Index
Adam Mickiewicz Historia szlachecka z 1811 we dwunastu księgach wierszem
Adam Smith An Inquiry Into The Nature And Causes Of The Wealth Of Nations
150 14 (2)
GRANICA (4).TXT
Gilbert Magowie trzej królowie nauczycielami Jezusa
abc.com.pl 9
Henryk Sienkiewicz Potop
Harrer Heinrich 7 lat w Tybecie
rozdzial 05 (55)
Sujkowski Boguslaw Miasto przebudzone
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alheo.htw.pl

  • [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
    .Tematowi temu chêtnie poœwiêci³bymca³¹ uwagê: skoro jeszcze nie mog³em poruszaæ siê wprzestrzeni, gotów by³em rozpocz¹æ d³ug¹ podró¿ w czasie.Nalekcjach historii spodziewa³em siê us³yszeæ coœ bli¿szego ocodziennych sprawach przodków, je¿eli mo¿na to by³opowiedzieæ na podstawie pisemnych przekazów i wykopaliskarcheologicznych.Obraz ruin ogl¹dany na fotografiiprzywo³ywa³ myœl o zagadce przemijaj¹cych pokoleñ.A w³aœnienajwiêkszym ze wszystkich sekretów œwiata by³a tajemnicaczasu.Moje nadzieje zwi¹zane z nauk¹ nowego przedmiotu szybkosiê rozwia³y.Chocia¿ po zaocznych kursach dokszta³caj¹cychkierownik szko³y uzyska³ tytu³ magistra historii, ulubionymjego tematem pozosta³ czas teraŸniejszy, a w nim - oceny zesprawowania.Wiêksz¹ czêœæ ka¿dej lekcji poœwiêca³ aktualnymproblemom wychowawczym.Wy¿sze studia nie podnios³yefektywnoœci jego dzia³ania, bowiem to, co kiedyœ za³atwia³szybko - kilkoma ciosami sznura od ¿elazka, teraz rozci¹ga³osiê nieporadnie, jak prasowana wa³kiem do ciasta kleistamasa, której usi³owa³ nadaæ kszta³t kazania o prawid³owejpostawie ucznia.Zegarynka jego miarowych okresów zdaniowych mia³a naobwodzie taœmy dwa cykliczne z³¹cza.Pierwszym by³ znakzapytania: "Ile razy mo¿na to powtarzaæ?", a drugim -wykrzyknik: "Ty siê jeszcze doigrasz!" Dopiero na kwadransprzed dzwonkiem przypomina³ sobie nagle o swoim dyplomie isypa³ datami potyczek zbrojnych oraz liczbami poleg³ych, takpo jednej, jak i po drugiej stronie, ¿¹daj¹c, aby mu tenumery (bo daty te¿ by³y numerami) recytowaæ potem z pamiêcijak wiersze.Cz³owiek ten nazywa³ siebie humanist¹.Na lekcjach geografii, prowadzonych przez m³od¹absolwentkê liceum, równie¿ nic - poza tasiemcowymi ci¹gamiliczb - nie mo¿na by³o us³yszeæ.Nauczycielka wymawia³a jepedantycznie, z in¿ynieryjn¹ precyzj¹.Oznacza³y onepogrzebane w leksykonach lub zmiecione do encyklopedii takiewielkoœci, jak pola powierzchni krajów i d³ugoœci ichgranic, wysokoœci szczytów, zliczenia dop³ywów rzek i ichmiary od Ÿróde³ do ujœcia, kilometry produkowanych tkaninoraz zasoby naturalne w tonach przesypanego wêgla, przelanejropy naftowej i wytopionej stali.Nie by³o w jej wyk³adachnic prócz beznadziejnych szeregów liczb odpowiadaj¹cych napytania: ile, czego, gdzie i kiedy - pytania z pewnoœci¹istotne.Ale dla kogo i w jakiej chwili?Licealistka numerami tymi operowa³a doœæ sprawnie, dopókipowtarza³a je nocami przed poprawkowym egzaminemdojrza³oœci, który zda³a w mieœcie dopiero na jesieni.Rozpoczynaj¹c pracê na wsi, pamiêta³a je jeszcze i biczowa³animi dzieci, jakby siê na nich mœci³a za swoje zes³anie.Jednak ju¿ po dwóch tygodniach - i ten tylko fakt przemawia³na jej korzyœæ - wszystkie te tony i kilometry, sumy,megawaty i daty pomiesza³y siê jej ostatecznie w g³owie,wiêc aby uczciwie wymierzaæ oceny, przed ka¿dym pytaniemzerka³a do szuflady - do ksi¹¿ki tam otwartej.Coraz bardziej traci³em zainteresowanie wszystkim, codotyczy³o nauki w szkole.Pod naciskiem opinii - jawnieg³oszonych przez nauczycieli - stopniowo oswaja³em siê zocen¹, ¿e jestem najgorszym uczniem w klasie.Przesta³emodrabiaæ domowe zadania, nie s³ucha³em wyk³adów, pogr¹¿ony wmyœlach nad swoimi sprawami czeka³em niecierpliwie koñcaka¿dej lekcji.Mia³em przy tym œwiadomoœæ trwania w nierealnymabsurdzie, bowiem nauka, któr¹ w swej wizji uto¿samia³em ztriumfem ludzkiego rozumienia nad wiedz¹ kieszonkowychkalkulatorów, sprowadzona tu zosta³a do obowi¹zkuprzechowywania w pamiêci ponumerowanych serii liczebnikówg³Ã³wnych albo porz¹dkowych, co k³Ã³ci³o siê z moim odczuciemgodnoœci cz³owieka.Takie jej pojmowanie