Index
Williams Tad Czas Kalibana
William Gibson Swiatlo wirtualne
William Gibson Idoru
operat (3)
Nocna plaga
www nie com pl 3
Eco Umberto Imie Rozy (3)
Jordan Robert Kolo Czasu t 6 cz 2 Czarna Wieza
Słoneczna loteria
Forsyth Psy wojny
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szarlotka.pev.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Ślizg wyciął płyty dachu, gdzie było trzeba, zainstalował rozpory,a dziury okrył arkuszami sztywnego plastiku.Powstałe w tensposób świetliki uszczelnił silikonem.Potem wszedł tu Gentryw masce, z rozpylaczem i stoma litrami białej lateksowej farby.Nieodkurzał niczego ani nie czyścił; położył tylko grubą warstwę nawszystkie śmiecie i zaschnięte gołębie odchody - tak jakby przykleiłto wszystko, a później malował, aż stało się mniej więcej białe.Zamalował wszystko oprócz świetlików.Ślizg zaczął wciągać tusprzęt z parteru Fabryki.Wystarczyłoby go na małą ciężarówkę:komputery, deki cyberprzestrzeni, stary i wielki stół holoprojekcyjny,który prawie złamał wyciągarkę, generatory efektów, dziesiątkipudeł z wytłaczanego plastiku, wypełnione tysiącami fisz, jakieGentry zgromadził w trakcie swych poszukiwań Kształtu, setkimetrów światłowodów na jaskrawych, nowych szpulach, które krzyczałydo Ślizga o kradzieży przemysłowej.I książki, dawne książkiw okładkach z materiału naklejonego na karton.Ślizg nie zdawałsobie sprawy, jak ciężkie są książki.A stare pachniały smutno.- Ciągniesz parę amperów więcej, niż kiedy wyjeżdżałem -stwierdził Gentry, otwierając pierwszy bagażnik.- W twoim pokoju.Masz nowy grzejnik?Zaczął pospiesznie przeszukiwać jego zawartość, jak gdybychciał znaleźć coś, czego potrzebował, ale gdzieś mu zginęło.Wcalenie potrzebował - Ślizg wiedział to dobrze.Chodziło o to, że ktoś- nawet ktoś, kogo znał - pojawił się w jego przestrzeni.- Tak.I muszę ogrzać jeszcze magazyn.Inaczej będzie zazimno na pracę.- Nie.- Gentry podniósł nagle głowę.- To nie grzejnikw twoim pokoju.Moc nie pasuje.- Tak.Ślizg uśmiechnął się, według teorii, że dzięki temu uśmiechowiGentry weźmie go za durnia, którego łatwo zastraszyć.- Co tak, Ślizgu Henry?- To nie jest grzejnik.Gentry zatrzasnął klapę bagażnika.- Powiesz mi, co to jest, albo odetnę ci zasilanie.- Wiesz, Gentry, że gdyby mnie tu nie było, traciłbyś więcejczasu na.różne rzeczy.- Ślizg uniósł brwi i znacząco zerknął nawielki stół projekcyjny.- Rzecz w tym, że jest tu ze mną dwojeludzi.- Widział, jak Gentry sztywnieje, jak rozszerzają się jasneoczy.- Ale nie zobaczysz ich ani nie usłyszysz, nic.- Nie - zgodził się Gentry, wymijając koniec stołu.Głos miałsurowy.- Ponieważ ty ich stąd wyrzucisz, prawda?- Maks dwa tygodnie, Gentry.- Wynocha.Natychmiast.- Twarz Gentry'ego zbliżyła sięna kilkanaście centymetrów i Ślizg poczuł nieświeży oddechzmęczenia.- Albo polecisz razem z nimi.Ślizg był cięższy od Gentry'ego o dziesięć kilo, w większościmuskułów, ale to nigdy w Gentrym nie budziło lęku.Co z koleisamo w sobie budziło lęk.Gentry przyłożył mu kiedyś, w twarz,mocno, a Ślizg spojrzał na trzymany w ręku ciężki klucz ze stalichromowo-molibdenowej i poczuł się dziwnie zakłopotany.Gentry zesztywniał cały i zaczynał się trząść.Ślizg domyślał się,że nie sypiał, kiedy wyjeżdżał do Bostonu czy Nowego Jorku.Zresztą w Fabryce też nie zawsze się wysypiał.Wracał spięty,a pierwszy dzień zawsze był najgorszy.- Popatrz - powiedział Ślizg tak, jak można by przemawiaćdo dziecka bliskiego płaczu.Wyjął z kieszeni torebkę, łapówkę od Kida Afriki, i pokazałGentry'emu opakowane w przezroczysty plastik niebieskie dermy,różowe tabletki, owiniętą czerwonym celofanem paskudną bryłęopium, kryształy maga niby duże żółte cukierki, plastikowe inhalatoryz wyskrobanym nożem znakiem japońskiego producenta.- To Afrika - wyjaśnił, machając pakunkiem.- Afryka? - Gentry spojrzał na torebkę, na Ślizga, znowu natorebkę.- To z Afryki?- Kid Afrika.Nie znasz go.Zostawił to dla ciebie.- Dlaczego?- Bo chciał, żebym przez jakiś czas przechował tu dwójkęjego kumpli.Jestem mu winien przysługę, Gentry.Wytłumaczyłemmu, że nie lubisz tu obcych.Że cię denerwują.I wtedy - skłamał- powiedział, że chciałby zostawić ci jakiś drobiazg.Jakorekompensatę za kłopoty.Gentry wziął torebkę, przesunął palcem wzdłuż szwu i otworzył.Wyjął opium i oddał je Ślizgowi.- To się nie przyda.Wziął niebieski derm, odkleił zabezpieczenie i starannie wygładziłgo na wewnętrznej stronie prawego nadgarstka.Ślizg z roztargnieniemugniatał opium między kciukiem i palcem wskazującym; celofan trzeszczałcicho.Gentry okrążył stół i otworzył motocyklowy bagażnik.Ześrodka wyjął nową parę czarnych skórzanych rękawic.- Myślę, że powinienem.poznać tych twoich gości, Ślizg.- Co? - Ślizg mrugnął oszołomiony.- Pewno.Ale nie mapotrzeby, poważnie, nie chciałbym ci.- Nie.- Gentry postawił kołnierz.- Nalegam.Schodząc po stopniach w dół.Ślizg przypomniał sobie o opiumi cisnął je przez poręcz, w ciemność.Nienawidził prochów.- Cherry?Czuł się głupio, kiedy przy Gentrym musiał stukać do własnychdrzwi.Bez rezultatu.Otworzył je: przyciemnione światło.Zauważył,że na jedną z żarówek zrobiła abażur, stożek żółtego faksaprzymocowany skręconym drutem.Dwie pozostałe wykręciła.Nie było jej.Nosze stały na miejscu, a ich pasażer leżał otulony niebieskimnylonowym śpiworem.To go zżera, pomyślał Ślizg, patrząc nanadbudowę aparatury medycznej, rurki, worki z płynem.Nie,powiedział sobie, to utrzymuje go przy życiu, jak w szpitalu.Alewrażenie pozostało: a jeśli to go pochłania, wysysa do sucha? Przypomniałsobie gadanie Ptaszka o wampirach.- No tak.- Gentry wyminął go i stanął nad nieprzytomnym.- Dziwne masz towarzystwo.Ślizgu Henry [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.