Index czesc 01 rozdzial 01 czesc 04 rozdzial 04 czesc 02 rozdzial 03 (3) czesc 05 rozdzial 03 (2) czesc 05 rozdzial 01 (3) rozdzial 05 (206) rozdzial 07 (91) rozdzial 02 (20) rozdzial 05 (14) rozdzial 09 (214) |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Foster Alan Dean - Przeklęci Tom 01 - Sojusznicy - Rozdział 28 Kaldaq popadał w coraz głębsze zgorzknienie.Walka nigdzie nie była łatwa, alena Kantarii wszystko jakby sprzysięgło się przeciwko niemu. Ląd planety przecinały skaliste góry poznaczone głębokimi dolinami i wartkimistrumieniami.Na dodatek nieustannie padał lodowaty deszcz.Dopiero coskończyła się tutaj epoka lodowcowa i nie pozostało to bez wpływu zarówno natopografię, jak i na klimat, który łagodniał tylko w wąskim pasie wokółrównika. Najgorsze zaś, że Massudzi nie mieli na Kantarii dość miejsca na bieganie. Deszcz działał na te uwielbiające blask słońca istoty demoralizująco.Podobniewidok śniegu okrywającego górskie szczyty.Chłód był do wytrzymania, ale teopady.Wszystko pleśniało od wilgoci, wystarczyło małe zaniedbanie higieny,a liszaje okrywały nawet stopy. Tubylcy, niewielkie, szczupłe dwunogi, pierzchali na widok każdej obcej istotyi kryli się w kamiennych chatach, gdzie pełni lęku zbijali się w grupki wokółpaleniska.W rzadko rozrzuconych miastach widywało się większe budowle zespojonych surowym cementem otoczaków. Po niespełna roku Kaldaq pojął, że na Kantarii żadnej ze stron zwycięstwo nieprzyjdzie łatwo.Ukształtowanie terenu utrudniało walkę, tubylcy władaliwprawdzie wszyscy tym samym językiem, który różnił się tylko dialektami, alenie mieli centralnych instytucji władzy.Doszli zaledwie do szczebla plemion iklanów.Wymiana handlowa dopiero raczkowała, co zresztą nie dziwiło. Wojska Gromady wyzwoliły sporą część lądu, ale co z tego, kiedy oddziały wrogai tak przenikały bez przerwy dolinami i wzdłuż łańcuchów górskich.Zdarzałosię w ciągu tego roku, że jakiś odcinek kilka razy przechodził z rąk do rąk.Nieprzyjaciel umacniał opanowane miasta, zaś satelity komunikacyjne nigdy niezagrzewały zbyt długo miejsca na orbicie i łączność szwankowała cały czas. Wojna wlokła się niemiłosiernie, obie strony urządzały czasem wypady naumocnione pozycje.Ostatnia próba opanowania pewnego większego miastaskończyła się totalną klęską.Lądujący transportowiec dostał się pod ostrzałoddziałów walczących na otwartej przestrzeni oraz tych okopanych na stokachgór.Nieliczni, którzy ocaleli, porównywali potem desant do penetracji piecahutniczego. W odróżnieniu od walk na innych światach, tutaj ofiary wśród tubylców byłyznaczne.Walki toczyły się praktycznie na podwórkach ich chat i chowanie sięna widok uzbrojonych oddziałów nie mogło w żaden sposób pomóc. Jedyną pociechą pozostawał fakt, że wrogowi było równie ciężko.Ale wrógsiedział na Kantarii już od dawna, kontrolował większość planety i powoli alenieustannie spychał wojska Gromady w stronę morza. Nie działo się to za sprawą lepszego uzbrojenia czy wyszkolenia Krygolitów.Zdolności Mazveków (którzy faktycznie całkiem dobrze radzili sobie w tychwarunkach) też nie miały wiele do rzeczy.Kaldaq wiedział, że za sukcesamiprzeciwnika stoi jego fanatyzm, ślepota na wszystko poza Celem i skłonność dobezgranicznych poświęceń w jego imię. Co gorsza, Massudzi rzadko potrafili obronić zdobyte doliny.Byli po prostuzbyt osłabieni wilgocią, wyczerpani deszczem.Zdrowie im szwankowało, poczucieobowiązku słabło, bezczynność demoralizowała. Tymczasem nieszczęśni Kantarianie wysłuchiwali peror obu stron i coraz mniejwiedzieli, komu właściwie mają wierzyć.Nie byli dość rozwinięci, by pojąćistotę sporu, nie wspominając o koncepcji Celu. Ampliturowie mieli jeszcze jedną przewagę.Wystarczyłopoprosić jakiegoś wodza czy kacyka o chwilę rozmowy, przestać mu odpowiedniprzekaz myślowy, a on już mówił swoim ludziom, co trzeba. Z początkiem drugiego roku walk na Kantarii Kaldaq stracił Jaruselkę.Strona główna Indeks [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||