nie mog³o mieæ nicwspólnego z prawdziwym obliczem œwiata.Ktoœ, kto pogenialnej analizie wszystkich form i treœci zdo³a³byudowodniæ, ¿e wszystko jest liczb¹, wskaza³by zarazem, co zogromu faktów musi zapamiêtaæ, by w razie potrzeby dotrzeædo ka¿dego z nich: w³aœnie to twierdzenie, a nie wszystkiefakty!Chocia¿ ka¿da nauczycielka, myœl¹c o mnie, kojarzy³a mójprzypadek z klasycznym przyk³adem oligofrenii i nie mia³atylko pewnoœci, jak g³êboko siêga mój umys³owy niedorozwój(wszak na zaszczytnym szczeblu miêdzy wzorowym debilem aostatnim idiot¹ szczerzy³ zêby imbecyl, jako fotogenicznyprzypadek poœredni) - wszystkie w alarmuj¹cych notachkierowanych pod adresem pani Rozent swobodnie operowa³ywytartym frazesem "jest zdolny, ale leniwy", czego wymaga³yod nich opracowane przez kuratorium "Nowe wskazówkimetodyczne".Powieœci po¿yczane od Hansa albo kupowane we wsiprzynosi³y mi jedyn¹ pociechê w okresie, gdy szko³apotêpia³a mnie za rzekomy upór w niechêci do nauki.Wœródksi¹¿ek unika³em tytu³Ã³w instrumentalnych, które w rolinieskazitelnych cegie³ ca³ymi latami ambitnie dekorowa³ypó³ki szkolnej biblioteki czy kiosku.Szybko zauwa¿y³em, ¿ewynios³e noty w rodzaju "dzie³o wartoœciowe" lub "cennapozycja" maj¹ charakter wzglêdny i wcale nie bior¹ pod uwagêwieku czytelnika.Dla kilkunastoletniego ch³opca walor"cennych pozycji" mog³y mieæ tylko ksi¹¿ki ciekawe.Czyta³em je w czasie przeznaczonym na odrabianie domowychzadañ, tote¿ kiedy pani Rozent (zobowi¹zana do kontroli)czujnie zagl¹da³a mi przez ramiê, aby nie sprawiaæ jejprzykroœci, musia³em maskowaæ swe lektury zeszytem zrachunkami albo æwiczeniami z ortografii.W takich chwilachgospodyni k³ad³a d³oñ na mojej g³owie i czule g³adzi³a miw³osy.- Ucz siê, kochany, ucz - powtarza³a z przekonaniem, ¿ewychowanek uporem potrafi pokonaæ wrodzony brak zdolnoœci.-Jesteœ ju¿ du¿ym ch³opcem, wiêc pewnie rozumiesz, czymby³byœ bez œwiadectwa ukoñczenia szko³y.Mo¿e cenzuraniewiele œwiadczy o wartoœci cz³owieka, ale bez tegopapierka dla ludzi nic nie bêdziesz znaczy³ w ¿yciu.Mówi³a to czêsto, a tymczasem ¿ycie obraca³o siê wkieracie kolejnych pór roku.Niekiedy codzienny porz¹dekzajêæ zak³Ã³ca³o jakieœ niezwyk³e wydarzenie.Jednym z nichby³a wizyta lekarza, zapowiedziana wczeœniej na po³owêstycznia.Po wyznaczeniu terminu odwiedzin przez dwa tygodniegospodarz kl¹³ ¿onê za ten beznadziejnie g³upi pomys³.Aleju¿ gdzieœ w okolicy Bo¿ego Narodzenia musia³ widoczniepogodziæ siê z nieszczêœciem, bo po Nowym Roku powoli zacz¹³myœleæ o przygotowaniach.Traktowa³ je bardzo powa¿nie,tote¿ wczesnym rankiem dnia piêtnastego stycznia nogi - przyœwiadkach - zosta³y umyte i wszystko odby³oby siê zgodnie zharmonogramem, gdyby ca³ego planu nie zawali³ skandalicznywprost brak punktualnoœci doktora.Bo lekarz przyby³ dopierow maju, kiedy o zapowiedzianej wizycie wszyscy ju¿ dawnozapomnieli i kiedy styczniow¹ œwie¿oœæ nóg pana Rozentanawet ³añcuchowy pies - z miejsca w swej budzie - ³atwo móg³zakwestionowaæ.Badanie nóg, które bez spodni wygl¹da³y jak wyg³odzonepatyki, te¿ nie wypad³o po myœli chorego.Lekarz przez dobrykwadrans mrucza³ naukowo o ciekawym (bo wiejskim) przypadkutelewizyjnej choroby, przy czym ³ama³ sobie g³owê, jak by tobiedakowi najdelikatniej powiedzieæ.- Wiecie, gospodarzu, dlaczego regulamin wiêzienny zmuszapensjonariuszy zamkniêtych zak³adów karnych do codziennejprzechadzki? - spyta³.I zanim gospodrz zd¹¿y³ zebraæ myœli,czy za brudne nogi nie grozi mu areszt, wyjaœni³: - Bo bezobowi¹zkowych spacerów wszyscy wyje¿d¿aliby na wolnoœæ winwalidzkich wózkach.Do karty zdrowia pacjenta trzeba by³o wpisaæ datêurodzenia, wiêc lekarz musia³ zapytaæ o ten drobny szczegó³.Datê swego urodzenia pan Rozent rozci¹gn¹³ do p³aczliwejskargi trwaj¹cej kolejny kwadrans.Mia³ trzydzieœci osiemlat, co wynika³o z liczby jego spazmatycznych jêków.Po wys³uchaniu ostatniego z nich lekarz zaproponowa³kuracjê na œwie¿ym powietrzu:- Nawet w tak podesz³ym wieku pó³godzinny spacer dooko³astodo³y nikomu nie powinien zaszkodziæ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.