Index czesc 01 rozdzial 01 czesc 04 rozdzial 04 czesc 02 rozdzial 03 (3) czesc 05 rozdzial 03 (2) czesc 05 rozdzial 01 (3) rozdzial 05 (206) rozdzial 07 (91) rozdzial 02 (20) rozdzial 05 (14) rozdzial 09 (214) |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] . Skurczony pod stołem, zalany krwią dziad słyszał, jakprzez chwilę trwał ten upiorny duet - wrzeszcząca monotonniedziewka służebna i spazmatycznie wyjący Fripp. Dziewka umilkła pierwsza, kończąc wrzask nieludzkim,dławiącym się skrzekiem.Fripp po prostu ucichł. - Mamo.- powiedział nagle, całkiem wyraźnie iprzytomnie.- Mamusiu.Jak to tak.Jak to.Co mi.sięstało? Co mi.jest? - Umierasz - powiedziała oszpecona dziewczyna. Dziadowi resztka włosów stanęła sztorcem na głowie.By powstrzymać dzwonienie zębów, zacisnął je na rękawie sukmany. Cyprian Fripp Młodszy wydał z siebie odgłos, jakgdyby cos z trudem przełykał.Więcej odgłosów już nie wydawał.Żadnych. Było zupełnie cicho. - Coś ty uczyniła.- zajęczał w ciszy karczmarz.-Coś ty uczyniła, dziewczyno. - Jestem wiedźminką.Zabijam potwory. - Powieszą nas.Wieś i karczmę spalą! - Zabijam potwory - powtórzyła, a w jej głosie naglezjawiło się coś jakby zdziwienie.Jakby wahanie.Niepewność. Karczmarz zajęczał, zastękał.I zaszlochał.Dziad powoli wylazł spod stołu, odsuwając się od trupaDede Yargasa, od jego ohydnie rozrąbanej twarzy. - Na czarnej klaczy jedziesz.- wymamrotał.- Nocączarną jak kir.Ślady za sobą zamiatasz. Dziewczyna odwróciła się, spojrzała na niego.Twarzjuż zdążyła okręcić szalem, z nad szala patrzyły obramowaneczarnymi kręgami oczy upiorzycy. - Kto się z tobą spotka - wybełkotał dziad - ten jużnie odejmie się śmierci.Boś ty sama jest śmiercią. Dziewczyna patrzyła na niego.Długo.I dość obojętnie. - Masz rację - powiedziała wreszcie.***** Gdzieś na bagnach, daleko, ale znacznie bliżej niżpoprzednio, po raz wtóry rozbrzmiało zawodzące wycie beann'shie. Vysogota leżał na podłodze, na którą osunął się, gdywstawał z łóżka.Z przerażeniem stwierdził, że nie możewstać.Jego serce tłukło się, podjeżdżało pod gardło, dławiło. Wiedział już, czyją śmierć zwiastuje nocny krzyk elfiegowidma.Życie było piękne, pomyślał.Mimo wszystko. - Bogowie.- wyszeptał.- Nie wierzę w was.Alejeśli jednak istniejecie. Potworny ból eksplodował mu nagle w piersi, zamostkiem.Gdzieś na bagnach, daleko, ale znacznie bliżej niżpoprzednio, beann'shie zaskowyczała dziko po raz trzeci. - Jeśli istniejecie, miejcie w opiece wiedźminkę naszlaku!Strona główna Indeks [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||