Index sienkiewicz ogniemimieczem Izdebska Jadwiga Rodzina, dziecko, telewizja Szanse wychowawcze i zagrożenia telewizji (8) Rembowski Józef Rodzina w œwietle psychologii (2) Sienkiewicz Henryk Listy z podróży do Ameryki sapkowski andrzej ostatnie zyczenie Bogdanowicz Marta O dysleksji czyli specyficznych trudnoÂśc www nie com pl 3 Frankl Viktor E. Psychoterapia dla każdego (14) 42 luk Kurcz Ida Pamięć, uczenie się, język (14) |
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .”Nastêpnie rzek³:– Przepraszam pani¹ i za to, ¿e zaraz, zacz¹³em mówiæ o interesach.To kupieckieprzyzwyczajenie.Ale te¿ potem sam sobie powiedzia³em: „Jesteœ taki, owaki!” – i zewstydem przepraszam.– Nie ma za co, bo nie ma winy, Panu powiedziano, ¿e ja siê wszystkim zajmujê, wiêc panuda³ siê do mnie.Zwolna zorze rozpala³y siê coraz mocniej.Po niejakim czasie wrócili ku domowi, ile ¿ewieczór zapowiada³ siê piêkny, wiec siedli na werendzie ogrodowej.Po³aniecki wszed³ na21chwilê do salonu, po czym wróci³ ze sto³eczkiem od nóg i przyklêkn¹wszy zacz¹³ gopodsuwaæ pod stopy panny Maryni.– Dziêkujê, bardzo dziêkujê.– odpowiedzia³a pochylaj¹c siê i obejmuj¹c rêkoma sukniê.– Jaki pan dobry!.dziêkujê bardzo!A on mówi³:– Ja jestem z natury nieuwa¿ny, ale wie pani, kto mnie nauczy³ trochê troskliwoœci?Litka.– J¹ trzeba nadzwyczaj ochraniaæ i pani Chwastowska musi o tym pamiêtaæ.– I ona pamiêta – odrzek³a panna Marynia – i wszyscy bêdziemy jej w tym pomagali.Gdyby by³a nie wyjecha³a do Reichenhallu, by³abym j¹ zaprosi³a do nas.– A ja bym przy jecha³ za Litk¹ bez, zaproszenia.– Wiêc zapraszam pana w imieniu papy raz na zawsze.– Niech pani tego lekko nie mówi, bom gotów nadu¿yæ grzecznoœci.Mnie tu jest bardzodobrze, wiêc ilekroæ bêdzie mi Ÿle w Warszawie, to tu ucieknê – pod opiekê pani.Teraz Po³aniecki wiedzia³ ju¿, ¿e s³owa jego przeznaczone s¹ na to, by ich zbli¿yæ, bynawi¹zaæ miêdzy nimi sympatiê, i, mówi³ je równie umyœlnie jak szczerze, a mówi¹c patrza³na tê ³agodn¹, m³od¹ twarz, która, oœwiecona zachodz¹cym s³oñcem, wydawa³a siê jeszczespokojniejsza ni¿ zwykle.Panna Marynia podnios³a te¿ na.niego swe niebieskie oczy, wktórych by³o jakby pytanie: „Czy mówisz to wypadkiem, czy umyœlnie?” – i odrzek³a niecociszej:– Dobrze.I oboje umilkli czuj¹c, ¿e istotnie coœ zawi¹zuje siê miêdzy nimi.– Dziwi mnie; ¿e papa nie wraca – rzek³a wreszcie panna Marynia.Rzeczywiœcie s³oñce zasz³o; w czerwonawym zmierzchu pocz¹³ kr¹¿yæ cichym lotemlelek, a w stawie ozwa³y siê ¿aby.Lecz Po³aniecki nie odpowiedzia³ na uwagê panienki i jakby pogr¹¿ony we w³asnychmyœlach, zacz¹³ mówiæ:– Ja nie analizujê ¿ycia, bo nie mam na to czasu.Gdy mi jest dobrze, jak na przyk³ad w tejchwili, to czujê, ¿e dobrze; gdy Ÿle, to Ÿle – ot i wszystko.Ale przed piêciu lub szeœciu latyby³o inaczej.By³a nas ca³a paczka ludzi, którzy siê schodzili na rozprawy o znaczeniu ¿ycia.By³o kilku uczonych i jeden literat, dziœ doœæ znany w Belgii.Zadawaliœmy sobie pytania:dok¹d idziemy? jaka.wszystko ma sens, jak¹ wartoœæ i jaki koniec? Czytywaliœmypesymistów i gubiliœmy siê w rozmaitych pytaniach, bez dna, tak jak mój jeden znajomy,asystent przy katedrze astronomii, który, jak zacz¹³ siê gubiæ w przestrzeniachmiêdzyplanetarnych, tak zgubi³ w nich mózg.I potem mu siê zdawa³o, ¿e jego g³owa kr¹¿ypo paraboli w nieskoñczonoœci.PóŸniej wyzdrowia³ i zosta³ ksiêdzem.My równie¿ niemogliœmy do niczego dojœæ, na niczym odpocz¹æ.Zupe³nie jak to ptactwo, które leci przezmorza i nie ma na czym usi¹œæ.Ale ja wreszcie spostrzeg³em dwie rzeczy: oto naprzód, ¿emoi Belgowie bior¹ to wszystko mniej do serca ni¿ ja.my jesteœmy naiwniejsi.Po wtóre,¿e mi siê ochota do roboty psuje i ¿e robiê siê niedo³êg¹.Wówczas wzi¹³em siê za uszy izacz¹³em na umor farbowaæ perkaliki.Potem, te¿ powiedzia³em sobie tak: ¿ycie jest wprawach natury – czy m¹drych, czy g³upich, mniejsza z tym – ale jest.¯yæ trzeba, wiec trzebaz ¿ycia wydobyæ, co siê da.I chcê coœ wydobyæ.Waskowski powiada wprawdzie, ¿e my,S³owianie, nie potrafimy na tym poprzestaæ, ale to siê tak gada.Ze na samych pieni¹dzach niepotrafimy – na to od biedy zgoda.Ale ja sobie powiedzia³em, ¿e prócz pieniêdzy s¹ jeszczedwie rzeczy: spokój – i wie pani co? – kobieta.Bo trzeba, ¿eby cz³owiek mia³ siê z kimœwszystkim podzieliæ.Potem musi byæ œmieræ – dobrze! ale gdzie siê zaczynia œmieræ, tam siêludzka g³owa koñczy.„That's not my business!” – jak powiada Anglik.Tymczasem trzebamieæ komu to oddaæ, co cz³owiek ma i zdobywa – czy to pieni¹dze, czy zas³ugê, czy s³awê.Jeœli s¹ diamenty na ksiê¿ycu, to wszystko jedno, bo nie ma nikogo, kto by uzna³, ¿e one coœ22warte.Tak samo i cz³owiek musi mieæ kogoœ, kto by go uznawa³.A ja sobie myœlê: kto mnieuzna, jeœli nie kobieta – byle by³a ogromnie dobra, ogromnie pewna i bardzo moja, i bardzokochana.To wszystko, czego mo¿na chcieæ bo z, tego idzie spokój – i to jest jedyna rzecz,która ma sens.Ja to mówiê nie jak poeta, ale jak cz³owiek pozytywny i kupiec.Mieæ przysobie drug¹ g³owê – to jest i cel.A potem niech bêdzie, co chce.Oto moja filozofia [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||