Index Pedagogika Pilch Tadeusz Zasady Badań Pedagogicznych(txt) Asimov Isaac Science Fiction (Opowiadania).Txt MODELNR2.TXT DROGA (2).TXT WIEZAJ~1.TXT MOCPODSW.TXT ANDRZE~1 (2).TXT LEKCJA46.TXT MALYBCHL.TXT DZIKUS.TXT |
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .- Ciri - powiedzia³ nagle.- Ani s³owa o tym, coœmywidzieli.Ani Yarpenowi, ani Wenckowi.Rozumiesz?- Nie - burknê³a, opuszczaj¹c g³owê.- Nie rozumiem.Dlaczego mam milczeæ? Przecie¿ trzeba ich ostrzec.Za kim myjesteœmy, Geralt? Przeciw komu? Kto jest naszymprzyjacielem, a kto wrogiem?- Jutro od³¹czymy siê od konwoju - powiedzia³ po chwilimilczenia.- Triss jest ju¿ prawie zdrowa.Po¿egnamy siê ipojedziemy nasz¹ w³asn¹ drog¹.Bêdziemy mieli nasze w³asneproblemy, w³asne zmartwienia i w³asne trudnoœci.Wtedy, mamnadziejê, przestaniesz wreszcie próbowaæ dzieliæ mieszkañcównaszego œwiata na przyjació³ i wrogów.- Mamy byæ.neutralni? Obojêtni, tak? A jeœlinapadn¹.- Nie napadn¹.- A jeœli.- Pos³uchaj mnie - odwróci³ siê ku niej.- Jak s¹dzisz,dlaczego transport o tak du¿ym znaczeniu, ³adunek z³ota isrebra, sekretna pomoc króla Henselta dla Aedirn,eskortowany jest przez krasnoludów, a nie przez ludzi? Jaju¿ wczoraj widzia³em elfa, który obserwowa³ nas z drzewa.S³ysza³em, jak przeszli w nocy obok obozu.Scoia'tael niezaatakuj¹ krasnoludów, Ciri.- Ale s¹ tu - mruknê³a.- S¹.Krêc¹ siê, otaczaj¹ nas.- Ja wiem, dlaczego oni tu s¹.Poka¿ê ci.Raptownie obróci³ konia, rzuci³ jej wodze.Tr¹ci³akasztana piêtami, ruszy³a szybciej, ale gestem rozkaza³ jejzostaæ z ty³u.Przeciêli szlak, wjechali znowu w kniejê.WiedŸmin prowadzi³, Ciri jecha³a œladem.Obydwoje milczeli.D³ugo.- Spójrz - Geralt wstrzyma³ konia.- Spójrz, Ciri.- Co to jest? - westchnê³a.- Shaerrawedd.Przed nimi, jak daleko pozwala³ widzieæ las, piêtrzy³ysiê g³adko ociosane bloki granitu i marmuru o stêpionych,zaokr¹glonych przez wichry krawêdziach, ozdobione wzorami,wy³ugowanymi przez deszcze, spêkane, potrzaskane przezmrozy, porozsadzane korzeniami drzew.Wœród pni b³yska³ybiel¹ z³amane kolumny, arkady, resztki fryzów, oplecionebluszczem, otulone grub¹ warstw¹ zielonego mchu.- Tu by³.zamek?- Pa³ac.Elfy nie budowa³y zamków.Zsi¹dŸ.Konie nieporadz¹ sobie wœród gruzów.- Kto zniszczy³ to wszystko? Ludzie?- Nie.Oni.Zanim odeszli.- Dlaczego to zrobili?- Wiedzieli, ¿e ju¿ tu nie wróc¹.To by³o po drugimstarciu miêdzy nimi a ludŸmi, ponad dwieœcie lat temu.Przedtem wycofuj¹c siê zostawiali miasta nietkniête.Ludziebudowali na elfich fundamentach.Tak powsta³y Novigrad,Oxenfurt, Wyzima, Tretogor, Maribor, Cidaris.I Cintra.- Cintra te¿?Potwierdzi³ skinieniem g³owy, nie odrywaj¹c wzroku odruin.- Odeszli st¹d - szepnê³a Ciri - ale teraz wracaj¹.Dlaczego?- ¯eby popatrzeæ.- Na co?Bez s³owa po³o¿y³ jej d³oñ na ramieniu, popchn¹³ lekkoprzed sob¹.Zeskoczyli z marmurowych schodów, zeszli ni¿ej,przytrzymuj¹c siê sprê¿ystych leszczyn, kêpamiprzebijaj¹cych siê z ka¿dej wyrwy, z ka¿dej szczeliny womsza³ych, spêkanych p³ytach.- Tu by³o centrum pa³acu.Jego serce.Fontanna.- Tu? - zdziwi³a siê, patrz¹c na zbity g¹szcz olch ibia³e pnie brzóz wœród niekszta³tnych bry³ i bloków.-Tutaj? Tutaj nic nie ma.