Index
czesc 01 rozdzial 01
czesc 04 rozdzial 04
czesc 02 rozdzial 03 (3)
czesc 05 rozdzial 03 (2)
czesc 05 rozdzial 01 (3)
rozdzial 05 (206)
rozdzial 07 (91)
rozdzial 02 (20)
rozdzial 05 (14)
rozdzial 09 (214)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • edytagallery.xlx.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .    - Mogę zrobić jeszcze więcej - wybuchnęła.I faktycznie mogła.Mogła wypowiedzieć trzy słowa: Daite gorod Polymat - i Albert, Harriet oraz Sigfryd von Psych, a więc każdy z programów Robina musiałby się podporządkować jej własnemu, potężnemu programowi, Polimatowi, czyli programowi, którym posługiwała się, by je napisać, nadrzędnemu programowi zawierającemu wszelkie polecenia, które one posiadały.A potem niech spróbują zrobić ją w konia! Niech zobaczą, czy są w stanie zachować poufny charakter swoich pamięci.Niech.    - O Boże - jęknęła.- Co ja wyprawiam? Zamierzam pouczać własne programy!    - Słucham?    Odetchnęła głęboko.Ni to wybuchnęła śmiechem, ni to zaszlochała.    - Skasuj, co powiedziałem przed chwilą - poleciła.- Nie widzę żadnych usterek w oprogramowaniu ani twoim, ani psychoanalityka.Jeśli zaś on uważa, że Robin powinien rozładować swoje stresy, to ja nie mogę tego unieważnić, ani też nie będę się wtrącać.Już nie - poprawiła się chcąc być wobec siebie w porządku.    Co dziwne, Essie Laworowna-Broadhead chciała „być w porządku" nawet w stosunku do własnych tworów.Taki program jak Albert Einstein był zbyt pojemny, skomplikowany, subtelny i wreszcie skuteczny.Jednak nawet S.Ja.Laworowna nie mogła podobnego programu ułożyć sama - do tego potrzebny był jej Polimat.Program w rodzaju Alberta Einsteina uczył się, rozrastał i w trakcie działania na nowo określał swoje działania, lecz nawet jego autor nie był w stanie powiedzieć, dlaczego podał ten, a nie inny bit informacji.Mógł jedynie zaobserwować jak pracuje i oceniać go na podstawie wykonanych poleceń.    Kiedy jednak niespokojnie wierciła się w pościeli (zostały jeszcze 22 minuty!) przyszło jej na myśl, że w zasadzie świat nie był wobec niej tak całkowicie w porządku! Cóż to za sprawiedliwość, jeśli te wszystkie baśniowe cuda zalewają świat właśnie teraz, jeśli właśnie teraz pojawiają się niebezpieczeństwa i dylematy, teraz, kiedy ona być może nie dożyje chwili, by zobaczyć co z tego wyniknie.Czy z Peterem Herterem można się dogadać? Czy wiedza, jaką przekazały wachlarze modlitewne i badacze, umożliwi zrealizowanie tego wszystkiego, co obiecał Robin - że nakarmi świat, uszczęśliwi wszystkich ludzi, umożliwi ludzkości zbadanie kosmosu? Tyle tych pytań, a nim zajdzie dzisiaj słońce, ona być może nie będzie już żyła i nigdy nie pozna odpowiedzi.To nie fair.Wszystko razem.A już najbardziej to, że jeśli umrze w wyniku operacji, nigdy tak naprawdę się nie dowie, jakiego wyboru dokonałby Robin, gdyby przypadkiem odnaleziono jego dawną miłość.    Zdała sobie sprawę, że czas mija.Albert cierpliwie czekał na ekranie, od czasu do czasu poruszając się jedynie, by possać fajkę lub, podciągając do góry luźny sweter, podrapać się po brzuchu i przypomnieć jej, że czeka w pogotowiu.    Gospodarna dusza cybernetyka, jaką miała Essie, z oburzeniem nakazywała jej wykorzystać program lub go wyłączyć.Co za potworna strata czasu dla maszyny! Wahała się jednak.Pozostały jeszcze pytania, które należało zadać.    Stojąca w progu pielęgniarka zajrzała do środka.    - Dzień dobry, pani Broadhead - powiedziała widząc, że Essie ma oczy szeroko otwarte.    - Czy już czas? - głos Essie niespodziewanie się załamał.    - Zostało kilka minut.Może pani jeszcze chwilę porozmawiać.    - Nie ma sensu - Essie pokręciła głową i wyłączyła program.Decyzję podjęła bez trudu.Nie przyszło jej do głowy, że niektóre pytania, jakich nie zadała, mogą okazać się ważne.    Po wyłączeniu Albert nie od razu zniknął z ekranu.    - Nigdy nie można powiedzieć wszystkiego - stwierdził kiedyś Henry James.Albert znał Henry Jamesa jedynie jako hasło, choć dotychczas nie miał okazji bardziej go zgłębić.Doskonale natomiast rozumiał znaczenie tego aforyzmu.Nigdy nie mógł powiedzieć wszystkiego, nawet swemu panu.Gdyby usiłował, zawiódłby jako program.    Ale co z tego wybrać?    Na najniższym strukturalnym poziomie program Alberta wpuszczał informacje o określonej mieszanej „wadze" i odrzucał inne.To dość proste.Program jednak był redundantny.Niektóre dane przedostawały się różnymi wejściami, czasami wejść tych były całe setki.Co miał jednak zrobić program, kiedy na niektórych widniało „go", a na innych „no go"? Posiadał algorytmy, których zadaniem było testowanie ważności, jednakże na niektórych poziomach algorytmy poddawały próbie zasoby o pojemności 60 miliardów gigabajtów - lub też wszechświat pełen bitów; dawno temu Meyer i Stockmeyer udowodnili, że niezależnie od mocy komputera niektórych problemów nie zdąży się rozwiązać nawet w ciągu istnienia wszechświata.Problemy, które nurtowały Alberta, nie osiągały takiej skali.Nie potrafił jednak znaleźć algorytmu, który by rozstrzygnął czy powinien, na przykład, poruszyć temat zagadkowych implikacji Zasady Macha w odniesieniu do historii Heechów.Co gorsza, był programem prawnie zastrzeżonym.Ciekawe, co by się stało, gdyby przeniósł swoje domysły do czysto naukowo-badawczego programu? Na to jednak nie zezwalały jego główne dyrektywy z podstawowego oprogramowania.    Przez prawie tysięczną część sekundy Albert pozostawał więc na ekranie rozpatrując ponownie stojące przed nim alternatywy.Czy kiedy następnym razem zostanie wezwany przez Robina, powinien przedstawić mu dręczące go złe przeczucia na temat potencjalnie przerażającej prawdy, która kryje się za Niebem Heechów?    W ciągu tej długiej tysięcznej części sekundy nie doszedł jednak do żadnego wniosku, a na jego elementy wystąpiło zapotrzebowanie gdzie indziej.    Zdezintegrował się więc.    Jedną część przekazał do pokładów powolnej pamięci, inną - zgodnie z zapotrzebowaniem - przeznaczył do rozwiązania bieżących problemów, aż całość Alberta Einsteina, niczym woda w piasek, wsiąkła w 6x1019 bitów nie zostawiając najmniejszego nawet śladu.Niektóre z jego programów dołączyły do innych w symulowanej grze wojennej, w której Key West zaatakowano od strony Grand Cayman.Inne pomagały programowi kontrolera ruchu w Dallas Forth Worth, kiedy samolot Robina Broadheada podchodził do lądowania.Później, znacznie później, gdy doktor Wilma Liederman zaczęła operację, jego część uczestniczyła w kontroli życiowych funkcji Essie.Po wielu godzinach jeden malutki bit pomógł rozwiązać zagadkę wachlarzy modlitewnych.Została najprostsza, najmniej inteligentna i najmniejsza ze wszystkich cząstka, by nadzorować program, który przygotowywał kawę cajun i bułeczki oraz sprzątał mieszkanie na przyjazd Robina.60 miliardów gigabitów potrafili wiele.Nawet umyć okna.Strona główna   Indeks    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.