznej?- Nie, nie widzia³em ich.- Mhm.WyraŸnie pan im siê nie podoba³.Po tym, co mi pan powiedzia³ o Orsinim,nawet wiem dlaczego.Niewa¿ne.Mój wspó³pracownik.zaj¹³ siê nimi.- Pañski flegmatyczny Anglik?- Andriej? Nie jest Anglikiem.W³aœciwie to nawet nie Rosjanin.On jestKozakiem.Doceniam pañskie umiejêtnoœci, ale proszê, niech pan nie próbujezadzieraæ z Andriejem.To naprawdê jeden z moich najlepszych ludzi.- Proszê mu ode mnie podziêkowaæ - rzek³ Quinn.- Mi³o siê gawêdzi³o, paniegenerale.Jednak na tym koniec [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.