- ChodŸ.Strumieñ zasilaj¹cy fontannê musia³ czêsto zmieniaækoryto, cierpliwie i nieustannie podmywa³ marmurowe bloki ialabastrowe p³yty, te zaœ osuwa³y siê, tworz¹c tamy, znówkieruj¹c nurt w innym kierunku.W rezultacie ca³y terenpociêty by³ p³ytkimi jarami.Gdzieniegdzie woda sp³ywa³akaskadami po resztkach budowli, omywaj¹c je z liœci, piachui œció³ki - w tych miejscach marmur, terakota i mozaikawci¹¿ tryska³y kolorem i œwie¿oœci¹, jak gdyby le¿a³y tu odtrzech dni, a nie dwóch stuleci.Geralt przeskoczy³ strumieñ, wszed³ pomiêdzy resztkikolumn.Ciri pod¹¿y³a za nim.Zeskoczyli ze zrujnowanychschodów, schylaj¹c g³owy weszli pod nietkniêty ³uk arkady,na wspó³ zagrzebanej w wale ziemnym.WiedŸmin zatrzyma³ siê,wskaza³ rêk¹.Ciri westchnê³a g³oœno.Z barwnego od pot³uczonej terakoty rumowiska wyrasta³wielki krzak ró¿, obsypany dziesi¹tkami przepiêknych,bia³oliliowych kwiatów.Na p³atkach po³yskiwa³y krople rosy,b³yszcz¹ce jak srebro.Krzak oplata³ pêdami du¿¹ p³ytê zbia³ego kamienia.A z p³yty spogl¹da³a na nich smutna,urodziwa twarz, której delikatnych i szlachetnych rysów niezdo³a³y zamazaæ i rozmyæ ulewy i œniegi.Twarz, której niezdo³a³y zeszpeciæ d³uta grabie¿ców wyd³ubuj¹cych zp³askorzeŸby z³ote ornamenty, mazaikê i szlachetne kamienie.- Aelirenn - powiedzia³ Geralt po d³ugim milczeniu.- Jest piêkna - szepnê³a Ciri, chwytaj¹c go za rêkê.WiedŸmin jakby tego nie zauwa¿y³.Patrzy³ na rzeŸbê i by³daleko, daleko, w innym œwiecie i czasie.- Aelirenn - powtórzy³ po chwili.- Przez krasnoludów iludzi nazywana Eliren¹.Poprowadzi³a ich do walki dwieœcielat temu.Starszyzna elfów by³a temu przeciwna.Wiedzieli,¿e nie maj¹ szans.¯e mog¹ nie podnieœæ siê ju¿ po klêsce.Chcieli ratowaæ swój lud, chcieli przetrwaæ.Postanowilizniszczyæ miasta, wycofaæ siê w niedostêpne, dzikie góry.i czekaæ.Elfy s¹ d³ugowieczne, Ciri.Wed³ug naszej miaryczasu, prawie nieœmiertelne.Ludzie wydawali siê im czymœ,co przeminie jak susza, jak sroga zima, jak plaga szarañczy,po których przychodzi deszcz, wiosna, nowy urodzaj.Chcieliprzeczekaæ.Przetrwaæ.Postanowili zniszczyæ miasta ipa³ace.W tym i ich dumê - piêkne Shaerrawedd.Chcieliprzetrwaæ, ale Elirena.Elirena poderwa³a m³odzie¿.Porwali za broñ i poszli za ni¹ na ostatni, rozpaczliwy bój.I zmasakrowano ich.Bezlitoœnie zmasakrowano.Ciri milcza³a, wpatrzona w piêkne i martwe oblicze.- Ginêli z jej imieniem na ustach - podj¹³ cichowiedŸmin.- Powtarzaj¹c jej wezwanie, jej krzyk, ginêli zaShaerrawedd.Bo Shaerrawedd by³o symbolem.Ginêli za kamieñ imarmur - i za Aelirenn.Tak, jak im obieca³a, ginêli godnie,bohatersko, z honorem.Ocalili honor, ale zgubili, skazalina zag³adê w³asn¹ rasê.W³asny lud.Pamiêtasz, co mówi³ ciYarpen? Kto panuje nad œwiatem, a kto wymiera? Wyjaœni³ cito grubiañsko, ale prawdziwie.Elfy s¹ d³ugowieczne, alewy³¹cznie ich m³odzie¿ jest p³odna, tylko m³odzie¿ mo¿e mieæpotomstwo.A prawie ca³a elfia m³odzie¿ posz³a wówczas zaEliren¹.Za Aelirenn, za Bia³¹ Ró¿¹ z Shaerrawedd.Stoimywœród ruin jej pa³acu, przy fontannie, której pluskus³ucha³a wieczorami.A to.to by³y jej kwiaty.Ciri milcza³a [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||